Rozdział XIX

171 20 4
                                    

Po śniadaniu, na którym znaleźli się wszyscy bez wyjątku, Mor podeszła do mnie i Amren i zaproponowała że przeniesie nas obie do domu wiatru, ja jednak nie byłam zbyt chętna na przenoszenie się, chciałam rozprostować skrzydła, chciałam znowu poczuć wiatr we włosach i to dobrze znane mi uczucie wolności, które przez te długie lata, ciągle było mi zabierane.

- Wiesz Mor, ja może sama polecę - odpowiedziałam jej i spojrzałam w kierunku idącego do nas Rhysa

- Jesteś pewna? - zapytał a ja jedynie pokiwałam głową - Niestety wycieczka krajoznawcza że mną dzisiaj jest niemożliwa, bo ja mam co robić

- Co Ci stało Rhys ty masz co robić - rzuciła sarkastyczne Amren a ja jedynie lekko się uśmiechnęłam

- Mi się nic nie stało - powiedział z lekkim grymasem na twarzy - Ale ktoś musi uregulować wam rachunki

- To idź tam sobie - popędziła go Mor - Ja chętnie pójdę na małe zakupy po wypłacie

- Zaraz to ty im płacisz? - zapytałam nieco skołowana

- Płacę - odparł mi po czym się uśmiechną - Tobie też będę kiedy się trochę podszkolisz

- No nie wiem - powiedziałam mu dalej będąc lekko skołowana

- Spokojnie przyzwyczaisz się do nas i nie będzie Ci przeszkadzać ze twój przyjaciel ci płaci - Rhys poruszył znacząco brwiami, wywołując przy tym uśmiech u mnie ale później nieco spoważniał - Ale mimo wszystko nie chciałbym żebyś leciała tam sama, zwłaszcza że niektórzy nie będą przyzwyczajeni do widoku ciebie

- No dobra to co sugerujesz? - zapytała Amren zakładając ręce

- Mor przeniesie cię do środka i później wróci, a ty polecisz tam z Azem - wyjaśnił przygaldkac się najpierw pradawnej a potem mnie - Może być?

- Może - odpowiedziała za mnie Amren a później rozejrzała się w okół - To gdze jest Az?

- Tutaj - powiedział głęboki głos za nami, przez który się nieco wzdrygnełam, bo go nie wyczułam że względu na to że wiatr wiał w mi w twarz, bo staliśmy już na zewnątrz , w sumie dziewczyny chyba tak samo bo spojrzały na pieśniarza cieni z mordem w oczach na co ten jedynie się uśmiechną

- Znaleziony? To idźcie - powiedział Rhys i za chwilę Mor razem z Amren nie było.

Bez słowa przywołałam do siebie cienie, które po chwili zmaterializowały się w moje skrzydła. Spojrzałam w stronę Rhysa, na którego twarzy malowało się niemałe zdziwienie, zapewnie wielkością moich skrzydeł, uśmiechnęłam się do niego i już miałam się poderwać do lotu, ale nie zdążyłam się powstrzymać przed rzuceniem komentarza

- Szukasz damskiego odpowiednika dla Ilryjskiego przysłowia Rhys? - zapytałam i zamachnęłam się raz skrzydłami, wybijając się w powietrze, a zaraz za mną podążył pieśnaż cieni.

___*___

Lecieliśmy prawie nad chmurami, a narazie nie zamieniliśmy rzadnego słowa, jedynie lecieliśmy w ciszy, ale nie była to niezręczna cisza, była to miła dla nas obojgu cisza, Azriel pozwolił mi podziwiać piękne widoki Velaris i rozkoszować się chłodnym wiatrem we włosach. Jednak po kilku chwilach poczułam jego obecność nieco bliżej siebie i spojrzałam w jego stronę akurat w momencie kiedy ten skanował mnie wzrokiem, ale kiedy napotkał mój szybko go odwrócił.

- Coś nie tak? - zapytałam spogladając na niego z zaciekawieniem

- Nie wszystko w porządku - odpowiedział mi wymijająco, cóż znowu było tak jak ostatnio, coś go męczyło ale znowu nie chce się przyznać co, mimo iż serio mnie to interesowało, umiałam uszanować czyjąś decyzję, miałam zamachnąć się skrzydłami żeby się od niego oddalić, ale jego głos mnie przed tym powstrzymał - Od kiedy potrafisz latać?

- Od jakoś 10 roku życia - odparłam mu w odpowiedzi a kiedy znowu spotkałam jego wzrok wyjaśniłam nieco dokładniej - Nasze skrzydła rosły nieco wolniej, chociaż ja i tak zaczęłam uczuć się nieco wcześniej, że względu na to że Jaw chciał abym mogła poczuć wolność

- To był ktoś Ci bliski prawda? - zapytał i ogarną nieco swoje czarne włosy z twarzy, odsłaniając przy tym swoje ciemne oczy

- On mnie wychował Az - powiedziałam mu trochę dosadnie - Gdyby nie on to nie miałabym rodziny, nie wiedziałbym co to znaczy mieć siostrzano braterską więź. Ale przede wszystkim zawdzięczam mu to co wiem i umiem, ironią jest to że on zawsze dotrzymywał danych mi obietnic, a ja nie potrafiłam dotrzymać jednej.

- Chodzi o najazd Hibernijczyków prawda? - mój rozmówca znowu zadał kolejne pytanie

- Tak, obiecałam mu że pomogę mu chodźby nie wiem co i go uratuję - westchnęłam cicho i spojrzałam na dom do którego już dolatywaliśmy - Złamałam ją, bo stchóżyłam i uratowałam siebie zamiast jego

- Dobrze ze chociaż ty użyłaś z życiem - Azriel tak samo jak ja spojrzał na dom - Gdyby tak nie było to Amren dalej udawałaby wszechwiedzącą

Parsknęłam cicho i spojrzałam w stronę również uśmiechniętego Ilyra, myślałam że mnie nie lubi a tu proszę, miłe zaskoczenie.

W sumie dobrze czułam się w jego towarzystwie, czułam że jest zupełnie inny niż pokazuje na zewnątrz, a przy okazji zorientowałam się że bardziej otwarty jest w tedy kiedy nie jest w towarzystwie większej ilości osób , w sumie czemu się dziwić, szpieg zawsze musi mieć kilka twarzy, a Azriel jest jednym z najlepszych o ile nie najlepszym.

- Mam nadzieję że w drodze powrotniej to ty odpowiesz mi na kilka pytań - powiedziałam mu z uśmiechem, kiedy wylądowaliśmy na dachu domu i zaczęliśmy schodzić schodami w jego głąb, jednak zanim tam weszliśmy spojrzałam w stronę pieśniarza i zobaczyłam jak ten posyła mi jeden z tych niewielkich uśmiechów.

____________________
Heja Heja
Kolejny rozdział za nami, tym razem lot do domu wiatru w wykonaniu Pieśniarza i Vasidi, dajcie znać jak wam się podobał i dajcie znać co myślicie o przetrząsaniu biblioteki przez Vestanę i Amren😉
Dodatkowo chciałam jeszcze raz podziękować za wykonanie ślicznej okładki Tulipanek_Karolina❤️
Do następnego
Bye!

Dwór Serca Cienia - Azriel | Dwór Cierni i RóżUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum