Rozdział XIV

222 24 0
                                    

~~~~* Vestana * ~~~~

Byłam wyczerpana, każdy mój mięsień palił mnie żywym ogniem domagając się wypoczynku, wiedziałam że tylko i wyłącznie  dzięki sile  mojej woli moje ciało nie opadło bezwładnie w nieprzytomności ze zmęczenia.

Wokół mnie swodownie wirowały cienie mojej mocy, których już nie miałam siły ukrywać, a w wirującym w wokół mnie kurzu zmieszanym z powietrzem czułam silną woń magii, wypełniającej każdy cal tego miejsca.

Oczy miałam na wpół przymróżone a świat w okół mnie był w zmieszanych barwach, zlewających się nawzajem.
Jedynie mój słuch pozostał niezmieniony,  ciągle słyszałam krzyki, jęki i proźby.

Nagle do moich uszu doszedł dźwięk oznaczający że ktoś w niedalekiej odległości odemnie wyciąga z pochwy miecz, otumaniona tym co się wokół mnie dzieje, nie zdarzyłam zareagować dość szybko, szykowałam się na koniec ale kiedy na swojej rumianej już twarzy poczułam powiew wiatru, spowodowany jakimś ruchem, a później usłyszałam  szczek stali odetchnęłam z ulgą i sama wyciągnęłam miecz, by chociaż próbować się bronić.

Otworzyłam szerzej oczy i robaczyłam kilka rozmazanych postaci, podbiegłam do trzech z nich i wykonałam kilka charakterystycznych dla mnie ruchów z różnych sekwencji cięć i pozbyłam się przeciwników, stając plecami do kolejnej osoby, nie widząc twarzy wiedziałam że walczymy po jednej stronie, wiedziałam że  walczymy dla dobra nas wszystkich, to nas oboje łączyło w jednej walce.

Po kilku chwilach czułam że osoba będąca przed chwilą za moimi plecami oddala się odemnie a ja zostaje sama w wirze walki, w wirze który zadecyduje co się stanie w następnej chwili.

W pewnym momencie widziałam kolejnego przeciwnika, rozpoczęliśmy oboje taniec dwóch ostrzy i znów  wpadliśmy w ten sam wir, tym razem we dwoje.

Kolejna sekwencja, kolejne odparowanie i tak cały czas aż do momentu w którym gdzieś za sobą nie usłyszałam krzyku , krzyku tak niewyraźnego że nie powinnam zwracać na niego uwagi, ale tak znajomego że zmysły same oporowadzily mnie w stronę miejsca z którego dobiegał.

Cały czas cięłam i starałam się przedostać tam gdzieś ktoś potrzebował pomocy, biegłam coraz szybciej aż w końcu tam dotarłam, wzrok się wyostrzył a w miejscu gdzie wcześniej stał mój przyjaciel, zobaczyłam jedynie marwe ciało, całe skąpane w rubinowej brawie.

Obudziłam się cała zlana potem, oddychałam ciężko, błądząc wzrokiem po mojej sypialni aż nie dotarło do mnie że to wszytko okazało się zwykłym snem. Czułam że nie panuję nad spowijającymi mnie duszami, ale w tym momencie to było moim najmniejszym zmartwieniem, nigdy nie śnił mi się podobny sen, na pewno nie tak realistyczny, mimo iż  ten początkowo  spowity był  w mgle. Ten sen wydawał się być...zbyt realny i prawdziwy a w dodatku związany z kimś bardzo mi bliskim.

Odetchnęłam jeszcze raz z ulgą i spojrzałam na okno, za którym słońce dopiero co leniwie zaczyna rozbłyskiwać na niebie, przyjrzawszy się mu dokładniej, zorientowałem się że jest już po piątej, to była moja zwyczajna godzina o której wstawałam, więc dalej z lekko drgającym ciałem zaczęłam się szykować na trening.

Usiadłam przy lustrze i otarłam jeszcze raz dokładnie całą twarz. Włosy związałam w dwa mocne warkocze, założyłam czarną dość luźną koszulę, którą wpuściłam w spodnie tego samego koloru, założyłam te same czarne buty sięgające nieco za kolano a na koszulę nałorzyłam średniej grubości ciemną kurtę podszywaną białym futrem, ale mającą twardą skórę na zewnątrz.

Znając życie Rhys i pozostali będą w zbrojach, ale ja zazwyczaj wybierałam takie właśnie ubiory, bym podczas walki mogła swobodnie manewrować i zmieniać taktykę, taka nauka wyszła z przyzwyczajenia, w naszym dworze mieliśmy średniej grubości zbroje podkute smoczymi łuskami, które świetnie ochraniały przed niechcianymi uderzeniami, ale też nie przeszkadzały kiedy trzeba było wykonać nagły unik, co bardzo pomagało podczas pojedynków.

Znowu wspominałam mój Dwór, kiedyś obiecałam sobie że o nim zapomnę, że zapomnę o całym moim dawym życiu, ale w jakiś sposób nie potrafiłam, miewałam sny o nim, ale w żadnym stopniu nie podobne do tego dzisiejszego, on cały czas siedział mi w głowie tak samo jak myślenie ciągle o tym co stało się w moim domu już kilka wieków temu, to nadal do mnie wracało, często ze zdwojoną siłą, przypominając mi że tak naprawdę uciekłam od mojej powinności, ale też odpowiedzialności ciążącej na mnie od czasu niedy pierwszy raz  stanęłam na tamtej ziemi.

Zapięłam pas kurty i zjadłam śniadanie, by później wyjść na zewnątrz by się orzeźwić po tym co zobaczyłam. Po kilku krokach jednak stwierdziłam że pójdę i zacznę z kimś mały trening by rozgrzać się przed czekającą mnie próbą, wiedziałam że w obozie jest kilka rannych ptaszków, takich samych jak ja, ale nie spodziewałam się że zastanę tam akurat tego Ilyra.

Dwór Serca Cienia - Azriel | Dwór Cierni i RóżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz