47. Brawo Ty!

440 16 4
                                    

Zaczynałam swój dyżur razem z Nowym, którego jeszcze nie było w bazie co było trochę dziwne, ponieważ za osiem minut zaczynaliśmy dyżur.
Ja byłam już przebrana i gotowa na wezwania, a jego nawet nie było widać.

Siedziałam spokojnie na kanapie i czekałam niecierpliwie na kolegę, gdy nagle usłyszałam jakiś krzyk i równocześnie jakby huk. Wyjrzałam przez okno i ujrzałam Nowego.
Szybko pobiegłam na dół żeby mu pomóc i zobaczyć czy nie zrobił sobie nic poważnego.

- Gabryś! Hej, jak ty to zrobiłeś?- Zapytałam podnosząc z niego rower.

- Zakręciło mi się w głowie i jakoś tak...- Odpowiedział jakoś dziwnie mrugając.

- No to brawo Ty! Ej, czekaj co ty tak mrugasz?- Zapytałam zaniepokojona.

- Jakieś mam mroczki, ale zaraz mi przejdzie.- Mówił, próbując wstać.- Cholera!

- Co ci?

- Nie mogę wstać. Kostka mnie strasznie boli.- Odpowiedział, a na jego twarzy zobaczyłam wyraz bólu.

- Podaj mi rękę, pomogę Ci jakoś i pójdziemy na SOR.

Po chwili udało nam się dotrzeć do szpitala, w którym zespół Wiktora odstawiał pacjenta.

- Rany, Nowy, a tobie co?- Zapytał Banach.

- Spadłem z rowera.

- Pani doktor!-Zaczęłam.- Coś mu jest z kostką i niech zrobią mu jeszcze badanie krwi i dobrze by było żeby zobaczył go okulista.- Powiedziałam wszytko co chciałam i spojrzałam na Gabrysia.

- A dlaczego krew i okulista?- Zapytała zdziwiona dr. Afija.

Podeszłam do niej i poprosiłam na bok poczym szeptem powiedziałam:

- Zawroty głowy i mroczki przed oczami, dlatego właśnie się wywalił.- Zwierzyłam się pani doktor.

Wyszłam ze szpitala razem z zespołem dr. Banacha i udaliśmy się na bazę. Oni poszli do socjalnego, a ja udałam się piętro wyżej aby zgłosić Bielińskiemu co się wydarzyło i, że rzecz jasna nie mam z kim jeździć.
Zapukałam do drzwi jego jak on to mówi ,,gabinetu" i czekałam na odpowiedź, którą po jakichś pięciu sekundach dostałam.
Weszłam do środka i zgłosiłam cały problem, a on powiedział, że będę jeździła z Baśką.

                                               ***

Po dwóch godzinach dostałyśmy kolejne wezwanie do wypadku samochodowego. Jechałyśmy dwie, a za nami w drugim zespole Sonia, Kuba i Alek.

Nareszcie dotarliśmy i ruszyliśmy z pomocą. Było trzech poszkodowanych dlatego potrzebna była też trzecia karetka, więc ją wezwałam.

- Britney, zajmij się dziewczynką, ja wezmę kobietę!- Oznajmiła pospiesznie Basia.

Dziewczynka miała z tego co pamiętam siedem lat. Miała małego misia takiego jak kiedyś ja. Przypomniał mi się ten radosny fragment mojego dzieciństwa... STOP! Britney, wróć. Pacjentka czeka.

- Jak masz na imię?- Zapytałam sprawdzając jej źrenice.

- Julcia.- Odpowiedziała, nie wiedziała za bardzo co się dzieje.

- Ja też jestem Julka, ale mówią mi Britney.- Powiedziałam z uśmiechem.-  Kochanie to jest twoja mama?- Spytałam moją imienniczkę.

- Tak. Mama będzie żyła?

- Zrobimy wszystko co w naszej mocy. Boli Cię coś jak dotykam albo głowa, brzuch?

- Nie.

Udało mi się wyjąć dziewczynkę z samochodu i poszłam z nią do karetki gdzie zrobiłam resztę badań i podałam leki. Zaraz potem zapytałam Basię przez radio jak z matką. Była stabilna i nie miała dużych obrażeń. Odetchnęłam z ulgą. Było mi strasznie szkoda Julci. Była taka malutka i już musiała doświadczyć czegoś takiego.

                                      

Złamać granice przyjaźni Where stories live. Discover now