XIII

429 23 7
                                    

- Dobra, słuchajcie... Clint możesz się na chwilę przymknąć? Dziękuję. Plany są takie, że jedziemy wszyscy do Energylandii, ale jest jeden problem...

Następnego dnia zostaliśmy wszyscy zawołani przez pana Starka do salonu na obwieszczenie jakiejś bardzo istotnej wiadomości, podczas którego niestety musiałem przebywać.

- To nie jest żaden problem, imbecylu - przerwał Mu wypowiedź pan Thor. - To jest mój brat.

- W sensie ten co rozpierdolił całe miasto w dwa tysiące dwunastym i stwierdził, że cały gatunek ludzki powinien usługiwać bogom?

Kurwa. Zajebiście. Teraz cała uwaga na mnie.

- Wyrażaj się - usłyszałem głos pana Rogersa, który w tej chwili mnie odrobinę wybawił. Przygryzłem wargę. - I tak, ten.

- W każdym razie... Skoro Loki ma tu mieszkać, bo cudowne i niezawodne S.H.I.E.L.D. nie wie co ma z Nim zrobić, mamy dwie opcje. Pierwsza - jedzie z Nami. A druga jest taka, że jednak nie jedziemy. Nie zostawię Go w Nowym Yorku samego, bo przez jeden dzień może wpaść na genialny pomysł przejęcia władzy nad Ziemią i pod Naszą nieobecność... No cóż, wiele może się wydarzyć. Więc? Jak robimy?

- A zapytaliście Go czy w ogóle chce jechać - spytałem, ale nie uzyskałem odpowiedzi? - To w takim razie proponuję od tego zacząć. Bo jak nie chce, to sprawa jest jasna i obędzie się bez obrad.

I nastała cisza. Czy Oni naprawdę nie wpadli na ten genialny pomysł?

- No dobra, młody, a jeśli będzie chciał - dopytał pan Scott?

- To w takim razie, o ile nikt nie ma z tym problemu, też pojedzie - odpowiedziała Lizzie, wzruszając ramionami.

- I tyle. Coś nie pasuje? To super. Ja spadam.

- Poczekaj - pan Stark zwrócił się do mnie. - Za czterdzieści pięć minut widzisz się z Nedem.

- Co?

- Ned Leeds. Będzie tu za czterdzieści pięć minut.

- Pisałeś z Nim jeszcze po wyjściu z pokoju?

- Tak. I tak z Twojego telefonu. Swoją drogą nie wiedziałem, że grasz na perkusji i śpiewasz. Świetnie śpiewasz. „Now That We're Dead" wyszło Wam świetnie.

- Jesteś jakiś popierdolony.

- Radzę Ci zmienić słownik.

- Radzę Ci zmienić mózg. Jeśli liczysz na to, że w taki sposób się do mnie zbliżysz, czy mnie poznasz, to grubo się mylisz.

- Ale przynajmniej próbuję. Tego mi nie zarzucisz. I nie próbuj się teraz nigdzie wymykać. I nie odwracaj się jak do Ciebie mówię - tym razem uniósł lekko głos.

Chciałbym wyjść. Ale tego nie zrobię. Jeśli rzeczywiście będzie tu Ned, to nie chcę Go jeszcze bardziej zawieść. O ile tak się da. Ale z drugiej strony Stark cholernie mnie wkurwił. Telefon może sobie zabrać, ale po jaką cholerę w Nim grzebie i pisze do osób, których nawet nie zna?

A wszyscy się kurwa na to patrzyli...

- Nie jestem aż takim skurwielem, żeby Go zostawić tutaj samego z Tobą.

Odszedłem. Trzasnąłem drzwiami od pokoju i zacząłem po nim chodzić, bo o położeniu się nie było mowy przy takim poziomie wkurwienia.

Chwilę mi zajęło sprowadzenie się do stanu tylko lekkiego poddenerwowania, ale jednak się udało.

Co ja Mu kurwa zrobiłem, że nie może odpuścić? Niech się zajmie lepiej Liz. Bo ja Mu podziękuję.

Dożyję pieprzonej szesnastki i będzie dobrze...

Co ja pierdolę? Nie będzie.

I całe uspokajanie na nic.

Potrzebuję... Muzyki. Której nie mogę puścić, bo jestem bez telefonu. Kurwa.

- Friday - rzuciłem w przestrzeń?

- Tak, Peter - po upewnieniu się, że pan Stark nie wyłączył reakcji sztucznej inteligencji na mnie, spróbowałem uformować zdanie?

- Czy w Stark Tower jest jakaś perkusja, na której mógłbym zagrać z dala od wszystkich?

- Oczywiście. Jest w sali muzycznej na dziewiątym piętrze.

- Dzięki.

Jak najbardziej niezauważalnie jak tylko mogłem przemknąłem się do windy i nacisnąłem przycisk z odpowiednim numerem.

Drzwi otworzyły się na wąski korytarz ze ścianami zrobionymi ze szkła i dużą ilością pozamykanych drzwi.

- Friday, które to dokładnie drzwi?

- Pójdź do końca korytarza po skręceniu w lewo. Będą to ostatnie drzwi.

- Dzięki.

Po chwili otworzyłem pokój, do którego poprowadziła mnie Friday. Był on spory i naprawdę robił wrażenie. Naprzeciwko wejścia znajdowało się coś w typie sceny a na niej postawiony poszukiwany przeze mnie instrument. Poza perkusją znajdowała się tu też gitara elektryczna, kilka głośników i mikrofonów.

Podszedłem do perkusji i wyciągnąłem z kieszeni bojówek moje pałki. Spojrzałem na tą z autografem Kurta Cobaina i po chwili usiadłem na siedzeniu.

I zacząłem grać.

Dopiero wtedy się uspokoiłem.

Lost | irondad | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz