27. FROG (Zbaw nas ode złego) - PART 4 (ost.)

282 21 40
                                    

Ile razy można kogoś tracić? Ile razy martwić się, czy jeszcze zobaczy się go żywego? W przypadku Sama Dean martwił się o niego dłużej niż o Casa, właściwie całe swoje życie. Casa znał od nieco ponad dekady. Oczywiście tego nie rozgraniczał, trwoga była równa w obu przypadkach. Nie wyobrażał sobie życia ani bez jednego, ani bez drugiego – jechali pod blok, w którym mieszkał Santino i Cas głaszczący go po ręce pozwalał mu prowadzić, trzymając dławiącą go wściekłość w ryzach. Gdyby nie dotyk ukochanego, prawdopodobnie rozbiłby się nim dojechałby gdziekolwiek.

Nie wyszli jeszcze z samochodu, a zaczęło padać. Na ostatnim piętrze bloku słychać było deszcz uderzający w dach.

– Mam klucz uniwersalny – Garth zaoferował się, ale Dean nawet się nie zastanowił. Wykopał drzwi, aż walnęły z hukiem o ścianę przedpokoju, weszli do mieszkania; Cas położył Deanowi rękę na ramieniu, w mieszkaniu zastali syf nie mniejszy od tego u Crenny i Griggsa. Santino najwyraźniej nie zajmował się żadnym przyziemnym zajęciem, nie wyrzucał śmieci, nie odstawiał naczyń do zlewu. Robił pod siebie. Starożytne byty, kurwa ich mać. Crowley przynajmniej nie srał gdzie popadnie.

– Dean, zlituj się, na miłość boską – Cas syknął, bo Dean przecinał pokoje w tempie ekspresowym. Z impali zabrali ze sobą strzelby nabite solą. – On może być za każdym rogiem!

– I dobrze. Ukręcę mu łeb.

Ale Santino nie było w domu, Cas nie wyczuwał jego demonicznej obecności, w „apartamencie" było duszno, panował przykry zapach, właściciela jednak nie zastali.

– Słyszycie to? – brunet nadstawił uszu. Garth powęszył w powietrzu.

– Niczego nie słyszę.

– No właśnie. Nawet deszczu.

Chwilę wcześniej, na korytarzu, słyszeli bębnienie – w środku nic, cisza. Pustka. Deszcz powinien był odbijać się od szyb. Smród przybrał na sile, w miarę jak zbliżyli się do sypialni; cofnęli się wszyscy troje, wszedłszy do niej i znalazłszy jego źródło, w sypialni Santino, nad jego łóżkiem, powieszono drewniany krzyż, a na nim kota, któremu rozpruto bebech.

– Moim frytkom zanosi się na ewakuację! – Garth zgiął się wpół, walcząc z niestrawnością.

– Ukrzyżował kota – Dean parsknął, przez zasłonięte usta. – Pierdolony pojeb. Fuck – zaklął, wychodząc z pokoju. Kiedy ktoś przybijał do drewnianego krzyża zwierzę, za łapki, uprzednio pozbawiwszy go wnętrzności, jakie szanse na przeżycie miał jego brat? Jeśli nie było go tutaj, dokąd ten psychol go zabrał? – Musimy znaleźć Sama – jęknął, opadając plecami na ścianę. Po zastrzyku adrenaliny w Howl at the Moon opadł z sił, dopadły go wątpliwości i poczucie beznadziei. Sam mógł być teraz wszędzie. Santino mógł być wszędzie. – Wariat zrobi mu krzywdę.

– Starożytne cywilizacje czciły koty – Cas wyszedł z pomieszczenia za nim. – Egipt, Babilon. Dla tego demona kot to symbol świętości, a więc wszystkiego, czego nienawidzi. Sprofanował go, jak nowocześniejsze demony profanują kościoły i boskie rzeźby. – Zerknął na męża, Dean przełknął ciężko z głową opartą o ścianę za nim. – Nie panikuj. Zastanówmy się, co dalej. Przeszukajmy to mieszkanie, skoro i tak go nie ma.

– Chcesz w tym grzebać, w tym syfie? W tym chlewie? Cii – Dean oderwał się od ściany, cichy odgłos dobiegł z głębi apartamentu. Popatrzyli na siebie, Castiel pstryknął na Gartha. Pounosili strzelby, ktoś wyraźnie skradał się ku nim od strony wejścia; dotarli do końca pokoju, Dean wyskoczył zza rogu, a wtedy on i Butler krzyknęli równocześnie. – Butler! – blondyn opuścił strzelbę. – Kurwa. Chłopie, strzeliłbym do ciebie! Co tu robisz?

PAMIĘTNIKI WINCHESTERÓWWhere stories live. Discover now