Rozdział dwudziesty szósty

140 15 3
                                    

Gwardia Dumbledore'a została zniszczona, a jej członkowie wyłapani przez Umbridge co do jednego. Wszyscy dostali szlaban, a Dumbledore stracił posadę. Bliźniacy nie chcieli dłużej zwlekać z zemstą na nowej dyrektorce. Zbyt wiele już przez nią stracili. Nie chcieli tracić jeszcze więcej. Po kilku dniach ich plan był idealny.

- Co kombinujecie, matoły? - spytała Ann, wchodząc do Pokoju Życzeń.
- My? Nic - rzucił Fred.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - dodał George.
- Chyba mam prawo wiedzieć co jest takie ważne, że mój chłopak mnie zlewa - wywróciła oczami.
- Nie zlewam cię, sama mówiłaś, że jeśli będę się przygotowywał do OWUTemów...
- Ale się do nich nie przygotowujesz. George, nie rozmawiasz ze mną od ponad dwóch tygodni. Co się z tobą dzieje? - uniosła brew podejrzliwie.
- Teraz rozmawiam - odrzekł.
- Nie łap mnie za słówka - upomniała.
- Anka, za dużo już przeze mnie wycierpiałaś. To ja cię wciągnąłem do Gwardii Dumbledore'a, to przeze mnie miałaś szlaban u Umbridge, to ja cię uderzyłem. Nie chcę cię dalej ranić - wyjaśnił.
- A czyli lepiej jest bez słowa i bez żadnego powodu przestać się do mnie odzywać i sprawiać, że ryczę po nocach w poduszkę, bo zastanawiam się co takiego zrobiłam niż o wszystkim porozmawiać? - oburzyła się.
- Nie wiedziałem, że tak to odczuwasz - odparł lekko zdezorientowany.
- Wiesz czemu tak to odczuwam? Nie wiem jak ciebie, ale mnie taka jedna osoba nauczyła czym jest szczera miłość. Wiesz co to za osoba? Ty. A zresztą po co ja się produkuję. Do ciebie i tak to nie dotrze - odparła i wyszła.

Szła szkolnym korytarzem aż ktoś na nią wpadł. Obie się przewróciły. Spojrzały na siebie i wybuchnęły śmiechem.
- Tiny, gdzie ty tak pędzisz? - zapytała.
- Spieprzam przed Draco. Skąd wracasz? - rzuciła.
- Rozmawiałam z George'em - odparła.
- O i jak? Co ci powiedział? - zaciekawiła się.
- Że robi to żeby mnie więcej nie ranić, bo to niby przez niego miałam szlaban u Umbridge i to on mi przyłożył - po ostatnim wyrazie odruchowo zakryła usta z przerażeniem.
- Chwila, chwila. Co zrobił? Uderzył cię? I ty mi, cholero, o tym nie powiedziałaś? - wściekła się starsza.
- Destiny jak uciekasz to uciekaj trochę wolniej - powiedział zmęczony Malfoy, gdy do nich dobiegł.
- Zamknij się, nie widzisz, że się wkurzyłam? Gdzie jest ten frajer? - przeniosła wzrok z Krukonki na Ślizgona i z powrotem.
- Des, naprawdę nie warto. Nic mi się nie stało i jak widzisz żyję. To było już dawno - wzruszyła ramionami.
- Gdzie. Jest. Weasley? - spytała starsza z dziewczyn.
- Co się stało? - zapytał piętnastolatek.
- Nic, Dra...
- Pan Wspaniały Debil Weasley uderzył Annie - uniosła się czarnowłosa.
- Gdzie on jest? - na twarzy Dracona zagościła purpura.
- Zaprowadzę was - westchnęła i ruszyła z kuzynostwem do magicznego pokoju.

Szła bez słowa słuchając krzyków Draco i Destiny spowodowanych zatajeniem przez nią prawdy. Anne przeszła trzy razy wzdłuż ściany i weszli do środka. Puchonka i Ślizgon od razu rzucili się z różdżkami na George'a, a Ann usiadła obok Freda. Zabrała jedno z cukrowych piór i zaczęła je powoli jeść przyglądając się rozwojowi sytuacji.
- Co narobiłaś? - zagadnął starszy bliźniak.
- Dobrze wiesz, że jak się czymś zamartwiam to za dużo gadam. Wygadałam się Des o tym liściu, a ona powiedziała Dracze - odszepnęła.
- No to nie będzie wesoło - pokręcił ze zrezygnowaniem głową.
- Ty stara podła świno! Jak mogłeś ją uderzyć? Ciesz się, że to ja się dowiedziałam, a nie stryj! Obiecywałeś, śmieciu, że nigdy jej nie skrzywdzisz a tu co? - wrzeszczała starsza Black.
- Anne, miałaś nikomu nie mówić - popatrzył zrezygnowany na dziewczynę.
- Przepraszam, przypadkiem jej powiedziałam - odparła. - Zostawcie go - rzuciła i na wszelki wypadek pozbawiła kuzynostwo różdżek. - A teraz mów co kombinujecie albo spuszczę Des ze smyczy - zaszantażowała go, a Puchonka "ugryzła" powietrze.
- Elfie, jutro uciekamy - wyjaśnił.
- Jesteś tego pewien? Wszystko możecie odwołać - odrzekła.
- Jestem pewien. Widzimy się w wakacje? - spytał, gdy dziewczyna rzuciła mu się w ramiona, a ona przytaknęła jedynie cichym i ponurym "mhm". - Ej, ale nie płacz - z uśmiechem spojrzał na jej twarz.
- No to co mam niby robić skoro ja już wiem, że nie wytrzymam sama w tym czymś - odparła dławiąc łzy.
- Wiesz, że zawsze możesz do mnie napisać, wyżalić się. Jak będziesz potrzebowała porozmawiać z kimś spoza grona oszołomów to możesz jeszcze przez te ponad dwa miesiące iść do Lee. Ja jestem przy tobie cały czas, elfie. Nieważne czy obok czy na drugim końcu świata. Nigdy nie oleję wiadomości od ciebie, a wiesz dlaczego? Bo jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu - wyjaśnił i delikatnie musnął jej usta swoimi.
- Będę tęsknić - stwierdziła.
- Ja też, Anne - odpowiedział i przytulił ją poraz ostatni.
- Wygadajcie się komukolwiek, a was przechrzczę - zagroziła swojemu kuzynostwu młoda Black, a oni udali, że zamykają buzię na kłódkę i wyrzucają klucz.

Mój Wyjątkowy Piotruś Pan//T.N./G.WTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang