12. Próbuj szczęścia.

350 46 61
                                    

Który mimo tego, że faktycznie był debilem, jak zwykle był przy nim i robił wszystko, żeby ten chodź na chwile zapomniał o tym co go gryzie.

~•••~•••~•••~•••~•••~•••~•••~

Jeśli Chifuyu mówił coś o spokoju, to chyba nie było tematu, bo idący w stronę baru blondyn jakoś mu się z nim nie łączył.

- Co ty tu robisz Mikey? - spytał zrezygnowany, wychodząc za blatu.

- Jak to co? Będę twoim ochroniarzem. - odparł jakby to była najlogiczniejsza rzecz na świecie i poprawił okulary przeciwsłoneczne.

- To by wyjaśniało te idiotyczne okulary. - zaśmiał się, a on zmierzył go zirytowanym wzrokiem. - A tak dla ścisłości. Przed czym będziesz mnie niby bronił?

- Przed tym różowo-włosym pokurwieńcem. Chyba logiczne. - powiedział rozglądając się po pomieszczeniu.

- Nie dzięki. - odmówił krótko. - Nie masz przed czym mnie bronić. Sanzu nic mi nie zrobi.

- Stwierdziłeś to po tym jak cię uderzył, czy przed tym? - spytał wymownie, przyglądając sie jego twarzy.

- Co? Przecież to było dawno. - odparł zdziwiony tym, jak bardzo skanuje go wzrokiem.

- Nie jestem ślepy. - warknął pod nosem.

- O co ci teraz chodzi? - spytał, bo zachowanie chłopaka wydawało mu sie zbyt dziwne.

- Myślisz, że nie widzę tego co masz na twarzy do cholery? - syknął przez zaciśnięte zęby. - Nieważne, nie z tobą będę to sobie wyjaśniał. - dodał dostrzegając Sanzu idącego w stronę baru.

- Mikey, on mi nic nie zrobił debilu. - zaczął domyślając się o co chodzi, ale ten gwałtownie odwrócił się w stronę Sanzu i podchodząc do niego uderzył go prosto w twarz.

Ten zachwiał się nieznacznie, a Chifuyu patrzył otumaniony na całą sytuacje, nie wiedząc nawet co robić. Wiedział, że musi zareagować w momencie, w którym Sanzu będąc w amoku sięgnął po butelke. Odsunął szybko Mikeya, żeby móc im wszystko wyjaśnić.

- Czekaj, to nieporozumie... - zaczął, gdy nagle poczuł okropny ból z boku głowy, a dźwięk rozbijanego szkła stłumiła muzyka dudniąca w pomieszczeniu.

- O kurwa. - usłyszał tylko, nie mogąc rozróżnić do kogo należał ten głos.

Ostatkami sił starał utrzymać się na nogach, jednak czarne plamki przed oczami sprawiły, że zachwiał sie nieznacznie. I gdyby nie fakt, że Sanzu go przytrzymał, upadł by na ziemie. Podniosł drżącą rękę do miejsca, które promieniowało bólem, widząc ciemnoczerwoną ciecz na swojej dłoni. Blondyn podszedł nich szybkim krokiem, na co Chifuyu zatrzymał go ruchem ręki.

- Mikey on mi nic nie zrobił, proszę cię, daj już spokój. - wydukał cicho.

- Dostałeś butelką po głowie. A to na twojej twarzy nie wzięło się znikąd! - podniósł głos mierząc Sanzu nienawistnym spojrzeniem.

- Czy ty masz zaniki pamięci do cholery? Ty mi dzisiaj w nią wyjebałeś. - szepnął zirytowany nie wierząc, że od razu się nie zorientował.

- Co? Ty faktycznie.. Kurwa wybacz. Nie myślałem, że to było tak mocno. - wydukał cicho łącząc wszystkie fakty w głowie. - Ciebie nie, od zawsze chciałem ci wyjebać. - dodał patrząc w stronę Sanzu.

- Żałuje, że nie rozjebalem ci tej butelki na łbie. - warknął przez zaciśnięte zęby.

- Próbuj szczęścia. - odburknął zaciskając dłoń na jego koszulce.

just trust me ~ torafuyuWhere stories live. Discover now