29. Nie ty tu rozkazujesz.

220 26 11
                                    

Baji zamknął ciążące mu powieki i w akompaniamencie szczerego śmiechu chłopaka, pierwszy raz od dawna zasnął z delikatnym uśmiechem na ustach.

~•••~•••~•••~•••~•••~•••~•••~

W innej sytuacji Chifuyu wręcz marzyłby o tym, aby nigdy więcej nie ujrzeć Sanzu, jednak aktualnie zaczął odchodzić od zmysłów, czekając na to aż w końcu się zjawi. Zwrócił lekko spanikowane spojrzenie na nadal śpiącego Bajiego.

– Hej wstawaj. – zaczął niechętnie, wcale nie chcąc to budzić. – Baji no.. - przeciągnął.

Długo zastanawiał się nad tym, czy powinien go obudzić. Chciał, żeby odpoczął, bo widać było, że bardzo tego potrzebuje... Ale nie było na to czasu. Nie teraz. Szczególnie że nie ma co mówić o czasie w momencie, w którym Baji był osobą, której obudzenie graniczyło z cudem. Chifuyu westchnął ciężko i nie siląc się na bycie delikatnym uszczypnął go w policzek.

– Keisuke. – powiedział już nieco głośniej.

Niezbyt często się tak do niego zwracał. Jakoś bardziej był przyzwyczajony do używania jego nazwiska, o co Baji strasznie się czepiał. Lubił, kiedy Chifuyu mówił do niego po imieniu, co tylko się potwierdziło, bo słysząc to od razu się obudził.

– Huh? – wymruczał zaspany, uchylając powieki, bo jedyne, co udało mu sie zakodować, to sposób, w jaki się do niego zwrócił.

– Coś jest nie tak. – zagryzł wargę uważnie się nad tym zastanawiając. – Nie ma go zbyt długo.

Spojrzenie Bajiego mimowolnie podążyło w stronę ust Chifuyu. Cholernie go to rozpraszało, więc potrząsnął lekko głową, chcąc odgonić głupie myśli i skupił się na słowach chłopaka.

– Jak długo spałem? – spytał i podpierając się na ręce, podniósł się do siadu.

Zapomniał tylko o świeżej ranie, która nagle dała o sobie znać. Zacisnął druga dłoń w pięść, nie pozwalając, by grymas bolu pojawił się na jego twarzy.

– Nie wiem. Mniej więcej pół godziny. – odparł, podając mu przybliżony czas.

Sam nie wiedział ile czasu minęło. Zbyt bardzo pogrążył się w myślach, starając się znaleźć optymalne wyjście z tej sytuacji. Już wcześniej wpadł na pewien pomysł, który był bardziej, niż możliwy do zrealizowania. Nie wymagał on szczególnego planowania, bo był tak banalnie prosty, że wystarczył jeden sprzyjający moment. I na ten właśnie moment Chifuyu miał zamiar czekać.

– Widziałeś po nim żeby coś brał? – zapytał cicho, podświadomie znając odpowiedz na to pytanie.

– Nie. Był czysty.

– Jak wróci, to już nie będzie. – stwierdził, obawiając się jego powrotu.

Zawsze gdy przychodził pod wpływem narkotyków był nieobliczalny i nie dało się przewidzieć, jak zareaguje na cokolwiek. Był zbyt impulsywny, więc Bajiemu dostawało się za każdy głupi tekst w jego stronę. Za to Chifuyu uważał wręcz przeciwnie. Owszem rozmyślania Bajiego zawierały samą prawdę, ale nie uwzględnił w nich tego, że Sanzu staje się wtedy mniej ostrożny. I to było teraz najważniejsze. Dawało mu szanse, na którą czekał.

just trust me ~ torafuyuWhere stories live. Discover now