- Chyba nie zrobiła nic... niestosownego?

- Nie – przyznałem, uspokajając tym samym partnerkę. – Jest grzeczna i to mnie właśnie dziwi.

- Cóż, Claudia potrzebuje czasu, żeby przywyknąć.

- Nie przepada za mną.

- Ty za nią też nie – odparowała bez głębszego zastanowienia. – Ale chyba nie przejmujesz się tym?

- Nie – stwierdziłem. Faktycznie, mało co obchodziło mnie zdanie człowieczka, który nic dla mnie nie znaczył. Gdyby nie Megan, Claudia dalej tkwiłaby w tamtej zapyziałej norze nazywanej mieszkaniem, usiłując utrzymać się wszelkimi sposobami. – Cieszy mnie, że nie sprawia problemów.

- Wiesz? Samo stwierdzenie, że Claudia mogłaby nastręczyć problemów wielkiemu Torisowi brzmi nawet zabawnie.

- Raczej śmiesznie, skarbie – sprecyzowałem, zachowując stanowczy ton głosu i równie stateczny wyraz twarzy. – Jednak zastanawiam się, co z nią zrobić.

- Nie rozumiem. – Meg zlustrowała mnie spod półprzymkniętych powiek. Bez wątpienia zinterpretowała mój dylemat na swoją modłę, jaka nie do końca odzwierciedlała stan rzeczywisty. W sumie zrobiła to nie pierwszy raz i z pewnością nie ostatni. – Co masz dokładnie na myśli?

- Nic konkretnego.

- Urtaro – ponagliła, nie pozwalając się zbyć brakiem dokładnej odpowiedzi. Cała Tiris. Konkretna i zadziorna. I nieustępliwa. Uwielbiałem, kiedy wymawiała moje imię z takim zawzięciem, choć prawdę powiedziawszy, zawsze dźwięk mego imienia wypływającego spomiędzy warg partnerki stanowił niebiańską symfonię. Wątpiłem, ażeby ktokolwiek kiedykolwiek mógł ją ugiąć, nie wspominając nawet o rzuceniu na kolana. Tiris stanowiła prawdziwie trudnego przeciwnika o wyjątkowo silnym charakterze oraz zaciętości, jakiej pozazdrościć mógł niejeden znamienity wojownik grasujący po odmętach galaktyki. – Co chcesz zrobić Claudii?

- Absolutnie nic – przyznałem, przytrzymując podnoszącą się niewiastę. Ona bez wątpienia była silna psychicznie, dlatego tym mocniej cieszyła mnie moja siła fizyczna. Skoro nie potrafiłem znaleźć dostatecznie dobrej metody, żeby poniekąd przymusić ją do działania wedle mego życzenia, mogłem przynajmniej od czasu do czasu posiłkować się siłą własnych mięśni. – Zastanawiam się, co zrobić z nią, a nie jej.

Nie pasowało mi, że próbowała się ode mnie odsunąć. Żaden dystans obecnie mnie nie zadowalał. Zresztą w każdym momencie pragnąłem trzymać Tiris maksymalnie blisko siebie, jakby od tego zależało jej życie. Albo moje, co było bardziej prawdopodobną wersją. Ona beze mnie przetrwałaby bez większego trudu, względem tego nie miałem wątpliwości, lecz moja dalsza egzystencja zależała tylko i wyłącznie od kaprysu tej małej istotki. Smutne, a jednak nieprzeciętnie prawdziwe.

- Nie mów do mnie zagadkami, Urtaro. Dobrze wiesz, jak bardzo nie znoszę niejasności – powiedziała kobieta, z którą początkowo łączyła mnie wyłącznie relacja pełna niejasności oraz niedopowiedzeń. Powstrzymałem parsknięcie śmiechem na wspomnienie, z jaką zaciętością trzymała się wersji, w jakiej odgrywałem rolę klienta.

- Lada dzień będziemy na miejscu.

- Wiem – potaknęła.

Megan spięła się nieznacznie. Denerwowała się nadchodzącym wydarzeniem być może najbardziej z nas wszystkich, co po prawdzie nie zaskakiwało mnie tak bardzo, jak tego oczekiwałem. Nie licząc mało oficjalnego spotkania z Sabianem w gabinecie naszej ziemskiej rezydencji, ceremonia koronacji tego irytującego dupka miała stanowić pierwsze publiczne wystąpienie Tiris. W końcu chodziło o najważniejsze wydarzenie wszystkich wyznawców Iskry w całym wszechświecie. Nic dziwnego, że każdy prawdziwie wierny pragnął osobiście wziąć udział w przedsięwzięciu.

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz