Więc jakim cudem się to stało? Niby wiedział, ale nie miał pojęcia dlaczego pozwolił na to, żeby się tak porobiło.
~•••~•••~•••~•••~•••~•••~•••~
Chifuyu poczuł tylko jak ktoś nieznacznie porusza go za ramie, a on nadal z zamkniętymi oczami, odruchowo podniósł głowę do góry.
- Hm? Coś się stało, czy mogę spać dalej? - wymruczał na wpół przytomny z powrotem kładąc się na ręce.
Usłyszał tylko nieznaczny śmiech, więc uniósł zamglony wzrok na osobę znajdującą się tuż przed nim, a kiedy już rozpoznał do kogo należy głos, momentalnie się ocknął.
- Która godzina? - wypalił od razu wzdychając z ulgą, kiedy zobaczył, że za oknem jest jeszcze jasno. - Jeszcze dzień.
- Nie ciesz się tak, przespaliśmy cały dzień i noc. Jest jedenasta. - powiedział nadal śmiejąc się pod nosem. - Ale dobrze się składa, bo i tak nie chciało mi się iść do szkoły.
Dopiero teraz przypomniał sobie, że faktycznie siedział przy chłopaku większość wieczoru i sam musiał przysnąć. Po chwili jednak zorientował się jak to musiało wyglądać z jego perspektywy.
Wstał, a on spał koło niego, oparty o kanapę i widać było, że siedział przy nim cały czas. To nie tak, że się martwił, po prostu czuł się winny za to co się stało. Musiał wiedzieć, że wszystko jest w porządku i czy leki na pewno dobrze działają.
Momentalnie poczuł się skrępowany, więc pomału wstał na równe nogi, starając się unikać jego spojrzenia.
- Mi w sumie też szczególnie, że wizja kolejnej pizdy ze sprawdzianu z matematyki mi nie odpowiada. - mruknął cicho, chcąc zająć myśli czymś innym.
- Jeśli mówisz o tym, o którym myślę, to był prosty. - odparł po zastanowieniu, a on popatrzył na niego marszcząc brwi.
- Boje się takich ludzi jak ty. - stwierdził z obrzydzeniem, bo dla niego wszystko co z tym związane równało się z czarną magią. - Idę zrobić śniadanie, chcesz też?
- Nie, wracam. - wypalił od razu, jednak jego brzuch po chwili był innego zdania.
- Chodź. - stwierdził ze śmiechem, ruszając w stronę kuchni. - I tak już u mnie spałeś, więc chyba gorzej być nie może.
- Jedno i drugie brzmi źle. - mruknął idąc za chłopakiem. - O kurwa. - dodał widząc leki porozrzucane na blacie.
- Zamknij się, śpieszyłem się. - odparł cicho, a wzrok Kazutory zwrócił się w jego stronę, kiedy zaczął w pośpiechu wrzucać wszystko do szafki.
- Skąd miałeś te leki? - zapytał bez ogródek.
- Kupiłem przez pomyłkę. - rzucił jakby nigdy nic.
- Są tylko na receptę kretynie. - mruknął patrząc na niego wymownie, a on miał ochotę uderzyć się za własną głupote.
- To mojego taty. - odparł zgodnie z prawdą, nie widząc sensu w kłamaniu dalej.
- Aa.. Czyli też jest chory.
- Był. - wyjaśnił cicho, a on po chwili zrozumiał co chłopak miał na myśli, bo łatwo można było to dostrzec po wyrazie jego twarzy. - Nic się nie stało, nie rób takiej miny. Może być pizza, czy wolisz coś innego?
- Głupio pytasz. - odparł cicho, rozglądając się po pomieszczeniu. - Mieszkasz z mamą?
- Z przyjacielem. - szepnął cicho, czując nieznaczne ukłucie w sercu i wrócił do robienia śniadania. - Ale akurat dzisiaj chyba poszedł na noc do swojego kumpla.
YOU ARE READING
just trust me ~ torafuyu
FanfictionOboje czując niechęć do siebie nawzajem nigdy nie pomyśleliby o tym, że przez niefortunny szantaż i przypadek, ich relacja zmieni się do takiego stopnia. Jednak czy dadzą radę uciec przed kartami, które odkrywa przed nimi przeszłość, nie tracąc przy...