27. Cóż za dramatyczne spotkanie.

262 30 34
                                    

Ale nie obchodziło go to. Satysfakcja z bezbronności Chifuyu, którą zaczął odczuwać już teraz, przysłoniła wszystko inne.

~•••~•••~•••~•••~•••~•••~•••~

Chifiyu poczuł na nadgarstku coś zimnego, co krępowało jego ruchy. Szarpnął ręką, przez co to, boleśnie wbiło się w jego skórę, a po pomieszczeniu rozległ się dźwięk metalu. Spanikowany uchylił powieki nadal starając się wyszarpać, ale oprócz bólu, nic to nie dawało. O dziwo drugą rękę miał wolną, ale w tej chwili wydawało się to obojętne, bo i tak nie miał pomysłu jak rozpiąć kajdanki, którymi jego dłoń była przykuta do ramy łóżka. Usiadł na jego skraju wzdychając ciężko i starał się uspokoić. Nie pamiętał, jak sie tu znalazł, ale widząc, że znajduje się w pokoju Sanzu i czując miejscowy ból głowy, mógł się domyślić, co się stało. Nie miał pojęcia czego ten od niego oczekiwał, ale jego desperacja zaczynała być mocno niepokojąca. Owszem nieco się obawiał, ale znał Sanzu na tyle długo, że bardziej martwił się o bliskich niż o samego siebie, bo wiedział, że jemu nigdy nie zrobił by nic poważnego.. Przynajmniej fizycznie.

– Sanzu do cholery jasnej.. Co ty tak właściwie odpierdalasz?! – krzyknął zbierając się na odwagę, bo wiedział, że pewnie znajduje się gdzieś w domu.

I wcale dużo się nie pomylił, bo po chwili usłyszał kroki, a do pomieszczenia wszedł chłopak z bronią w ręku. Przekrzywił pistolet nieznacznie, tak, że był wycelowany w jego stronę. I może miał wrażenie, że Sanzu faktycznie nic mu nie zrobi, ale nie dał rady opanować strachu towarzyszącego mu od początku. Nie dało się zachować zupełnego spokoju, kiedy ktoś miał coś, co mogło z łatwością doprowadzić do śmierci.

– Zadzwonisz teraz grzecznie do Mikeya i powiesz, że nie będzie cię kilka dni. – zażądał bez zbędnego ociągania się. – Jest zbyt głupi żeby spytać o powód.

– Odepnij to. – burknął pod nosem, przenosząc wzrok na kajdanki.

– Powinieneś być mi wdzięczny, że jedną rękę masz wolną. – wzruszył ramionami, rzucając mu jego telefon na łóżko. – Dzwoń, albo przestanę być taki miły.

Chifuyu słysząc ton jego głosu wiedział, że wcale nie żartuje. Chwycił jedną dłonią telefon i nadal patrząc na Sanzu kątem oka wybrał numer. Z tą różnica, że wcale nie miał zamiaru dzwonić do Miku. Nie wiedział dlaczego Kazutora był nie przytomny, ale wiedział, że w razie czego będzie wiedział, że to sprawka Sanzu. Jednocześnie chciał dowiedzieć się, czy wszystko jest w porządku. Wszedł w kontakty i jak najszybciej połączył się z Kazutorą. Bał się, że chłopak zaraz przejrzy jego zamiary i wyrwie mu telefon, nie pozwalając na kontakt z nim.. Całe jego obawy zostały rozwiane, kiedy usłyszał charakterystyczny dzwonek telefonu Hanemiyi, z kieszeni Sanzu. Ten za to roześmiał się sarkastycznie wyciągając go z kieszeni. Uniósł brwi patrząc na Chifuyu i kręcąc zrezygnowany głową, rozłączył się podchodząc do niego.

– Skoro jesteś taki chętny do rozmawiania ze swoim chłopakiem, to może zadzwonimy do kolejnego? – nachylił się nad nim prowokująco.

Chwycił jego telefon i przegryzając wargę zaczął przeszukiwać kontakty. Dopiero gdy znalazł właściwy, cyniczny uśmiech wkradł się na jego twarz. Odwrócił komórkę w stronę Chifuyu, pokazując mu numer Bajiego i cmoknął w jego stronę.

– To nie jest zabawne.. – warknął widząc, że ten się świetnie bawi.

– To nigdy nie miało być zabawne. – poprawił go i wybierając numer, dał na głośnik.

just trust me ~ torafuyuМесто, где живут истории. Откройте их для себя