XVI

406 23 3
                                    

- Panie Stark, niech pan chwilę zaczeka - zawołałem zaraz po tym jak wyszedłem z pokoju i zobaczyłem, że idzie do windy. Przez chwilę zrobiło mi się gorąco i poczułem pulsowanie przy skroni, przez co przymknąłem na moment oczy.

- Coś się stało? Poza tym, że uciekasz przed igłami.

- Wcześniej - starałem się ułożyć w jakiś sposób zdanie... - U mnie w pokoju... Nie był pan sam. Ktoś wszedł do pokoju. Kto to był?

- No, Bucky. A coś się stało?

- Mnie tam nie było - odpowiedział tym razem za mnie pan Barnes, który pojawił się znikąd. - W tym problem.

- Jak to Cię nie było? Rozmawiałem przecież z Tobą.

- Nie ze mną. Nie wiem z kim, czy z czym rozmawiałeś, ale to nie byłem ja.

Na chwilę zawitała cisza wynikająca z niezrozumienia sytuacji, ale została ona przerwana przez otwierające się drzwi windy i mój upadek spowodowany trzyletnim Border Collie. Aż dziwne, że pajęczy zmysł mnie nie ostrzegł.

- Charlie - powiedziałem cicho, gdy ta zaczęła mnie wszędzie wylizywać... - No złaź ze mnie...

Chwilę później ucieszona Charlie poleciała dalej i krążyła z kąta w kąt, witając każdego napotkanego. Ja natomiast wstałem jedynie do siadu, niemalże od razu przymykając oczy przez fakt, że zakręciło mi się w głowie.

- W porządku - przykucnął do mnie pan Stark?

- Tak, tak. Jasne... Wszystko jest okej.

- Wstaniesz sam? Coś Cię boli?

- Jest dobrze.

- Co Cię boli?

- Skąd pomysł, że mnie coś boli?

- Nie zaprzeczyłeś. A na ile Cię znam, to wiem, że się nie przyznasz bez pociągnięcia za język. Więc?

Cisza.

Poradzę sobie. Jak kiedyś będę w stanie wstać.

Otworzyłem oczy i spróbowałem się podnieść, ale zabrakło mi do tego sił.

- Trochę kręci mi się w głowie i boli mnie od tyłu. I mi niedobrze. I nie mam kompletnie siły. Zadowolony?

- No nie za bardzo. Dlaczego miałbym?

- Ciężko określić.

Gdy pulsowanie ustało, ponownie spróbowałem wstać. Nie wyszło kompletnie tak jak chciałem, ale mimo wszystko się udało. Z tym, że od razu zaczęli mnie wszyscy asekurować i nie przestali nawet pod wpływem mojego wzroku.

- Dam radę. Nie musicie mi wszyscy pomagać.

- Peter...

- Ludzie, serio jest dobrze - przerwałem pani Natashy.

- Proponuję jednak, że Cię przebadam. Znowu.

- Nie ma mowy - odpowiedziałem natychmiast. - Pójdę się położyć i mi przejdzie.

- Pomogę Ci - zaoferował pan Stark, łapiąc mnie mocniej za ramię.

- Powiedziałem, że nie chcę pomocy. Poradzę sobie, jasne?

Tym razem już nikt nie podszedł. Dociągnąłem się do pokoju i od razu położyłem na łóżku. Głowa wciąż mnie bolała, miałem wrażenie, że odchodzą ode mnie resztki sił, dzięki którym dostałem się do tego pokoju. Nagle zrobiło mi się cholernie zimno, więc przykryłem się kołdrą, ale nie za wiele to dało.

Liczyłem na to, że sen mnie zbawi, ale wszystko mnie bolało już na tyle, że za nic nie zasnę.

Przecież nie zawołam teraz nikogo. Przed chwilą powiedziałem, że dam radę.

W pewnym momencie zerwałem się na równe nogi i pobiegłem (tak szybko na ile pozwolił mi mój stan) do toalety, aby zwrócić nikłą zawartość mojego żołądka. Kurwa.

- Friday - usłyszałem tylko jakiś dźwięk i zacząłem kontynuować? - Możesz, proszę... Zawołać... Kogoś... Pana Starka... Pro-

Poczułem jak spływa mi krew z nosa, zacząłem ciężej oddychać i kompletnie opadłem z sił.

•••

Otworzyłem powoli oczy i starałem się przyzwyczaić do rażącego światła. W głowie słyszałem ciągły pisk, a nierozpoznawalne głosy obok coś do mnie mówiły.

Pomału zacząłem się podnosić, ale czyjaś dłoń skutecznie przytrzymała mnie w pozycji leżącej. Dopiero po chwili zacząłem normalnie rejestrować co się dzieje wokół mnie.

Koło mnie siedział pan Stark, a nade mną stał pan Banner z panią Natashą panią Wandą, panem Strangem, Buckym i Lizzie.

Przełknąłem ślinę przez wysuszone gardło i starałem się wyodrębnić jakikolwiek dźwięk z otoczenia. Przez ten natłok znowu rozbolała mnie głowa. Chwilę posłuchałem pikania maszyny, która stała koło łóżka i dopiero wtedy zacząłem słuchać tego, co do mnie mówią.

- Peter, słyszysz Nas? Jak się czujesz - głos pani Wandy przebił się w końcu przez odgłosy maszyny?

- Ta... Czuję się...

- Tylko mi nie mów, że nic Ci nie jest i nie próbuj wstawać - gwałtownie przerwał mi pan Stark. - Byłeś nieprzytomny kilka godzin. Jest już czwartek.

- ...dziwnie - dokończyłem zdanie, gdy upewniłem się, że tamten skończył mówić. Przy okazji próbowałem ogarnąc, co mi podają, ale nieskutecznie. Kiedy wysilałem się przy próbach przeczytania nazwy leku, pan Stark położył swoją dłoń na mojej ręce. Co On odwala? - Nie wiem. Trochę boli mnie głowa. Ale będę żył.

- No nie zapowiada się na to, żebyś umierał - odpowiedział pan Banner, a ja w tym czasie odsunąłem się lekko od pana Starka. - Jeszcze nie teraz.

- Jestem w stanie to potwierdzić - stwierdził pan Strange. - Jeszcze trochę się z Nimi pomęczysz.

- Nikt nic nie mówił o umieraniu - rzuciła Lizzie. - Peter to twardy zawodnik, jeśli o to chodzi. Co nie zmienia faktu, że napędziłeś mi stracha.

- Nam wszystkim - poprawił Ją Bucky.

- No dobrze - zaczął pan Stark... - Mogę na chwilę zostać z Peterem sam?

Nie powiem, zdziwiło mnie to. Ale z drugiej strony nie ma mi raczej do powiedzenia niczego, co w jakiś sposób mogło by mi się nie spodobać. A przynajmniej mam taką nadzieję.

Lost | irondad | złσ∂zιєנкα мαяzєńWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu