sześć

12.4K 1.7K 377
                                    

obiecałam wam maraton... więc jak rozwalicie staty, to jutro również wpadnie rozdział :)

co złego to nie ja #LGCsoe

...

Derek

Czwartek mijał dłużej niż cały tydzień. Doszedłem do momentu, w którym moje wycieńczenie było w stanie wycieńczenia.

Nie mogłem spać na nowym miejscu. Nie mogłem przyzwyczaić się do posiadłości Mabel i swojego pokoju tam, który był wielki, miał balkon, ale był też taki... pusty. Nie bawiłem się w przenoszenie wszystkich drobiazgów, bo chyba wciąż żyłem w jakimś zawieszeniu.

Nie dopuszczałem do siebie myśli, że Rosalie może zostać ze mną na zawsze.

Jakkolwiek źle to brzmi.

Miałem włączony tryb, który brzmi: wystarczy odnaleźć Emily i wszystko wróci do normy.

Niezbyt dopuszczałem do siebie inne myśli.

Oczywiście zmieniłoby się to, że teraz, wiedząc o Rosie, pomagałbym Emily jak tylko mogę. Utrzymywałbym z nią kontakt, jeśli nasze relacje się polepszą i starałbym się być najlepszym ojcem jakim być mogę.

Ale w grę w ogóle nie wchodziło... zatrzymanie Rosalie na zawsze u siebie. Nie dałbym sobie rady. Już teraz nie daję.

Litości, wróciłem z podkulonym ogonem do matki, bo moje życie nie było, nie jest i nie będzie gotowe na posiadanie dziecka.

Przyznam otwarcie, że tęskniłem za swoim życiem. Do tego stopnia, że po pracy wracałem do swojego apartamentu w Nowym Jorku i to tylko po to, aby przespać się tam na kanapie albo popatrzeć przez okno. Poczuć się jak dawniej.

I aby odwlekać powrót do mojego nowego domu, gdzie czeka tylko płacz, wrzask albo druga skrajność czyli ciche dni.

Jechałem tam z niechęcią. Zmuszając się do zachowania zimnej krwi, jednocześnie mając wrażenie, że wkrótce zacznę płakać tak samo jak Rosalie.

Zaparkowałem na podjeździe, na już swoim stałym miejscu, czując nagły przypływ adrenaliny, gdy zauważyłem niebieskiego pickupa. Zerknąłem dla upewnienia się na datę. Był czwartek, siedemnasta. Sophie miała zacząć pracę od jutra.

Jednak moja ekscytacja nie ugasła. Nie zamierzałem narzekać. Wysiadłem z samochodu, jakoś chętniej wracając do „domu".

Wszedłem do środka, zostawiając kurtkę i buty w przedpokoju, od razu kierując się do salonu. Zastałem tam tylko Mabel, więc zmarszczyłem brwi.

– Cześć – rzuciłem, a ona odwróciła w moją stronę głowę.

Siedziała na kanapie, z czytnikiem książek w ręce. Zerknęła na mnie spod swoich okularów do czytania.

– Cześć, synu – odparła. – Zostawiłam dla ciebie obiad. Podgrzej go sobie.

– Gdzie Rosalie? – zapytałem od razu, rozwiązując krawat pod swoją szyją, bo uwierał mnie cały wieczór.

– Przyjechała ta cała Sophie, aby dopracować niuanse i jak Rosie ją zobaczyła, to już nie dała jej odejść. Bawią się razem w pokoju małej – wyjaśniła mi, na co uniosłem wysoko brwi. – Będzie dla niej dobrą opiekunką.

Wyjaśniłem Mabel co nieco o Sophie, ale nie wdawałem się w szczegóły. Na przykład w takie, skąd dokładnie one się znają. Ani skąd ja znam Sophie.

– Nie ma być jej opiekunką. Nie chcę zwalać na nią całej odpowiedzialności i opieki nad małą. Chcę, żeby mi pomogła nawiązać z moją córką kontakt.

LITTLE GETAWAY CAR [+18]Where stories live. Discover now