18. SILENCE (Titanic) - PART 5 (ost.)

152 18 16
                                    

Podest do tańca, gdzie bawili się ledwo dwie doby wcześniej, nie wyglądał już tak zachęcająco, jak wtedy, przebiegli koło niego, kierując się ku schodom; ktoś z załogi, mężczyzna w białym mundurku, zatrzasnął barierę odgradzającą niższe pokłady praktycznie przed samym ich nosem.

– Woda! – dało się słyszeć od strony zejścia na pokład F, gdzie mieściła się większość kabin pasażerów trzeciej klasy i ich jadalnie. – Statek tonie!

– Przysięgam, jak dorwę chuja to mu nogi z dupy powyrywam – warknął Dean, zapewne mając na myśli nikogo innego jak Balthazara. – To nie jest śmieszne. Hej! – uderzył w kraty, aż zatrzeszczały. – Jesteśmy z pierwszej klasy, słyszysz, ćwoku? Przepuść nas!

– Bardzo mi przykro, ale w związku z nowymi zarządzeniami...

– W dupie mam wasze zarządzenia! Nazywam się Dean Winchester, to jest mój mąż, a to brat, i masz nas puścić, rozumiesz to, pało? Otwieraj!

Facet zrobił nieznaczny ruch głową, odmawiając i Dean, długo się nie namyślając, sięgnął przez okratowanie, wyrwał mu broń. Cofnął się, ludzie na schodach zrobili mu miejsce, zaskakująco taktownie – wycelował w zamek i strzelił, dwa razy, trafiając bezbłędnie. Przejście otworzyło się.

– Już, ruszać się, wychodzić! – pogonił ich. Spojrzał na broń, to był mały, malutki rewolwer Remington New Line No. 1. – To gówienko a nie pistolet – opróżnił go z nabojów i odrzucił załogantowi, który cofnął się po drugiej stronie przejścia aż pod ścianę.

Sam!

Odwrócili się. Madeleine przyczłapała pod schody, prowadząc na jednym ramieniu starą, siwiuteńką kobiecinę, swoją babcię; w drugiej jej ręce zakołysała się rozklekotana, obdarta walizka.

– Pokład F zalewa – oświadczyła, pomagając Rosenwyn postawić na stopniach pierwszy, ostrożny krok. Obie się zachwiały. – Trzeba ją zabrać do łodzi!

– W porządku – Sam pochylił się, przejmując jej rolę; pozwolił, by kobieta oparła się na nim, przygarbiona, bardzo pomarszczona.

– Maddie, chodź. Szkoda czasu – Dean wskazał kierunek, ale dziewczyna potrząsnęła głową.

– Andrew zamknęli w areszcie.

– Andrew? Tego Andrew? Tego, który się do ciebie przystawiał? Daj spokój, idziemy – pociągnął ją za rękę. – Za niedługo nie będzie dokąd uciekać.

– Nie, nie rozumiesz, on... To ja na niego doniosłam – wyrwała mu się, ponownie ich wszystkich zatrzymując. – Po kolacji. Dean, Castiel, proszę was, jeśli on zginie... To będzie moja wina. Jest tam przeze mnie.

– Raczej przez siebie, jak ktoś jest dupkiem!

Spojrzała na niego w taki sposób, że westchnął ciężko.

– No dobrze. Sam? – kiwnął na brata. – Zabierz Rose do szalupy. Gdzie jest ten areszt? – Madeleine pokazała na zejście do pokładu F, świetnie. A więc wykąpią się w Atlantyku, cudownie. W końcu szkoda by było, gdyby ta główna atrakcja ich ominęła. – Cas – westchnąwszy raz jeszcze zwrócił się do niego, spojrzał mu w jego niebieskie oczy. – Nie posłuchasz, jak ci powiem, żebyś dał mi iść z nią samemu i biegł do łodzi, co?

– Nie – ta szybka, niezachwiana odpowiedź, tak szybka, że prawie wszedł mu w słowo jeszcze nim dokończył pytanie, odrobinę go rozczuliła; tylko odrobinę. Lepiej byłoby, gdyby się zgodził, z drugiej strony... naprawdę chciałby teraz się z nim rozdzielić? W takiej sytuacji?

– Nie wierzę, że idę ratować jakiegoś patałacha – we trójkę, razem z Maddie, zeszli niżej, mijając się z pasażerami uciekającymi wyżej, a zatem w jak najbardziej odpowiednim kierunku; korytarz na pokładzie F był właściwie pusty, kiedy stanęli w nim w wodzie po kolana. Odwrócili głowy w stronę dziobową. Statek wyraźnie zaczynał się przechylać, bo im dalej ku dziobowi, tym wody było więcej, to dlatego wlewała się już na część E, choć tej nie zalała jeszcze w całości. – Madeleine, prowadź.

PAMIĘTNIKI WINCHESTERÓWHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin