3. Chyba się przesłyszałem.

431 46 85
                                    

Więc jakim cudem się to stało? Niby wiedział, ale nie miał pojęcia dlaczego pozwolił na to, żeby się tak porobiło.

~•••~•••~•••~•••~•••~•••~•••~

Chifuyu poczuł tylko jak ktoś nieznacznie porusza go za ramie, a on nadal z zamkniętymi oczami, odruchowo podniósł głowę do góry.

- Hm? Coś się stało, czy mogę spać dalej? - wymruczał na wpół przytomny z powrotem kładąc się na ręce.

Usłyszał tylko nieznaczny śmiech, więc uniósł zamglony wzrok na osobę znajdującą się tuż przed nim, a kiedy już rozpoznał do kogo należy głos, momentalnie się ocknął.

- Która godzina? - wypalił od razu wzdychając z ulgą, kiedy zobaczył, że za oknem jest jeszcze jasno. - Jeszcze dzień.

- Nie ciesz się tak, przespaliśmy cały dzień i noc. Jest jedenasta. - powiedział nadal śmiejąc się pod nosem. - Ale dobrze się składa, bo i tak nie chciało mi się iść do szkoły.

Dopiero teraz przypomniał sobie, że faktycznie siedział przy chłopaku większość wieczoru i sam musiał przysnąć. Po chwili jednak zorientował się jak to musiało wyglądać z jego perspektywy.

Wstał, a on spał koło niego, oparty o kanapę i widać było, że siedział przy nim cały czas. To nie tak, że się martwił, po prostu czuł się winny za to co się stało. Musiał wiedzieć, że wszystko jest w porządku i czy leki na pewno dobrze działają.

Momentalnie poczuł się skrępowany, więc pomału wstał na równe nogi, starając się unikać jego spojrzenia.

- Mi w sumie też szczególnie, że wizja kolejnej pizdy ze sprawdzianu z matematyki mi nie odpowiada. - mruknął cicho, chcąc zająć myśli czymś innym.

- Jeśli mówisz o tym, o którym myślę, to był prosty. - odparł po zastanowieniu, a on popatrzył na niego marszcząc brwi.

- Boje się takich ludzi jak ty. - stwierdził z obrzydzeniem, bo dla niego wszystko co z tym związane równało się z czarną magią. - Idę zrobić śniadanie, chcesz też?

- Nie, wracam. - wypalił od razu, jednak jego brzuch po chwili był innego zdania.

- Chodź. - stwierdził ze śmiechem, ruszając w stronę kuchni. - I tak już u mnie spałeś, więc chyba gorzej być nie może.

- Jedno i drugie brzmi źle. - mruknął idąc za chłopakiem. - O kurwa. - dodał widząc leki porozrzucane na blacie.

- Zamknij się, śpieszyłem się. - odparł cicho, a wzrok Kazutory zwrócił się w jego stronę, kiedy zaczął w pośpiechu wrzucać wszystko do szafki.

- Skąd miałeś te leki? - zapytał bez ogródek.

- Kupiłem przez pomyłkę. - rzucił jakby nigdy nic.

- Są tylko na receptę kretynie. - mruknął patrząc na niego wymownie, a on miał ochotę uderzyć się za własną głupote.

- To mojego taty. - odparł zgodnie z prawdą, nie widząc sensu w kłamaniu dalej.

- Aa.. Czyli też jest chory.

- Był. - wyjaśnił cicho, a on po chwili zrozumiał co chłopak miał na myśli, bo łatwo można było to dostrzec po wyrazie jego twarzy. - Nic się nie stało, nie rób takiej miny. Może być pizza, czy wolisz coś innego?

- Głupio pytasz. - odparł cicho, rozglądając się po pomieszczeniu. - Mieszkasz z mamą?

- Z przyjacielem. - szepnął cicho, czując nieznaczne ukłucie w sercu i wrócił do robienia śniadania. - Ale akurat dzisiaj chyba poszedł na noc do swojego kumpla.

just trust me ~ torafuyuWhere stories live. Discover now