26

2.3K 102 0
                                    

Tovenaar

Przeszłość

Wszedłem do pałacu króla piekła. Rozglądałem się dookoła, chłonąc piękno i bogactwo tego miejsca. Nie było mi ono obce, jednak dotychczas bywałem jedynie w zachodnim skrzydle budynku. Miejsce zamieszkania króla znajdowało się w skrzydle wschodnim, gdzie wpuszczano tylko najwyższe rangą demony.

Chwilę temu dowiedziałem się o śmierci swoich rodziców. Ogarnęła mnie rozpacz i pochłonęła pustka. Czułem się, jakby cały świat osunął mi się spod stóp. Może i byłem dzieckiem, ale czułem, że pewien rozdział mojego życia właśnie dobiegł do końca. Miałem stać się dorosłym w tak młodym wieku. Nie powinienem więc się dziwić, że wówczas czułem się tak, jakby ktoś zaczął okładać moje ciało rozżarzonymi węglami. 

Nieraz byłem świadkiem, jak król demonów, Endymion, karze anioły przybyłe z nieba. Widziałem, jak odcina im kończyny, przypala skórę i wyrywa pióra ze skrzydeł.

Podczas pokazów siły zawsze trzymałem się za rodzicami. Tata chwytał mnie za rękę, a ja jednym okiem wpatrywałem się w konające anioły.

Jako dziecko nie rozumiałem, dlaczego nie mogliśmy żyć w pokoju. Anioły i demony różniły się od siebie kolorem skrzydeł, posiadaniem rogów i ogona, a także charakterem. Nie byłem naiwny. Rodzice od zawsze wmawiali mi, że anioły są niebezpieczne i muszę trzymać się od nich z daleka. Niegdyś nie rozumiałem postawy moich rodziców, gdyż jako dziecko wydawało mi się, że cały świat powinien żyć ze sobą w pokoju i harmonii.

Wszystko zmieniło się w chwili, w której wielkiej wojnie zginęli moi rodzice. 

Wałęsałem się po pałacu, nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca. Strażnicy patrzyli na mnie, jednak nie zagradzali mi drogi. Chodziłem po budynku niczym lunatyk. 

Dotarłem do małego ogrodu botanicznego. Jeden ze strażników pomógł mi popchnąć do przodu szklane drzwi. Wpuścił mnie do ogrodu, w którym było wilgotno. Koszulka przykleiła mi się do ciała, a skrzydełka opadły w dół pod wpływem gęstego powietrza.

Chodziłem między palmami, mięsożernymi roślinami wydającymi z siebie niepokojące dźwięki i różnokolorowymi kwiatami. Gdyby nie to, że straciłem rodziców i stałem się sierotą, zapewne chadzałbym po tym miejscu z uśmiechem na twarzy. Ciągałbym rodziców za ręce i prosiłbym, aby podsadzili mnie, dzięki czemu mógłbym obserwować kolorowe ptaki. Uwielbiałem papugi, a tu było ich naprawdę dużo. 

Usiadłem na wiklinowym krzesełku tuż przy wodospadzie. W zbiorniku przy nim pływały kolorowe rybki. Lekko uśmiechnąłem się na ich widok, ale uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy.

Byłem tak otępiały, że nie czułem nawet potrzeby wypłakania się. Chodziłem po pałacu niczym zombie z prawdziwego zdarzenia. Nikt nie wchodził mi w drogę. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Mimo, że demony wróciły już z pierwszego etapu wojny z aniołami, nikt na mnie nawet nie spojrzał.

Nie byłem w stanie zastanawiać się, co ze mną będzie. Prawdopodobnie władca Endymion każe wyrzucić mnie z pałacu. Zostanę bezdomną sierotą i będę musiał żebrać o jedzenie. 

Wrzucałem małe kamyczki do zbiornika, w którym pływały rybki. Wpatrywałem się beznamiętnie w taflę wody. Zacząłem prosić silniejsze ode mnie istoty o to, aby pozwoliły mi znów zobaczyć się z rodzicami. Chociaż na krótką chwilę. Może nawet na minutę. Pragnąłem im tylko powiedzieć, że ich kocham i zapewnić, że jakoś sobie bez nich poradzę. 

Usłyszałem, że ktoś wchodzi do ogrodu botanicznego. Cały się spiąłem. Pewnie za moment miałem na zawsze pożegnać się z pałacem. Na pewno jakiś strażnik przyszedł poinformować mnie, że to koniec. Mogłem już zacząć pakować swoje rzeczy, choć jakby nie patrzeć, nie miałem ich zbyt wiele. 

Mythical CreatureWhere stories live. Discover now