8. HELL

248 21 24
                                    

I thought of angels choking on their halos, get them drunk on rose water, see how dirty I can get them pulling out their fragile teeth and clip their tiny wings... Anything you say can and will be held against you, so only say my name, it will be held against you./Myślałem o aniołach dławiących się swoimi aureolami, upij je różaną wodą, zobacz, do jakiego stanu mogę doprowadzić je wyszarpując ich kruche ząbki i obcinając maleńkie skrzydła... Wszystko, co powiesz, może zostać i zostanie wykorzystane przeciwko tobie, więc powiedz moje imię, a tak właśnie je wykorzystam.

Fall Out Boy ft. Foxes, „Just One Yesterday"

– Niczego nie zrozumiałem. Musisz powtórzyć, tylko wyraźniej.

– Wyraźniej, Cas? Jebnąć ci?

Dean wszedł do salonu ze szklanką wody w dłoni, zastając Gabe'a na kanapie, a swojego męża na dywanie, klęczącego przy nim z łokciem wspartym o mebel; ratownicy pogotowia zwinęli się jakieś pięć minut wcześniej, pozostawiwszy na szyi (teraz już byłego) archanioła gruby opatrunek, taki sam, jak ten noszony do niedawna przez Castiela. Co do tego, co się stało, nie było wątpliwości. Gabriel stracił łaskę.

– Mówiłem już trzy razy, byłem w Navasocie – Gabe złapał za podaną mu przez blondyna szklankę. Próba napicia się z niej zaowocowała potężnym wykrzywieniem się z bólu, chyba było na takie rzeczy za wcześnie. – Wstąpiłem do warsztatu wymiany opon, ale wszystko wyglądało okej, więc wyszedłem na ulicę, żeby zadzwonić i przełożyć moją rezerwację w Nilu, a kiedy wróciłem, właściciela już nie było. Ktoś złapał mnie od tyłu i haratnął.

W Nilu? – Cas uniósł brew.

– Klub striptizerski – Dean odchrząknął. – Kto mógł cię zaatakować, Legion? Nie czaję typa. Mógł zabić ciebie, mógł zabić Casa, czemu pozbawił was łaski? To bez sensu.

– Przeniósł mnie tutaj, nawet nie mrugnąłem a wykrwawiałem się na waszej wycieraczce. Chciał, żebyście mnie znaleźli, to jak posłać komuś ściętą głowę w pudełku.

– Dean – Castiel odwrócił się, do męża. – To było nie dalej jak pół godziny temu, jeśli Legion dopiero gromadził ofiary potrzebne do przeprowadzenia rytuału, to pewnie jeszcze do niego nie doszło, może możemy mu zapobiec.

– Jak? – Winchester rozłożył bezradnie ręce. – Słyszałeś, co powiedział przy śniadaniu Sam, samochodem będziemy w Texasie pojutrze.

– Właśnie, samochodem.

– No a jak inaczej chcesz tam dotrzeć? – machnął na siorbiącego wodę Gabriela. – On nas na pewno nie przeniesie!

A ty wyglądasz jak landrynka.

Castiel westchnął ciężko. Jeśli chodziło o pomysł, miał go, tyle że szanse, by jego ukochany na niego przystał, były raczej nikłe. Na pewno takie były.

– W Portland jest... lotnisko – zasugerował ostrożnie. – Samolot doleci na miejsce w przeciągu paru godzin.

Tak, jak się spodziewał, mąż wytrzeszczył na niego oczy.

– Co? Cas, wiesz przecież, że nie wsiądę do samolotu!

– Dean, ale to może być nasza szansa.

– Ten rytuał to pewnie kwestia minut, nawet gdybyśmy dolecieli za jakieś sześć, siedem godzin, to i tak będzie za późno, po co mam się męczyć?

– Sorry, landryneczko, ale tak się składa, że dolecicie dokładnie w porę – Gabriel odstawił szklankę na stół. Przełknął, udając, że nie boli go aż tak, jak bolało i to mimo iż dostał od ratowników z karetki bardzo silny przeciwbólowy środek w zastrzyku. – Na oczyszczane z ludności miejscowości rzucane są zaklęcia zamknięcia w czasie, żeby niepożądanym gościom wydawało się, że z miastem wszystko w porządku. Jeszcze ciepła kawka, całkiem świeży niedojedzony kebab...

PAMIĘTNIKI WINCHESTERÓWWhere stories live. Discover now