Rozdział 4

1.3K 30 0
                                    

Obudziłam się, szukałam telefonu, ale nie mogłam znaleźć.
Po chwili przypomniały mi się rzeczy, których wolałabym nie pamiętać.
Mama. Wilk. Wilki. Patty.
Wstałam szybko z łóżka i poszłam jej szukać. Była w jadalni, siedziała przy stole, ale nie była sama. Słyszałam męski głos.
Gdy schodziłam, oni umilkli.
- Obudziłaś się już. - powiedziała.
- Tak. - spojrzałam się na mężczyznę obok. Był dobrze zmudowany, było widać, bo miał obcisłą koszulkę. Czarne włosy, czekoladowe oczy. Był przystoiny.
Zauważyłam, że dziwnie się zachowuje. Wymienili się spojrzeniami i wyszedł.
- Kto to? - spytałam. Dziwny człowiek, nawet się nie przywitał, ani nie przedstawił. Pomyślałam.
- Mój brat. - nigdy nie mówiła, że ma brata.
- Czemu poszedł? Nie przywitał się ani wogóle. Dziwny. - powiedziałam to na głos?  O Matko.
- Nie mógł tutaj zostać, czekał tylko, aż się obudzisz. Dotrzymywał mi towarzystwa.
- Aha. - zapadła cisza. Usiadłam obok niej. Wiedziałam, że nie był to sen, to co się stało z mamą działo się na prawdę.
- Jak się czujesz? - spytała.
- A jak mam się czuć. Straciłam mamę. Jedyną naprawdę bliską mi osobę. - musiałam zadać jej ważne pytanie - Czy policja już była? Zabrali ją?
- Wszystko już ogarnęliśmy. Spokojnie. Nie zaprzątaj sobie teraz tym głowy. - byłam jej wdzięczna w sumie im obojgu.
- Muszę ogarnąć pogrzeb. - powiedziałam, a w oczach pojawili się łzy.
- Na spokojnie. - przyglądała mi się uważnie.
- Co z wilkami? Czy to one zabiły mamę? - musiałam wiedzieć.
- To ten szary. Ale nie mówmy o tym. Nie chcę byś przeżywała jeszcze bardziej. Teraz musisz dojść do siebie. - przytuliła mnie, chyba mi tego brakowało.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę, próbowała dodać mi otuchy.

Dwa dni po pogrzebie zaczęłam przemyślenia. Musiałam postanowić co dalej. Bałam się tu mieszkać sama. Niby miałam ponad osiemnaście lat, ale nie chciałam tu zostać.
Postanowiłam wyprowadzić się do dziadków. Chociaż na jakiś czas. Gdy się ich o to spytałam, ucieszyli się że o nich pomyślałam. Domu nie zamierzałam sprzedawać. Liczyłam, że kiedyś jeszcze tu zamieszkam. Może ze swoim przyszłym mężem.
Wyjęłam walizki z szafy i zaczęłam się pakować.
Zajęło to trochę czasu, ale miałam pomoc. Patty. Osoba na której mogę polegać jak na nikim innym.
Pomogła mi ze wszystkim, spakowaliśmy rzeczy do auta.
- Szkoda, że wyjeżdżasz. Będę tęsknić - powiedziała i przytuliła mnie.
- Ja też. Na razie muszę, nie dam rady tu być. Na dodatek sama. Za dużo się działo ostatnio. Muszę odpocząć.
- Rozumiem. Będę czekać na ciebie i doglądać domu. - byłam jej wdzięczna. Dałam jej klucze od mieszkania i wsiadłam do auta.
- Odezwę się nie długo. - powiedziałam.
- A spróbowałabyś nie. - zamknęła drzwi - Dobrze, że dziadki mieszkają dość blisko. Będziemy mogły się spotkać.
- Napewno i oby dość często. - zamknęłam okno, włączyłam muzykę w samochodzie i ruszyłam.
Po kilku kilometrach skapłam się, że ktoś za mną jedzie. Przyjrzałam się to było srebrne auto, którym z Pat jechaliśmy w tedy na imprezę. Pewnie jedzie z kolegą kawałek mnie odprowadzić. Zrobiło mi się miło.

Bliskość Alfy✔️Where stories live. Discover now