XXXVI

271 19 6
                                    

Ostatecznie okazało się, że ze względu na fakt, że pan Stark współpracował kiedyś z Wakandą, znał Shuri.

Shuri poszła razem ze mną do pokoju. Powspominaliśmy trochę już dawne czasy i mogłem śmiało stwierdzić, że podniosło mnie to na duchu. Shuri, jak to Shuri, doprowadziła mnie już w pewnym momencie do łez. Próbowaliśmy się dowiedzieć co z Michelle i potwierdziło się, że prawdopodobnie żyje i ma się dobrze, w sensie fizycznym - jest pod władzą Hydry. Przez resztę czasu Shuri próbowała odwieść mnie od planu zaatakowania Zemo (za co Jej szczerze dziękuję) i zaczęliśmy wymyślać jakiś lepszy plan. Około godziny siedemnastej musiała się zbierać, więc pożegnaliśmy się w dobrych humorach - Ona wróciła do Wakandy, a ja standardowo zacząłem zbyt wiele myśleć. No bo przecież to oczywiste, że nikt mi nie uwierzył, że widziałem MJ. Z myślami na ten temat w głowie wyszedłem przez okno, jeszcze wcześniej zostałem przymuszony do wzięcia telefonu od pana Starka, który kupił specjalnie dla mnie, żeby mieć ze mną kontakt i przeszedłem się do Queens. Wszedłem do dobrze mi znanej kamienicy i udałem się do pani Lauren. Zadzwoniłem parę razy dzwonkiem, ale nie słysząc niczego w środku nieźle się zdziwiłem. Nacisnąłem na klamkę i ku mojemu zdziwieniu zarejestrowałem, że drzwi są otwarte. Wszedłem powoli do środka i zaświeciłem światło w przedsionku. Zobaczyłem panią Lauren siedzącą na kanapie i odetchnąłem z ulgą. Odrobinę przyspieszyłem i rozluźniłem się.

- Dzień dobry, co u pani słychać?

Nie odpowiedziała. Podszedłem do Niej tak, aby zobaczyć Ją od przodu. I pożałowałem, bo ten widok był mi dobrze znany i mógł oznaczać tylko jedno.

Podszedłem bliżej i przyłożyłem palce do Jej szyi. I nie wyczułem tętna.

Chwilę mi zajęło zanim sam siebie doprowadziłem do porządku na tyle, żeby do kogoś zadzwonić. Niedługo później przyjechała policja oraz karetka. Próbowali coś ze mnie wyciągnąć, ale prawdopodobnie zbyt mocno odpłynąłem. Jakiś czas później do Avengers Tower odwiózł mnie sąsiad pani Lauren.

Wszedłem do budynku, a następnie do windy i starałem się wyglądać neutralnie, żeby nikt nie zadawał pytań. Na moje szczęście w drodze do pokoju i tak nie minąłem nikogo znajomego. Odpadłem na podłogę i dopiero w tym momencie zalałem się łzami. Ostatnia osoba, która łączyła mnie z normalnym życiem właśnie odeszła. Wpadłem w histerię i nie za bardzo wiedziałem, co się wokół mnie dzieje. Parę razy wstawałem, okrążyłem pokój i siadałem z powrotem na podłogę. Oczywiście uprzednio zakazałem Friday mówienia komukolwiek, że coś się dzieje.

Potem wypełniła mnie pustka. Na tamtą chwilę zabrakło mi już łez, byłem zdolny tylko do patrzenia się w pustą, białą ścianę. I gdyby drzwi od mojego pokoju się gwałtownie nie otworzyły, patrzyłbym się tak pewnie przez kolejne kilka godzin.

Wzrok ze ściany na pana Starka zwróciłem dopiero, gdy się do mnie odezwał pytając najpierw, gdzie byłem przez tyle czasu, a później, prawdopodobnie przez to jak dotarł do Niego mój obecny stan mentalny, co się stało. A ja nie zadziwiając nikogo nie odpowiedziałem. Nie wiedziałem co mógłbym odpowiedzieć. Musiałbym zacząć historię od początku a nie miałem na to wtedy ani siły, ani chęci.

Pan Stark kucnął naprzeciwko mnie i spojrzał zmartwionym wzrokiem.

- Będzie Ci łatwiej, jak powiesz co się dzieje. A już na pewno mi będzie łatwiej Tobie pomóc.

Chwilę później usiadł koło mnie, a ja mimowolnie oparłem głowę o Jego ramię.

- Nie wiem od czego zacząć.

- Najlepiej od początku.

Przymknąłem oczy, ale widząc przed oczami panią Lauren, równie szybko je otworzyłem.

- Obok mieszkania moich wujków... Mieszkała taka kobieta, weteranka. Odkąd pamiętam. Przez praktycznie całe życie odwiedzałem Ją i starałem się jakoś pomóc, albo po prostu spędzałem z Nią czas. Poszedłem też dzisiaj, ale... - tu głos mi się załamał. - Ale Ona już nie żyła...

I wtedy już nie opanowałem łez.

Pan Stark mocniej mnie przytulił, a ja próbowałem się jakoś uspokoić.

Potem zrobiło mi się jeszcze bardziej niezręcznie. Pan Stark wyszedł zrobić mi herbatę, ale niestety musiałem pójść z Nim. Spodziewałem się, że w kuchni na pewno ktoś będzie i się nie pomyliłem, bo były tam pani Natasha i pani Wanda.

Nie opowiedziałem historii po raz kolejny. Wypiłem herbatę, którą zrobił mi pan Stark, wróciłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Na początku zalogowałem się na Spotify i puściłem muzykę na słuchawkach, a zaraz potem starałem przypomnieć sobie każde osobne hasło (jakbym nie mógł mieć do wszystkiego identycznego, ale kim bym był, gdybym coś takiego zrobił), co mi zajęło całkiem sporo czasu. Dopiero później ogarnąłem, że całkowicie wszystko miałem w pamięci Karen, do której przez ten cały czas miałem nieograniczony dostęp. Ostatecznie w ciągu paru minut zrobiłem większość z tego, co usiłowałem zrobić przez poprzednie pół dnia.

Ale kiedy skończyłem dopadło mnie poczucie winy. Oczywiście, że mogłem zapobiec śmierci pani Lauren, tak samo jak mogę to wszystko wreszcie skończyć. Ale to było cholernie trudne.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk powiadomienia. Wziąłem do ręki telefon, który jak to stwierdził pan Stark, już należy do mnie i odczytałem wiadomość z messengera.

Nadawca: Ned
Treść: „Hej, ciężko się z Tobą ostatnio zgadać. Może gdzieś wyskoczymy w najbliższym czasie?"

Lost | irondad | złσ∂zιєנкα мαяzєńWhere stories live. Discover now