Rozdział 39

609 18 0
                                    

Patrzyłam jak walczą zawzięcie, ale co chwilę któryś wył z bólu.
Chciałam im pomóc, ale nie jestem jedną z nich. A tam Ci mogą zrobić mi krzywdę.
Przypomniała mi się jedna rzecz z księgi o wilkach i wilkołakach.
Złoto.
Poszłam do skarbca, który był pod ziemią, pod budynkiem.
Wyjęłam złoty miecz i zobaczyłam, że idealnie klinga basuje do mojej dłoni.
- Teraz zobaczymy kto jest górą.
Powiedziałam na głos sama do siebie, dzierżąc w dłoniach idealnie wyważony miecz. Ruszyłam do wyjścia na pole bitwy. Stanęłam w drzwiach szukając wzrokiem szarego wilka. Walczył z Alfą. Poczułam przypływ adrenaliny i determinacji. Gdy weszłam na pole bitwy, większość wilków przestała walczyć. Bacznie mi się przyglądali, ale nie mieli odwagi atakować.
- Złoto podobno potrafi zabić wilkołaki. - powiedziałam donośnie oglądając z każdej strony oręż, gdy byłam już tylko kilka metrów od walczących przywódców.
~ Miecz przeciwko wilkołakom. - powiedział jak by do siebie gdy już przestali walczyć.
- Zgadza się. Jest lekki i wygodny w sam raz dla mnie.
~ On zaginął wieki temu.
- Mylisz się Logan, nie zaginął. Był tu cały czas. I właśnie tym zamierzam Cię pokonać. Nie możesz mnie dotknąć, ale ja już ciebie tak. - byłam z siebie dumna - Jestem Luną tego stada i będę go bronić!
Warknął na mnie głośno i rzucił się, ale zdążyłam zrobić unik.
- Działasz impulsywnie to twoja słaba strona. - drwiącym głosem zachęciłam go do kelejnej próby.
Tym razem uważał. Zaczął chodzić w kółko, otaczając mnie.
- Dlaczego zabiłeś moją matkę?! - spytałam bo czułam że lepszej okazji już nie będzie.
~ Chciałem zniszczyć Alfę. Czarownica przepowiedziała mi przyszłość. Powiedziała kim jest przyszła Luna. Twoja matka się napatoczyła, chodziło mi o ciebie. - powiedział stawiając krok w moją stronę a ja skierowałam otrze w jego stronę.
~ An czemu to robisz? Chcesz bym cię stracił? Wiesz że nie przeżyje. Wycofaj się, poradzimy sobie. Proszę.
Głos Vica był dziwny, jak by pogrążony w głębokim smutku albo żałobie.
Otrzasłam się z tej myśli i sama zaczęłam walczyć z szarym dużo większym ode mnie wilkiem.
Raz go drasłam ale nic mu się nie stało poważnego, ponowił próbę i kolejny raz próbował mnie zaatakować. Udało mi się uciec. Widziałam że moja wataha jest skora walczyć, ale największe szanse miałam ja. Gdy skoczył na mnie kolejny raz, poczułam ból w okolicy brzucha. Próbowałam o tym nie myśleć, ale był coraz śmielszy i coraz szybciej mnie atakował.
Gdy skoczył ostatni raz na mnie, wbiłam mu miecz w sam środek brzucha.
~ An! - usłyszałam rozpaczliwy głos Vica.
Ciężar ciała martwego wilka był ogromny, zaczynało brakować mi tchu. Trudno mi się oddychało. Poczułam ciepło rozchodzące się po moim ciele.
Victor w ludzkiej postaci ukląkł obok mnie a reszta zsuwała Logana ze mnie.
- An nic Ci nie jest? - głos mu drżał.
- Chyba nie. - gdy już nie czułam na sobie tego wielkiego wilczyska, Vic miał twarz jak z kamieniały. Jak by zastygł.
- Wszystko w porządku? - spytałam i jednocześnie próbowała usiąść, ale momentalnie poczułam ostry pół - Auu.
Położyłam się spowrotem na ziemi. Zmienili się w ludzi, zauważyłam że Vico miał łzy w oczach. Wiedziałam, że coś nie tak. Spojrzał na siostre, która była obok.
- Przepraszam. - powiedział, a ja zdałam sobie sprawę z tego co się dzieje. Miałam rozszarpany brzuch przez Logana. Poczułam, że mi słabo.
- Nie przepraszaj. To nie twoja wina. - ledwo wydukałam.
- To moja wina. Co ja zrobiłem. - jego łzy zaczęły lecieć na mnie.
- Vico. Przyrzeknij, że się nie załamiesz. - poprosiłam go.
- Nie mogę. - on płakał.
- Pprzyżeknijj pproszę... - moje powieki zrobiły się na tyle ciężkie, że nie pamiętam co było dalej.

Bliskość Alfy✔️Where stories live. Discover now