Rozdział VI

277 31 4
                                    

Kiedy wbiegłam do domu Anastasję siedzącą w kącie domu i chowającą się za się za stolikiem stojącym w rogu pokoju. Rimet słysząc jak wchodzę do pomieszczenia obrócił się i uśmiechnął się na znak swojego tryumfu, z lekka podżucając w ręce sztylet.

On chciał to zrobić sam, chciał sam zadać ból własnemu dziecku, tacy fae zawsze przysparzali mnie o nagle napady furii, ale teraz lekko się opanowałam i spojrzałam na niego wzrokiem istoty nie należącej już do tego świata w którym mógł zobaczyć jedynie zimną stal spojrzenia oczu które jak niektórzy mówią przypominające nocne niebo razem z gwiazdami.

- Mówiłem Ci moja droga - odpowiedział tak jakby nic nie robiło na nim wrażenia, uwierzyłabym gdyby nie jego zapach który wyrażał prawie że namacalny respekt - Ja zawsze dopinam swego

- Tak samo jak ja - odpowiedziałam nie odrywając od niego wzroku i nie ukrywając już mojej wściekłości

- Więc - powiedział kiedy zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów - Mogłabyś nas zostawić proszę?

Nie odpowiedziałam odrazu a przez myśli przebiegło mi wspomnienie moich własnych rodziców w momęcie kiedy zostawiali mnie samą na pastwę losu, oboje byli przeciwnikami innego wyglądu i Vasidih, pamiętam jak chcieli przed odejściem obciąć mi skrzydła ale jeden ze starych smoków zagarną mnie łapą do środka swojej groty i przy tym mi pomógł. Wydawał się wtedy wyczuć potrzebę pomocy mi i tak zrobił, bo dzięki niemu później moje życie wyszło na prostą.

Otrząsnęłam się ze wspomnienia po tym jak zrozumiałam że mężczyzna dalej się we mnie wpatruje. Wyprostowałam się i sprawiłam by moje skrzydła pojawiły się za moimi plecami a następnie stanęłam przed dygoczacą już że strachu albo zmęczenia, młodą fae.

- Nie, nie mam zamiaru

- A co mi zrobisz? - zbytnia pewność siebie jak zwykle

- Nie chcesz wiedzieć - rzuciłam niby od niechcenia a niby na serio

- Dobra odejdź młoda bo mam zajęcie - powiedział i zaczą podchodzić coraz bliżej mnie, sprawiając że jego córka popadła w płacz

Kiedy zauważyłam że zbliżył się już wystarczająco, wyciągnęłam za swoich pleców to samo stare ostrze którego używałam przed laty na Dworze Jawanghira. Miecz który dostałam od księcia kiedy miałam zaledwie dziesięć lat, zabłyszczał w świetle dnia i zbliżył się niebezpiecznie do piersi przeciwnika.

Wiedziałam jak zareaguje, każdy tak reagował, ostrze wykonane z najtwardszej czarnej stali, jaką prodókowal jedynie nasz Dwór, lekko wykrzywione że srebrnym napisem na środku ostrza, napisanym w języku znanym tylko mnie.

Rimet kolejny już raz w ostatnim czasie rozszerzył źrenice, dosyć łatwo było go zaskoczyć podczas walki jakimś nagłym ruchem, lecz teraz w jego oczach nie było widać zaskoczenie tylko jakby.... Zainteresowanie?

- Skąd masz to coś? - zapytał

- Nie twoja sprawa - rzuciłam i spojrzałam na niego nie ukrywając odrazy - Radziłabym Ci żebyś lepiej nic nie robił że skrzydłami córki

- A jeśli to co?

- W tedy się powalczy naprawę - powiedziałam

- To może jutro? - powiedział i spojrzał na mnie wyczekująco aż opuszczę miecz - Taki mały zakład?

- To znaczy?

- Jeśli wygrasz ze mną jutro pojedynek, Anastasja będzie sobie żyć swoi życiem a ja jej nic nie zrobię - wyjaśnił obracając w ręku sztylet przyszykowany na okaleczenie córki - Ale jeśli wygram ja, to oprócz jej skrzydeł - tutaj Rimet wskazał na swoją pierworodną - Sam obetnę też twoje tym samym nożem.

Zastanowiłam się chwilę i spojrzałam na mężczyznę, przyjżałam mu się a naego twarzy nie wyczytałam kłamstwa, tylko czystą propozycję. Zakład u Ilyrów był czymś czego nie można było podważyć ani oszukiwać, a ja mogę spróbować podjąć ryzyko dla dobra bliskiej mi osoby, może to naiwne ale cóż... Bycie Vasidi zobowiązuje.

-Zgoda - odparłam chwoajac miecz i wyciągając rękę by uścisnąć dłoń Ilyrowiw na znak zapieczętowania umowy po chym zabrałam dziewczynę ze sobą - Jutro o świcie

Dwór Serca Cienia - Azriel | Dwór Cierni i RóżWhere stories live. Discover now