XXIV

390 27 9
                                    

- Miałem dłużej nieść tą wodę - spytał pan Loki, zwracając naszą uwagę ku sobie?

- Hę?

- Bo zrobiło się dość niezręcznie. Przynajmniej jak dla mnie - pan Stark spojrzał dziwnym wzrokiem na Lokiego, po czym przeniósł go na mnie, jakby szukał ratunku, albo przynajmniej odpowiedzi.

- Nie ma się pan czym przejmować - odpowiedziałem, jednocześnie starając się uśmiechnąć.

- Steve mówił coś żebyście przyszli zjeść za jakieś piętnaście minut - powiedział pan Loki i po chwili wyszedł z pomieszczenia.

- Nawet mi nie mów, że nie jesteś głodny - natychmiast zwrócił się do mnie pan Stark.

- Bo nie jestem. To co? Mam mówić, że jestem, jak nie jestem?

- Zwyczajnie nie mów o jedzeniu, okej?

- Aha.

- Widzimy się zaraz w jadalni.

Po wypowiedzeniu tego zdania zarówno pan Stark, jak i pan Loki opuścili pomieszczenie i zostałem sam w pokoju. Przez chwilę po prostu siedziałem na łóżku, ale nie wytrzymałem zbyt długo i zerwałem się do biurka. Wziąłem długopis i karteczki samoprzylepne, a na ten u góry napisałem wiadomość do pana Starka.

„Nic mi nie jest
Wie pan co robię
Jak coś to dzwońcie"

Po dopisaniu tryumfalnego „Peter" oraz „P.S. Nie zamykaj okna" otworzyłem drzwi szafy, wyciągnąłem z niej plecak i przebrałem się w strój. Na plecak nakleiłem wcześniej napisaną karteczkę i wrzuciłem go spowrotem do szafy. Oby ogarnął.

Wyleciałem z Wieży na pajęczynach i jakiś czas później usłyszałem głos syren.

- Karen, sprawdź proszę co się dzieje - błagam, niech tylko zadziała...

- Zgłoszono próbę kradzieży pieniędzy z kasy w sklepie spożywczym Fairway Market. Brak informacji o ofiarach. Sklep znajduje się tuż za rogiem, należy skręcić w prawo a następnie w lewo.

- Super. Dzięki, Karen.

Poczułem nagły przypływ energii i zrobiłem tak jak nakazała mi Karen. Po chwili znalazłem się naprzeciwko marketu, na dachu jakiegoś budynku.

- Kto jest w sklepie?

- Dwóch zamaskowanych złodziei, obydwoje uzbrojeni, sprzedawca John Smith oraz trzech klientów.

- Jest tylne wejście?

- Tak.

Przebujałem się za budynek i wylądowałem przed jego drzwiami. Ku mojemu zaskoczeniu były otwarte. Wszedłem do środka i od razu usłyszałem głos jakiejś kobiety:

- Wypuście nas, nic nie zrobiliśmy - starałem się jak najciszej zbliżyć do pomieszczenia, w którym znajdowali się złodzieje wraz z zakładnikami.

- Nie licz na to - odpowiedział zamaskowany mężczyzna i już po chwili usłyszałem przeładowanie pistoletu.

Wtedy też z impetem otworzyłem drzwi i wyrwałem pistolet z ręki mężczyzny, który celował do kobiety. Odparłem Jego atak i zwróciłem się do zakładników, żeby uciekli ze sklepu. Pistolet podrzuciłem do góry i przytwierdziłem pajęczyną do sufitu. Następnie podciąłem Mu nią nogi i w ostatniej chwili złapałem w dłoń kulę, która leciała do mnie z pistoletu drugiego sprawcy. Odwróciłem się do Niego i starałem się zaatakować, ale nie obeszło się od tego, że ja również obrywałem. Kulami też. W którymś momencie pajęczy zmysł dał mi znać, o tym, że ten, którego wcześniej obaliłem wstał i w tym samym momencie musiałem podjąć walkę z dwójką mężczyzn. Usłyszałem, że do miejsca zdarzenia zbliżała się policja i poczułem cios na twarzy, przez który wpadłem na ścianę. Chwilę później podniosłem się, złapałem za ramię jednego z mężczyzn i przewróciłem go za siebie, a następnie zakleiłem Mu ręce i nogi. To został jeszcze jeden. Prawie całkowicie skutecznie unikałem strzałów, aż w końcu udało mi się zabrać broń drugiemu napastnikowi. W walce wręcz ten był trochę gorszy, więc udało mi się szybko Go obezwładnić i parę minut później każdego z Nich przekazać w ręce policji.

Po tej akcji jeszcze długo krążyłem po mieście, aż wylądowałem na swoim ulubionym dachu. Zdjąłem maskę, wyciągnąłem telefon i z przerażeniem spojrzałem na ilość wiadomości i nieodebranych połączeń.

Tak... „Jak coś to dzwońcie".

No to w skrócie mam przesrane...

- A ja słyszałem, że miałeś przyjść zjeść za piętnaście minut - w tym samym momencie usłyszałem znajomy głos za sobą.

Lost | irondad | złσ∂zιєנкα мαяzєńWhere stories live. Discover now