Jednakże istniała inna alternatywa i ją właśnie wybierali z rozmysłem rozsądniejsi, których jak na złość nie brakowało. Atak niebezpośredni wycelowany w osoby bliskie. Jednakże nie martwiłem się bezpieczeństwem siostry, gdyż jako córka poprzedniego Torisa od najmłodszych lat brała udział w licznych szkoleniach. Vurtia potrafiła walczyć i bynajmniej do słabych nie należała, chociaż ponoć reprezentowała płeć piękną, aczkolwiek słabszą. Ponoć.

Świadomy jej umiejętności nie miałem oporów, żeby zostawiać siostrę samą w towarzystwie mojej Tiris, wiedząc, że w razie niebezpieczeństwa Vurtia umiałaby ochronić moją kobietę dostatecznie dobrze. Przynajmniej do momentu, kiedy przybyłbym z odsieczą, rozpierdalając każdego, kto próbowałby zagrozić mojej rodzinie. Niestety, Megan jako jedyna mogła stać się łatwym celem dla moich wrogów. Dlatego właśnie nie zezwoliłem Vurtii zabrać mojej partnerki do Laterny. Nie mogłem im towarzyszyć, zaś nie ufałem również w stu procentach ani personelowi klubu, ani gościom. Uważałem, że lepiej dmuchać na zimne.

- Przepraszam – wyszeptałem, naprawdę odczuwając poczucie winy. Być może faktycznie za bardzo zaniedbałem moją kobietę, skupiając całą uwagę wyłącznie na pracy. Mając partnerkę maksymalnie blisko, bez trudu wyczułem, jak stężała. Patrzyła na mnie tak, jakby nagle wyrosła mi druga głowa. Podejrzewałem, że jedno proste słowo nie wystarczy, mimo to powtórzyłem je ponownie. – Przepraszam. Naprawdę nie chciałem, żebyś poczuła się ignorowana, Meg. Jednak nie mogłem zostawić tych spraw samym sobie.

- Rozumiem – westchnęła zrezygnowana, jednak napięcie nie opuściło ciała kobiety. – Masz obowiązki i...

- Gdyby to zależało ode mnie, skupiłbym się tylko na jednym.

Otworzyła szerzej oczy, chociaż podejrzewałem, że jest to już niemożliwe. Błękit tęczówek Megan ogarnął czarne serce, zatapiając jednocześnie duszę, o której dotychczas sądziłem, że nie istnieje. Zamarła na moment, ale nie zbeształa mnie ponownie. Odniosłem jednak wrażenie, że nie zrobiła tego tylko i wyłącznie dlatego, ponieważ zabrakło jej stosownych słów, jakich mogłaby użyć, nie zaś z powodu odpuszczenia mi moich przewinień. Zwłaszcza że były istotnie wielkie, skoro zraniłem Tiris.

Leżeliśmy zatem bez słów jeszcze jakiś czas. Zdążyłem zmienić pozycję, układając się obok Megan. Przerzuciłem rękę w poprzek kobiecego ciała, jakby obawiając się próby ucieczki lub chociaż odsunięcia się ode mnie. Jednak Meg nie opierała się już ani nie usiłowała mnie odepchnąć, ale też nie otworzyła się na mnie. Przymknęła oczy, opuszczając powieki, jakby nie potrafiła dłużej wytrzymać intensywności mojego spojrzenia. Tymczasem miałem ochotę pochylić się i musnąć miękkie, mocno różowe usta. Naprawdę tęskniłem za ich smakiem, a smakowały zaiste wybornie. Nie zrobiłem tego tylko i wyłącznie z powodu Tiris, która ponownie zdążyła niejako oddzielić się murem.

- Myślałam, że dawno już będziesz wracał do swoich zajęć – przyznała cicho, jakby bała się zakłócić panującą w pomieszczeniu ciszę.

Nabrałem głęboko w płuca powietrza, żeby opanować temperament, po czym schowałem twarz w zagłębieniu szyi partnerki. Pachniała obłędnie, przez co ponownie zaciągnąłem się powietrzem, obejmując ją mocnie. O dziwo, odchyliła nieco głowę w bok, ułatwiając mi tym samym dostęp do szyi. Dłoń ułożyła swobodnie na mojej ręce. Może faktycznie się już nie gniewała? Wolałem jednak nie dopytywać otwarcie na wypadek, gdyby zachowywała się tak czysto intuicyjnie, nie zaś pod wpływem przemyśleń.

- Wróciłem – odpowiedziałem krótko. Meg powinna wiedzieć, że bez względu na jakiekolwiek obowiązki oraz ich natężenie, to ona stanowiła dla mnie najważniejszy zakres zajęć. – Póki co nigdzie się nie wybieram. Chyba że wolałabyś jednak gdzieś wyjść?

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now