VI

586 39 1
                                    

Nie chcąc znowu wzywać Friday pokręciłem się chwilę po, na szczęście, pustym piętrze w celu znalezienia schodów lub windy i udałem się na piętro minus pierwsze.

Po chwili otworzyły się drzwi maszyny, a ja od razu usłyszałem głos Bona Scotta. Niepewnie wszedłem do środka i rozejrzałem się w celu znalezienia pana Starka. Strasznie spora przestrzeń, pełno narzędzi, niepokończonych projektów, tablica, komputery... Dobra, stop. Miałem się tylko spytać i stąd spadam. Chcąc, nie chcąc i tak wziąłem jeden z projektów zbroi i zacząłem go oglądać.

- Co tu robisz - wzdrygnąłem się, gdy usłyszałem poważny głos pana Starka i szybko odłożyłem kartkę na biurko?

- Yy... Szukałem pana i pani... Friday powiedziała, że pan tu jest, więc zjechałem i... No...

- Spokojnie. Coś się stało - spytał tym razem łagodniej?

- Chciałem spytać o Charlie.

- Co z Nią?

- No właśnie?

- A. Jest chwilowo u Clinta.

- Ale pan wie, że jak się bierze psa ze schroniska to mogą przyjść na kontrolę?

- Mogą... Ale nie muszą, prawda?

- Prawda. Ale trzeba się liczyć z tym, że mogą.

- Wezmę to pod uwagę.

No i na cholerę ja tu schodziłem?

Pan Stark wrócił do tego, co robił wcześniej, a ja skierowałem się do windy. Nacisnąłem przycisk i czekałem aż maszyna przyjedzie.

- Co masz rozszerzone - usłyszałem za sobą głos pana Starka, a gdy się odwróciłem zobaczyłem Go siedzącego na obrotowym krześle?

- Słucham?

- W szkole. Na jakim jesteś kierunku?

- Aa. Jestem na mat-fiz-inf. A co?

- Potrzymasz mi tu przez chwilę - spytał wskazując na wykonywaną przez siebie konstrukcję zbroi? - Chcę to poskręcać, a ten durny robot średnio mi pomaga. Mam wrażenie, że możesz coś ogarniać. Albo przynajmniej potrzymać pod dobrym kątem.

Szybko złapałem jedną ręką blaszkę w miejscu, w którym prosił pan Stark, a ten zaczął dokręcać śrubki.

- Dzięki. Na dobrą sprawę to tyle - oznajmił po pewnej, dłuższej chwili. Nie za bardzo wiedziałem co odpowiedzieć, więc po prostu znowu skierowałem się do windy. Po chwili wszedłem spowrotem do maszyny, która zaczęła mnie wieźć na górę.

W salonie było parę osób, ale przemknąłem się szybko do siebie i przebrałem w cieńszą bluzę. Nie miałem ochoty na pajączkowanie, potrzebowałem najzwyczajniej w świecie się przejść z samym sobą. Dlatego też zamiast wychodzić oknem, poszedłem przez salon w stronę windy, która miałaby mnie zawieźć na sam parter. Ale to był błąd.

- Cześć młody, może usiądziesz z Nami - usłyszałem za sobą kobiecy głos ze słyszalnym rosyjskim akcentem?

Pani Natasha.

Naprawdę super by było, ale błagam nie teraz.

***

- Czy tylko ja odkryłem właśnie w sobie lęk wysokości - spytał Ned, patrząc w dół z jednego z wyższych budynków Nowego Yorku? Oczywiście nie najwyższego.

- Tak, przegrywie - odpowiedziała Michelle, stając obok naszego przyjaciela.

- No oczywiście. Gdybyś słyszał jak MJ się darła, kiedy pierwszy raz lecieliśmy razem przez miasto, to byś w tej chwili padł ze śmiechu. Wypadasz o wiele lepiej w tej kwestii. Sorry, Michelle.

- Tak - MJ odwróciła się w moją stronę i zaczęła powoli się zbliżać ze skrywanym uśmiechem na twarzy?

- Tak.

- Ciekawe...

Zacząłem się cofać do tyłu z każdym Jej krokiem, aż natknąłem się na mur komina budynku. Wtedy Michelle podeszła i pocałowała mnie, po czym odeszła z uśmiechem.

- Błagam, nie przy ludziach - rzucił Ned, przewracając oczami. - Ej, a kojarzycje Batmana? W sumie... Głupie pytanie. Zważywszy na to, że cała nasza trójka wie, o tym, że Peter jest Spidermanem, to może stworzymy sobie jakąś super tajną bazę? Wiecie ja będę takim gościem na krześle. Zawsze chciałem być gościem na krześle! A Ty MJ, wiesz sam fakt, że jesteś dziewczyną superbohatera...

- Pomyślimy, o tym - przerwała Mu nagle MJ. - Ale brzmi nieźle. Z tym, że nie wiem skąd to wytrzaśniemy, ale brzmi nieźle. A teraz... Pójdziemy na te burgery? Jestem strasznie głodna...

Lost | irondad | złσ∂zιєנкα мαяzєńWhere stories live. Discover now