dwadzieścia

12.3K 1.4K 365
                                    

wiecie co robić! #LGCsoe

co złego to nie ja

...

Derek

Dni pędziły jak szalone. Zanim się obejrzałem, przywitaliśmy nowy rok – 2025. Spędziłem go w domu z moimi kobietami i nigdy, przenigdy nie byłem bardziej szczęśliwy. Żadne noworoczne imprezy i upijanie się alkoholem albo wystawne bale Sylwestrowe nie były w stanie dorównać temu, jak w noc 31 grudnia oglądaliśmy wspólnie bajki na kanapie w salonie domu.

Rosie zasnęła już po dwudziestej pierwszej, wtulona w Soph, która gładziła jej śliczne włoski. Nie mogłem napatrzeć się na ten widok, który zupełnie mnie rozczulał i sprawiał, że moje serce biło szybciej. Mocniej.

Że moje serce pragnęło widzieć takie obrazki codziennie. Pragnąłem zasypiać z tymi dwiema kobietami, budzić się z nimi i przeżywać każdy dzień, czując jak na nowo wracam do życia. To mnie doszczętnie przerażało, gdyż zalewie pół roku temu nie miałem pojęcia o ich istnieniu.

Kiedy mała poszła już spać do siebie, zostaliśmy we dwoje, popijając szampana i przytulając się na kanapie, gdy za oknami rozpoczął się pokaz fajerwerków. Sophie wtuliła się w mój bok i trwaliśmy tak w ciszy, nie potrzebując absolutnie niczego więcej do szczęścia.

Kolejne dni zdawały się być równie piękne. Pierwsze tygodnie stycznia choć mroźne, przepełnione były gorącymi randkami i wieczorami, w których się kochaliśmy, nigdy jednak nie idąc na całość. Czułem, że to nie był jeszcze odpowiedni moment.

Że pomiędzy nami pozostają jakieś niewypowiedziane sprawy, które wciąż blokują nas przed pełnią szczęścia.

I wiem nawet jakie imię te sprawy noszą.

Ta piękna bańka pękła po raz pierwszy z początkiem lutego.

Wróciłem do domu dość późno, bo widziałem się z Sophie na mieście. Czekałem aż skończy zmianę w kinie, aby spędzić z nią czas i razem postanowiliśmy, że przyjedziemy do Mabel, aby tutaj przenocować. Mieliśmy jednak taką głupią tradycję, że w jej oczach pozostaliśmy platoniczni. Czyli sypialiśmy w osobnych pokojach albo się zakradaliśmy. W tym domu jednak jest też Rosie, a takie wielkie nowiny powinna mieć wprowadzane powoli i stopniowo.

– Jestem dosłownie wywalona z butów – mruknęła Soph, gdy wysiedliśmy z samochodu. – Chyba rozkłada mnie choróbsko.

– Zrobię ci gorącą herbatę i poczujesz się lepiej – odpowiedziałem, dorównując jej kroku.

– Macie gości? – spytała nagle, wskazując na samochód na podjeździe. Odwróciłem głowę w jej stronę, marszcząc brwi. – Czyje to auto?

– Nie mam pojęcia – powiedziałem cicho, otwierając drzwi i przepuszczając w nich Sophie.

I już od momentu, w którym przekroczyliśmy próg, do naszych uszu dotarł rozdzierający serca płacz Rosie. Wrzask tak głośny i histeryczny jak ten, które miewała na samym początku jej pojawienia się tutaj. Wtedy były one zasadne, ale teraz?

– Co się dzieje? – zapytałem głośno, rzucając to słowo w eter.

Sophie rzuciła torebkę w bok, nie dbając o to w ogóle i wbiegła do salonu zaraz obok mnie, rozglądając się dookoła. Mój wzrok był odrobinę przytępiony przez złość i strach, jakie się we mnie zmieszały w momencie, w którym zobaczyłem ten obrazek.

Rosie chowającą się pod stołem w jadalni, wrzeszczącą i płaczącą. Mabel, która klęczała przy tym stole, mówiąc coś do niej i namawiając ją do wyjścia.

LITTLE GETAWAY CAR [+18]Where stories live. Discover now