cztery

13.8K 1.7K 352
                                    

Wracamy do regularności, kochani! I ja i wy, więc jak zrobicie rozpieprz tu i na Twitterze #LGCsoe, to widzimy się również jutro

co złego to nie ja

...

Derek

Robiłem z siebie głupka przez całą drogę, próbując jakoś zagadać do Rosalie. Śpiewałem nawet piosenki dla dzieci, które puszczałem ze spotify, ale to nie działało. Ona milczała, siedząc z tyłu z foteliku i mierząc mnie wzrokiem, co widziałem w lusterku wstecznym.

Miałem wrażenie, że ma mnie za idiotę.

Poddałem się po połowie drogi i umilkłem. Jechaliśmy tak w ciszy, gdzie grały tylko hity przedszkolaków, aż po pięćdziesięciu pięciu minutach dotarliśmy do posiadłości Mabel.

Ten dom miał wielki podjazd i ogród. Chociaż o połowę mniejszy od willi ojca z Richmond, to wciąż prezentował się bardzo dobrze. Biały, dwupiętrowy, w stylu willi z lat 70. Gdzieniegdzie kolumny miały wyrzeźbione wnęki i piękne, grawerowane wzory.

Gdy parkowałem i odpinałem Rosalie ze specjalnie zakupionego dla niej fotelika. Postawiłem ją na ziemi, skąd czmychnęła mi bokiem. Zdążyłem tylko obrócić głowę, a ona już była przy schodach, z których zbiegał ku niej pies.

Widzieli się pierwszy raz w życiu, a jakimś dziwnym sposobem zachowywali się, jakby bardzo się za sobą stęsknili. Suczka skoczyła przeszczęśliwa na Rosalie, która pisnęła uradowana, zanosząc się śmiechem. Przesłodkim, uroczym jak cholera dźwiękiem, który na moment mnie ogłuszył.

To pierwszy raz, gdy słyszę jej śmiech.

Mała kucnęła, chwiejąc się przy tym, gdy pies skoczył przednimi łapkami na jej kolana. Wystawił jęzor, cały uradowany, sapiąc głośno.

– Dzień dobry, synu – wypowiedziała Mabel, podchodząc do mnie.

Zamknąłem drzwi od samochodu, odwracając się w jej stronę. Miała na sobie dopasowany dres, dół i góra w kolorze granatowym, ze świecącymi gdzieniegdzie cekinami. Rozłożyła ramiona, przytulając mnie, na co się odrobinę spiąłem.

Była strasznie chuda. Niemalże czułam jej kości i bałem się, że coś jej pogruchoczę przez ten uścisk. Chemioterapia pozostawiła po niej jedynie cień człowieka, którym kiedyś była. Mam wrażenie, że wyglądała teraz starzej niż wskazywał jej wiek i zdecydowanie bardzo schorowanie, chociaż na ten moment jej stan był stabilny.

Odsunąłem się od niej, widząc jak uśmiechnęła się szeroko.

Moje stosunki z Mabel należą od zawsze do nijakich. Nie ma ich po prostu. O ile Alex jej nienawidzi i ma do tego pełne prawo, ja nie czuję nic.

Matka nigdy nie naruszyła mojej przestrzeni osobistej. Mój brat był tym, który przyjmował na siebie jej złość, za co i ja nie potrafię jej wybaczyć. Jednak ostatni rok... Ona naprawdę się zmieniła.

Zaczynając od błahostek jak jej ubiór, który nie był już tak ekstrawagancki, ale wciąż lubiła się stroić, kończąc na jej zachowaniu. Uśmiechała się więcej, próbowała utrzymywać kontakt i skończyła z tym protekcjonalnym tonem. A przynajmniej nie używała go tak często.

– Och, dzień dobry, moje słoneczko – wykrzyknęła uradowana, na widok Rosalie. – Jak się cieszę, że mnie odwiedziliście.

– Dzień dobry – powiedziała cicho dziewczynka, wciąż trzymając pod pachą swoją maskotkę, a rączkami głaskając głowę uradowanego psa.

– Chodź do mnie, słodzinko. Jakaś ty chudziutka, czy ten twój tata w ogóle cię karmi? – zapytała, wyjmując do niej ręce, jakby chciała ją podnieść. Mała jednak nie zareagowała, wciąż bawiąc się z psem.

LITTLE GETAWAY CAR [+18]Where stories live. Discover now