Rozdział 36

603 19 1
                                    

Poszłam głęboko w las.
Nie chciałam z nikim rozmawiać i słuchać ich. Kłamali, wszyscy kłamali. Najbardziej bolało, że mój ukochany Victor nic nie wspomniał o moich dziadkach, a na dodatek zdecydował się nic nie mówić. Jak on mógł.
~ Przepraszam.
Usłyszałam jego głos w głowie. Nie miałam zamiaru się skupiać na nim. Zabolało to, że mi nie powiedział wszystkiego od razu.
Rana na sercu zapiekła ze wzmożoną intensywnością. Poczułam jak pojedyńcze krople deszczu spadają mi na twarz.
Dotarłam na klif, chyba jeden z najwyższych w okolicy. Poczułam jak mój puls przyśpiesza. Morze wzburzyło się nieco, ale wiatr wciąż się nie pojawił. Ciśnienie nadchodzącej burzy przytłaczało mnie. Pod klifem fale biły z dużą zaciekłością, bryzgając strzępami piany. Wyobraziłam sobie, że lecąc w dół, człowiek musi czuć się wolny jak ptak. Chciałam jakoś uspokoić ból. Nasilał się z każdą sekundą. Nie odrywałam oczu od fal.
Pomyślałam czemu nie? Czemu nie miałabym sobie ulżyć.
~ An gdzie jesteś. Nie wyczuwam Cię.
Znów on, nie miałam zamiaru reagować. Zdałam sobie sprawę, że nigdy w życiu nie postępowałam jeszcze tak lekkomyślnie, ale poprawiło mi to humor.
Ból słabł powoli, jakby moje ciało wiedziało, że lada moment wszystkie moje troski odejdą w niebyt.
Zrobiłam kilka kroków do przodu. Skrzywiłam się jak zimna musi być woda tam na dole, ale nic nie było już w stanie mnie zniechęcić. Nie patrzyłam w dół, tylko prosto przed siebie. Sunęłam ostrożnie do przodu. Zatrzymałam się, kiedy poczułam krawędź. Wzięłam głęboki oddech. Odczekałam kilka sekund.
~ An!
Uśmiechnęłam się triumfalnie, po czym wypuściłam powietrze z płuc w głowie mając te słowa.
~ Vic, bardzo zabolało mnie to że kłamaliście i to wszyscy. Dajcie mi odpocząć.
Widok który miałam przed sobą, wyobraziłam go sobie w głowie.
~ Błagam, nie rób tego.
- Chciałeś, żebym pozostała człowiekiem, a każdy człowiek kiedyś umrze.
~ Proszę, nie skacz! Zrób to dla mnie!
Zerknęłam na niebo, deszcz zaczynał padać z większą intensywnością.
Byłam coraz bardziej mokra, moje ciało za to stawało się lżejsze.
Ciężar ciała przeniosłam na nogi, które ugiełam przygotowując się do skoku.
~ Angelina! - Vic już nie błagał, a żądał. Jego gniew był taki uroczy, ale sam do tego doprowadził. Słyszałam jak biegnie, był zły, czułam to.
Wzięłam głębszy wdech i rzuciłam się z klifu.

Krzyczałam na całe gardło, jednak to nie ze strachu, a z radości. W tle słyszałam jak ktoś też krzyczał, tylko że moje imię.
Uderzyłam w tafle wody.
W moich żyłach szumiała czysta adrenalina. Skoczyłam! Byłam z siebie dumna.
Po chwili poczułam kolejne pluśnięcie gdy wybiłam się na powierzchnię.
To był Nick. Tak jak ja wynurzył się po chwili.
- Coś Ty sobie myślała?! - warknął na mnie.
- Skąd wiedziałeś że tu będę? - spytałam.
- Victor wszystko nam szybko przekazał. Też już tu biegnie. Płyń do brzegu. - nakazał mi.
W tedy poczułam że prąd jest coraz silniejszy. Nie opadałam na dno, lecz zaczęłam się topić. Zaczęłam walczyć z wodą i się dusić. Stawałam się obojętna na to, co się ze mną działo.
Moją ostatnią myślą było...
~ Żegnaj. Kocham Cię.

Bliskość Alfy✔️Where stories live. Discover now