25

2.4K 118 3
                                    

Tovenaar

- Musimy sami ją odnaleźć. Tovenaar jest...

- Nie pozwoli nam na to. To jej mąż. Sam musi ją znaleźć.

- Nie mamy czasu do stracenia, panowie. Echo może być już daleko. Każda minuta jest cenna.

Głosy mojej rodziny dochodziły do mnie jak zza mgły. Pamiętałem doskonale, że Echo została uprowadzona. Nikt nie musiał mi o tym przypominać.

Kiedy Echo zniknęła, straciłem przytomność. Czułem się teraz bezsilny. Moi bliscy musieli przenieść mnie do łóżka, gdy byłem nieprzytomny. Obudziłem się w czystej pościeli, z nagą klatą. Domyślałem się, że Olimpio zadziałał na mnie swoją magią leczenia. Oprócz uzdrowienia mnie, magia mojego braciszka miała jednak inne zalety. Olimpio wiedział, że po wybudzeniu rzucę się na poszukiwania Echo, więc siłą przykuł mnie do łóżka. Dosłownie i w przenośni.

Znajdowałem się w pozycji półleżącej. Moje nadgarstki zostały przykute magicznymi kajdanami do podpórek, które wcześniej musiał wyczarować któryś z moich braci lub ojciec.

Dodatkowo moje ciało osłabiała magia. Nie byłbym w stanie samodzielnie zwlec się z łóżka. Byłem wściekły na rodzinę, że mnie tak potraktowała, choć z drugiej strony rozumiałem ich obawy. Bali się, że gdy się obudzę, zaatakuję cały świat, aby tylko odnaleźć moją żonę.

Głosy braci ucichły, gdy uzmysłowili sobie, że się zbudziłem.

Spojrzałem wpółprzytomnym wzrokiem na Olimpio, Zehypra, Priama oraz tatę. Nie chciałem, aby Priam widział mnie w takim stanie. Chłopak może i należał do rodziny, ale ja nie znałem go tak dobrze, jak pozostali.

- Dobrze cię widzieć, braciszku.

Zephyr położył dłoń na moim czole. Z jego palców popłynęła magia. Do mojego ciała powróciły siły życiowe. Wciąż jednak byłem słaby i przykuty do podpórek.

- Dlaczego mnie skuliście? Nie wystarczy wam, że przez dziewięć lat byłem przykuty do pentagramu w świątyni aniołów?

Tata usiadł na brzegu łóżka. Położył dłoń na moim ramieniu. Pogładził mnie pocieszająco, a kolor jego oczu, który w tej chwili był złoty, jasno mi powiedział, że mój ojciec mógł sprawiać wrażenie opanowanego, ale w rzeczywistości był wściekły.

- Przepraszam, że cię skuliśmy, synku. Nie chciałem, abyś zrobił sobie krzywdę, gdy się obudzisz.

- Nie ufasz mi, tato?

- Ależ ci ufam, Tovenaarze. Kocham cię i chcę twojego dobra. Nie pozwolę sobie nigdy więcej cię stracić. Wystarczy, że Lani odeszła. Moja niewinna dziewczynka umarła bez winy. Moi strażnicy już szukają Echo. Jestem pewien, że niebawem się znajdzie.

- Musicie mnie uwolnić.

- Synku...

- Uwolnij mnie, ojcze!

Endymion wydarł z siebie jęk, który bardziej przypominał warknięcie. Spojrzał porozumiewawczo na swoich dwóch najstarszych synów. Olimpio patrzył na mnie z zaciśniętymi ustami, podczas gdy Zephyr stał obok Priama z rękami skrzyżowanymi na piersi. Oddychał ciężko, podczas gdy to ja cierpiałem najgorsze katusze.

Ojciec wstał. Wyrecytował zaklęcie, a po chwili kajdany zniknęły z moich rąk. Znów byłem wolny, lecz gdy tylko spróbowałem usiąść na brzegu łóżka, nie udało mi się to. Runąłem na powrót na materac i poduszki. Jęknąłem głośno. Na moje ciało wciąż oddziaływała magia Olimpio. Zwykle podobało mi się to, że mój najstarszy brat miał magiczne moce umożliwiające leczenie, lecz w tejże chwili zapragnąłem skręcić Olimpio kark.

Mythical CreatureWhere stories live. Discover now