Rozdział 41

591 19 0
                                    

Angelina

Ból był nie do zniesienia. Nie rozumiałam co się do końca dzieje. Myślałam, że zwijam się z bólu, ale moje ciało nawet nie drgnęło. Miałam wrażenie, jak bym płonęła. Znów. Nie mogłam oddychać.
Wiedziałam, że Vic zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby mi pomóc. Że się nie podda. Więc i ja nie mogłam się poddać.
Spróbowałam poczuć moje serce, czy ono jeszcze bije.
Uparcie odpychałam od siebie czerń nieistnienia. Musiałam wyjść z tego żywa. Miałam dla kogo walczyć.
Pożar w moim ciele rósł, a ja w końcu usłyszałam rytm pulsu i uświadomiłam sobie, że odnalazłam swoje serce. Ten pożar we mnie wzmógł się. Chciało mi się krzyczeć. Nie byłam jednak w stanie poruszyć ustami. Płomienie rozprzestrzeniały się poza moją rękę, roznosząc niewyobrażalny ból po barkach i klatce piersiowej. Parzyło gardło.
Zadawałam sobie pytanie czemu nie mogłam się ruszyć? Czemu nie mogłam krzyczeć?
Umysł miałam na tyle trzeźwy że myślałam jak żywa. Czułam pożar wzniecający się przez jad coraz bardziej.
Zaraz! Jad?!
Ktoś mnie ugryzł?
Czyżby moje myślenie, że jak będę umierająca to to zrobią było prawdą?
Czy faktycznie teraz się przemieniam w wilkołaka?
Teraz gdy, moje życzenie zostało spełnione wydawało mi się to żartem, aczkolwiek przepełniała mnie radość.
Miałam tyle siły, żeby zdołać leżeć nieruchomo podczas gdy jad palił mnie żywcem ze zdwojoną siłą.
Powoli coraz lepiej słyszałam i wkrótce mogłam już odmierzać czas, odliczając rytmiczne uderzenia mojego serca. Czułam, że robiłam się coraz silniejsza, a mój umysł działał coraz sprawniej.
- Co teraz? Czy ona się obudzi? Czy przeżyje?
Rozpoznałam ten głos. To Victor. Był blisko mnie, poczułam jak trzyma mnie za rękę, ale nie mogłam ruszyć swoją.
- Spokojnie Vic. Wsłuchaj się w jej serce. Zobaczysz że Angelina będzie okazem zdrowia.
- Ale czemu leży tak nieruchomo? Czemu nie daje znaku życia?
- Będzie żyć. An przeżyje. Daj jej czas.
- Musi przeżywać niewyobrażalne męczarnie. - głos Vica prawie się załamał.
- Nie wiadomo. Nie wiemy jak to wszczepienie jadu dało efekt. Nigdy nikt tak nie zrobił.
- An, kocham Cię i proszę wybacz mi. - wyszeptał mi do ucha.
Tak bardzo chciałam odpowiedzieć, ale jeszcze nie teraz. Nie kiedy miałam jeszcze dość siły, by nie zacząć wyć z bólu w głos.
Poczułam jak ból zaczął się zmniejszać. Powoli, ale to wydawało mi się dobrą wiadomością. W końcu miał mnie opuścić i już nigdy się nie pojawić.
Ogień wycofał się z moich dłoni, nóg i bardzo powoli z mojego serca, które biło jak by szybciej.
- Patty! Słuchaj! - zawołał Vic, a moja przyjaciółka była już blisko mnie.
- Już nie długo. Prawie koniec. Udało się. - powiedziała.
- An? An kochanie? Słyszysz mnie?
Moje serce wynormowało bicie, uspokoiło się. Czułam to.
Docierało do mnie, że nic mnie już nie bolało.
A potem otworzyłam oczy, stanęłam wyprostowana i spojrzałam w zachwycie przed siebie.
Vic i Pattry byli tu oboje.
- An? - zapytał cicho i starał się być opanowany, ale po tonie jego głosu poznałam, że się martwi - An? Wiem, że czujesz się zagubiona, ale uwierz mi, wszystko jest z tobą w najlepszym porządku.
Victor zbliżył się do mnie ostrożnie i pogłaskał po policzku opuszkami palców. Temperatury pasowały teraz idealnie do ciepła naszych ciał.
Miałam ochotę go mocno przytulić i tak też zrobiłam.
Byłam nowo narodzonym wilkołakiem, co niestety zdarza się bardzo rzadko. I to dopiero drugi raz w historii tego świata.

Bliskość Alfy✔️Where stories live. Discover now