Rozdział 37

623 17 1
                                    

Poczułam jak ktoś mnie ciągnie za rękę. Jak wyciąga mnie z ciemności.
- Oddychaj! - rozkazał mi przepełniony rozpaczą głos. Rozpoznałam go od razu. To Victor.
Jego rozkaz i tak był nie do wykonania. Woda wylatywała ze mnie jak z wodospadu. Nie miałam kiedy złapać tchu.
- Oddychaj! No An! Oddychaj, błagam!
Zakręciło mi się w głowie, wróciły mroczki. Chyba oprócz wody wyplułam też płuca. Przekręciłam głowę.
- An? - głos był już spokojniejszy - Angelina czy mnie słyszysz?
- Już z dziesięć minut jest nie przytomna. - usłyszałam drugi głos. Zaintrygowało mnie to i trochę oprzytomniałam.
Czułam że marzłam. Ciągle padało. Tysiące zimnych kropel spływały po mojej skórze i ubraniu.
- Skoro oddycha to powinna lada moment się ocknąć. - rozietowałam się że rozmówcą Vico jest Nick - Zienieśmy ją w jakieś ciepłe miejsce. Nie podoba mi się postępujące zasinienie na jej twarzy.
- Myślisz że można ją ruszyć?
- Nie złamała kręgosłupa lub części ciała przy upadku przecież.
Spróbowałam otworzyć oczy. Zajęło mi to dłuższą chwilę, ale w końcu moim oczom ukazało się niebo.
- Vic? - ledwo zdołałam co kolwiek wymówić. Na tle chmur pojawił się zarys Victora.
- An! - krzyknął z ulgą - Och An! Jak się czujesz? Jesteś ranna? Coś Cię boli?
- G... gga... ggardło. - wyjąkałam.
- Jeśli tylko gardło to możemy się stąd zabierać. - stwierdził Nick.
- Zabiorę ją do nas. Możesz wracać. - Vic wziął mnie na ręce, jego ciało jak zwykle było gorące, choć nie miał koszulki.
Patrzyłam jak jego twarz przybrała złą i smutną minę, ale nie odezwał się. Ja też wolałam na razie nic nie mówić. Wtuliłam się bardziej w niego, dziękując losowi, że go mam. Tak, chyba złość mi przeszła.
Poszedł jakąś drogą na skróty, bo nie znałam jej. Widziałam już z oddali dom.
- Dlaczego skoczyłaś? Nie zauważyłaś, że zbiera się na burzę? - widząc, że przeżyje, był już w stanie się na mnie złościć.
- Wybacz. - wymamrotałam - To było głupie.
- Niesamowicie głupie. - poprawił, gdy akurat przechodziliśmy przez próg.
Postawił mnie na podłodze, gdy byliśmy już w pokoju.
- Zaraz przyniosę Ci suche ubrania, a ty się stąd nie ruszaj. - wyszedł do garderoby, by wrócić po kilkunastu sekundach. Rzucił mi kilka ubrań.
- Wyjdę byś mogła się w spokoju przebrać. Nie chcę, na razie nie mogę patrzeć na Twoje nagie ciało. - powiedział i wyszedł. Cały czas był smutny. Wiem że źle zrobiłam, ale on się do tego przyczynił i nie tylko on. Chciałam chwilę odpocząć, ale najpierw się przebrałam by łóżko było suche, a potem położyłam się na nim i odpłynęłam w głęboki sen Morfeusza.

Bliskość Alfy✔️Where stories live. Discover now