Rozdział IX

273 30 5
                                    

~~~~~* Vestana *~~~~~

Poczułam jak moja moc, którą tłumiłam w sobie od tak długiego czasu wymyka się na światło dzienne, czułam jak cienie dusz zaczynają oplatać moje ciało a gniew zaczyna się  wzbierać we mnie ze zdwojoną siłą, pozwalając by cień innego świata zatańczył w moich oczach.

Przez myśli znowu przebiegła mi scena ciał niewinnych fae, leżących już na wieki na nadpalonej ziemi, takich którzy już nigdy nie mieli zaznać dóbr tego świata i takich któży już nigdy więcej nie wzlecą ponad chmury, wspólnie z tymi niezwykłymi stworzeniami żyjącymi na szczytach gór zapomnianych już do tej pory przez czas.
Nie pozwolę żeby dziewczynie która ma przed sobą jeszcze tyle wieków, tak samo jak jej matce odebrano wolność, nie puki chodzę po tym świecie.

Zobaczyłam strach w oczach Rimeta i postanowiłam go wykorzystać, nagle odsunełam się od niego i kolejny już raz wybiłam miecz z jego dłoni, by samej go przechwycić do drugiej ręki. Podeszłam szybko do mężczyzny, tak blisko że byłam w stanie poczuć jego oddech i skrzyżowałam ostrza przy jego szyi, tak by ten nie miał zbyt wielu możliwości by się poruszyć.

- Tylko spróbuj - wysyczałam na tyle głośno, by niewialu to usłyszało, przy czym lekko odsłoniłam zęby - W tedy nie chcesz wiedzieć co się stanie

Po chwili zaczęłam zaciskać oba ostrza, tak by mój przeciwnik stopniowo nie mógł się poruszać, widziałam jak wcześniejszy zwykły strach w jego oczach zmienia się w przerażenie, kiedy zaczą się podduszać a miecze zaczynały ranić go w gardło, otwierając coraz nowe rany, nie mogę nie przyznać że nie sprawiało mi to satysfakcji, bo było wręcz przeciwnie uważam że za to co chciał zrobić powinien czym szybciej zejść z tego świata.

- Vestana zostaw - gdzieś przed sobą na równi z tym co rozkazał  w tym samym czasie Delvon, usłyszałam głos brata - Nikt nie zasługuje na śmierć a ty dobrze o tym wiesz

Obróciłam głowę w stronę Delvona by za chwilę zobaczyć jego w towarzystwie trzech innych Ilyrów , takich samych jak przed laty jeszcze zanim rozpętała się wojna, zapomniałam o tym kompletnie, dzisiaj inspekcja a ja zawaliłam i przy okazji dałam się ponieść chęci zabicia tego, który zagrażał mojej przyjaciółce, cóż to właśnie ja i moje głupie szczęście.

- Spokojnie - spojrzałam nieco ponad ramieniem księcia, który stał po prawej stronie Delvona i zobaczyłam łagodne spojżenie ciemnych tęczówek, które wydaje się że  strzegą mnie przez cały  swój wolny czas - Opanuj się, dasz radę

Przyjżałam się przez krótką chwilę jego tęczówkom i lekko, niemalże niezauważalnie się uśmiechnęłam, on zawsze wiedział jak mnie uspokoić, w sumie nie powinnam się dziwić wiedząc jaki zawsze był.

Spojrzałam jeszcze raz w stronę trzech postaci, które uważnie skanowały mnie wzrokiem ale kiedy obejrzałam się za siebie i zobaczyłam jak Rimet stoi luźno na nogach i jest w pełni zadowolony z tej sytuacji, nie zdołałam się powstrzymać by jeszcze raz przyszpilić go do tego samego, grubego drzewa, rosnącego za nim.

- Jeśli chodźby spróbojesz - znów warknęłam z lekka obnażając  zęby - W tedy cię znajdę by z tobą skończyć raz na dobre, bez skrupułów tylko i wyłącznie po to żeby kawałek po kawałku zabierać z ciebie życie, a w tedy nikt mnie nie powstrzyma.

- Koniec -  powiedział Delvon, tym razem z prawie że niewyczuwalną proźbą, posłuchałam się go, jednak zaciekawiło mnie to dziwne milczenie że strony księcia i pozostałych, to ze względu na dusze krążące wokół mnie i mój wygląd? Czy może na to co chciałam zrobić z przeciwnikiem?

Odsunełam się od ciężko dyszącego Rimeta, który chyba jak na razie miał dość wrażeń i lekko pochyliłam głowę, by za chwilę się lekko skłonić.

- Przepraszam za moją niesubordynację - powiedziałam zwykłym tonem i czekałam na decyzję Delvona, wiedziałam tyle że albo mnie zbeszta albo będzie próbował mnie bronić w oczach gości, chociaż osobiście bardziej strzelała bym w to pierwsze stwierdznie, lecz zamiast  jednego ze słynnych wywodów, usłyszałam jedynie donośny głos generała.

- No już zabierać się stąd - krzykną do wszystkich gapiów, którzy niechętnie zaczęli się rozchodzić - Macie co robić

Przez chwilę wszyscy pięcioro staliśmy w idealnej ciszy. Jednak po chwili Rhysand postanowił przerwać milczenie

- Co było powodem walki? - zapytał - Nie wyglądała jak zwyczajny trening

- Bo to nie był trening - odparłam nieco się wyprostowując by spojrzeć w fiołkowe tęczówki, które , tak samo jak dwie pary kasztanowych oczu  przyglądały mi się uważnie, jakby probojac wyczuć to co zamierzam zrobić za kilka chwil - To był zakład, który musiałam przyjąć

- Co znaczy że musiałaś go przyjąć? - Kasjan uniósł lekko jedną brew,

- Jak się nazywasz? - wypalił Pieśniaż Cieni, nie zważając na wcześniejsze pytanie

Spojrzałam w jego stronę i nie dostrzegłam niczego co zdradzało by jakiekolwiek uczucia, niby proste pytanie ale kiedy spojrzałam w ciemne tęczówki wydawało się być trudne.

- Vestana,

Odpowiedziałam dalej patrząc mu w oczy i zobaczyłam jak te, może i nie znacznie ale przybierają łagodniejszy wyraz i stają się jakby mniej przymglone? 

Rzuciłam okiem na pozostałysz dwóch mężczyzn i dostrzegłam ten sam efekt, czyżby było to jakieś zaklęcie, przez które mieli mnie nie pamiętać ? Nie wiem i nie zdążyłam się zapytać, bo chwilę potem zostałam zamknięta w mocnym uścisku Kasjana, który chyba przypomniał sobie wszystko związane z moją osobą, a przynajmniej tyle ile wiedzieli.

- Świetnie widzieć cię wśród żywych - powiedział puszczając mnie ale dalej obejmując mnie ramieniem. Rzuciłam okiem na Rhysanda i Azriela, którzy także sprawiali wrażenie jakby pamięć do nich wróciła, na twarzy tego pierwszego gościł uśmiech za to wyraz twarzy drugiego z nich, dalej pozostawał zagadką.

Dwór Serca Cienia - Azriel | Dwór Cierni i RóżWhere stories live. Discover now