29

2.7K 100 3
                                    

Tovenaar

Echo została ze swoimi niańkami. Moi bracia zabrali ją na strych. Oprócz wielu albumów rodzinnych i sali zabaw, z której korzystaliśmy jako dzieciaki, nie było tam nic ciekawego. Echo jednak nie miała być zabawiana, a bezpieczna.

Z Texem i Rexem u nogi poszedłem do gabinetu ojca. Gdy wszedłem do środka bez pukania, spostrzegłem tatę, który siedział w swoim ulubionym skórzanym fotelu. Nogi skrzyżował w kostkach na biurku, a ogonem chwycił szklaneczkę jego ulubionego alkoholu, jakim było whisky.

- Cześć, syneczku. Dobrze, że znów jesteś zdrowy i masz rumieńce na twarzy.

Usiadłem przy biurku Endymiona. Ojciec uśmiechał się do mnie. W kącikach jego oczu widziałem zmarszczki. W ciągu ostatnich godzin niemiłosiernie się postarzał, co mi się nie podobało.

Tata ukrywał emocje po śmierci Lani. Starał się być dla nas wsparciem. Pomógł mi, gdy Echo została porwana przez tego dupka Eragona, a później obiecał, że załatwi dla nas wszystkich najlepszych strażników z Xanadu, aby nas chronili przed aniołami.

Nie sposób było jednak nie zauważyć, że ojciec wyglądał jak cień samego siebie. Po alkohol sięgał często, ale nigdy wcześniej nie pił tak dużo, jak w ostatnich chwilach. 

Martwiłem się o niego. Straciłem swoich biologicznych rodziców, później przybraną mamę, a jeszcze potem Lani. Rany po ich odejściu wciąż głęboko się we mnie jątrzyły. Wiedziałem, że nigdy nie przyjdzie mi pogodzić się z ich śmiercią. Starałem się o tym nie myśleć, gdyż kiedy tylko przypominałem sobie wycieczki po krainie demonów, na jakie chodziłem z rodzicami oraz uśmiechy mojej młodszej siostry, coś we mnie pękało.

Najlepiej by było, gdybym przemógł się i przeżył godnie żałobę. Potrzebowałem opłakać zmarłych, aby żyć dalej. Nie miałem jednak nawet na to czasu. Aniołowie pokazali, że nie mają sumienia. Może Eragon powiedział Echo prawdę i wcale nie stał za zabójstwem mojej siostry, ale nie skreślało to innych aniołów z tego haniebnego czynu.

- Nie pij tyle, tato.

Endymion posłusznie odłożył szklaneczkę z niedopitym alkoholem na blat biurka. Schował ogon za plecy, ale rozpostarł skrzydła. 

- Tovenaarze, ja...

- Wiem, że cierpisz. Nie chcę jednak, aby i tobie coś się stało. Nie pozwolę ci odejść.

Ojciec przeczesał palcami gęste ciemne włosy. Ostatnio przybyło mu więcej srebrnych pasemek. Mój tata miał ciało greckiego boga, ale jego dusza starzała się o wiele szybciej. 

- Nie mam zamiaru umierać - rzekł, wpatrując się tępo w blat dębowego biurka. - Nie zostawię cię samego. Po prostu muszę poradzić sobie ze śmiercią Lani. 

Wstałem i okrążyłem biurko. Stanąłem przed tatą, a następnie położyłem mu dłonie na ramionach. 

Ojciec odchylił głowę w tył. Spojrzał mi w oczy. Uśmiechnął się. 

- Jestem z ciebie dumny, Tovenaarze. Zabierając cię pod swoje skrzydła po śmierci twoich rodziców, zobowiązałem się ciebie chronić. Nie udało mi się. Zostałeś niesłusznie pojmany przez anioły. Uwięziły cię na dziewięć pieprzonych lat. Cierpiałeś katusze, gdy pentagram wypalał do żywego twoje ciało. Wiem, że gdyby nie niewola, nie poznałbyś Echo. Wolałbym jednak, abyś nigdy nie wpadł w ręce tych białoskrzydłych skurwieli i został ze mną. Powinienem był cię chronić, syneczku.

Obserwowanie, jak Endymion rozkleja się na moich oczach, było okrutnie bolesne. 

Łzy zaświeciły w kącikach oczu mojego ojca. Przytuliłem go, przyciągnąwszy jego głowę do swojej piersi. Ojciec objął mnie w pasie i odetchnął głęboko.

Mythical CreatureWhere stories live. Discover now