7. HEAVEN

266 22 24
                                    

They say in heaven love comes first, we'll make heaven a place on Earth./Mówią, że w niebie miłość jest na pierwszym miejscu, więc uczyńmy niebo miejscem na Ziemi.

Belinda Carlisle, „Heaven is a place on Earth"

Dean Winchester ZAZWYCZAJ działał bez planu. Z nich dwóch to Sam był tym, który wolał wszystko przestudiować i przeanalizować przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji, on uważał takie rzeczy za stratę czasu – szczyt nieprzemyślenia sytuacji i zdecydowania się na coś pod wpływem impulsu? Widać osiągnął go dopiero w swej czwartej dekadzie. Kupił dom w Beaverton.

Jakimś cudem oszczędności na koncie wystarczyło do odkupienia od Emily dwóch domów, jednego, rzecz jasna, dla Deana i Casa, drugiego, po sąsiedzku, dla Sama. Sam oczywiście nie byłby sobą, gdyby poszedł na żywioł, wahał się – trochę przekonał go entuzjazm brata. Trochę fakt, że tułaczka po motelach nie była niczym przyjemnym. Trochę Cas, któremu na pewno wygodniej byłoby teraz, po utracie łaski, w jednym miejscu.

Niech wam będzie" – poddał się, ostatecznie.

Beaverton stanowiło małą miejscowość pod Portland, typowe American Dream, czyli osiedla pełne jednorodzinnych domków z ogródkami, których właściciele co rano wychodzili z teczką do pracy, a w weekendy odpalali grilla. Dean pamiętał doskonale czym skończyła się jego ostatnia próba życia na dłużej w taki sposób, ale przecież teraz miało być inaczej, mieli tu być wszyscy razem, on, Cas, Sam – zresztą, od jakiegoś czasu tamto wspomnienie o Lisie mętniało, z każdym dniem stawało się coraz bardziej rozmyte, jakby wspominał sen. Nie pasował do tamtego świata, nie pasował do Lisy i Bena; szkoda, że musiał przekonać się o tym w tak bolesny sposób. Nigdy nie powinien był tego nawet zaczynać.

– To jest świetne – Cas wskazał jedno z łóżek w katalogu. – Mamy pieniądze, żeby je kupić? Pięćset dolców.

– Kotku, przecież nie będziemy oszczędzać na łóżku – wyrwany z zamyślenia blondyn rzucił na katalog okiem, zza kierownicy. – Zapomnij. To najważniejszy mebel w domu.

Dom, do którego wnieśli z Casem swoje rzeczy, miał umeblowanie, ale tylko częściowe, głównie w kuchni i łazience. Brakowało łóżka w sypialni, nie było telewizora – dlatego też zaraz po pierwszej nocy spędzonej na kanapie, od razu rano, wsiedli z Samem w impalę i ruszyli z powrotem w stronę Portland, na zakupy.

Dean nigdy wcześniej nie kupował takich rzeczy, nie wybierał dywaników, wazoników i tym podobnych pierdół, a lubił, naprawdę lubił urządzać nowe miejsca i skończywszy rozmyślać ponuro o Lisie, a uświadomiwszy sobie, że w najbliższym czasie jego głównymi zmartwieniami będą kolor pościeli i grubość materaca, na nowo dał się ogarnąć prawdziwej ekscytacji.

– Pokaż to – Sam sięgnął do przodu i Castiel podał mu katalog, żeby mógł na niego zerknąć. – Też muszę coś sobie wybrać.

– Pojedyncze dali na początek, Sam – Dean zerknął na niego za pośrednictwem wstecznego lusterka. – No chyba że jaszczura się rozpycha.

Sam przewrócił oczami.

– Myślałem, że się pogodziliśmy.

– Pogodziliśmy się. Nie staram się być wredny, zachowuję się jak brat.

Podkręcił radio i zabębnił w kierownicę w rytm piosenki.

Everytime we touch I get this feeling and everytime we kiss, I swear, I can fly!

Och, humor miał dobry. Przed wyjazdem obejrzał garaż – duży, z pięterkiem, maleńkim poddaszem, na które prowadziły wąskie drewniane schodki. Mógłby urządzić sobie warsztat, nawet sobie w ten sposób dorabiać; Cas zdjął wreszcie opatrunek, to kolejna dobra rzecz. Miał na szyi szramę, bardzo mocno widoczną, ale grunt, że w końcu mógł w miarę normalnie jeść i mówić, bez większego bólu, do tego Jack zdecydował się na jakiś czas z nimi zostać. W sumie spodziewał się, że trudniej będzie przekonać go, żeby odpuścił sobie tymczasowo podróżowanie solo, ale widać przesiedzenie w pętli czasowej dwóch dób dało mu do myślenia, bo właściwie w ogóle nie protestował i nawet zaproponował, żeby dali znać, jak będą wracać, to przygotuje im jajecznicę.

PAMIĘTNIKI WINCHESTERÓWWhere stories live. Discover now