Rozdział dwudziesty drugi

211 21 29
                                    

Wrócili na święta do domów. Rodzina Weasley mimo wszystko pojechała na Grimmauld Place. Po ataku na głowę rodziny, Molly czuła się bezpieczniej w strzeżonej kwaterze. Anne była przekonana, że te święta spędzi sama z mamą.

Gdy razem z Marilyn jadły śniadanie w pierwszy dzień świąt, usłyszały huk w salonie dobiegający z kominka. Obie spojrzały w tamtą stronę. Do jadalni weszli Fred i George razem z Ginny i Destiny. Ann nie wierzyła w to co widzi. Odłożyła rogala na stół i pobiegła wyściskać przyjaciół i kuzynkę.
- Czemu nie mówiliście, że przyjedziecie? - spytała Prima.
- Wie pani, to była bardzo spontaniczna akcja. Pani były mąż zrobił George'owi niezłą aferę o dalszy związek z Anką i stwierdziliśmy, że jedziemy stamtąd do was. Możemy zostać? - zapytała Ginny, a mama jej najlepszej przyjaciółki przytaknęła.
- Annie, pokaż dziewczynom ich pokoje, ja pogadam z chłopakami - poleciła, a jej córka pociągnęła za sobą starszą Black i najmłodszą Weasley.
- Co się stało, Marilyn? - zadał pytanie George.
- Czuję, że się coś wydarzy. Jeśli będziemy mieli najazd, zabierzcie dziewczyny w najbezpieczniejsze miejsce z możliwych. Obiecajcie mi to - poprosiła.
- Postaramy się - odparli.
- Idźcie do Annie. Ona pokaże wam pokój - powiedziała, a oni ruszyli do Krukonki.

Długo czekać na atak nie musieli. Około trzydzieści minut po rozmowie Mar i bliźniaków, usłyszeli nawoływania jakiegoś Bułgara. Anne kojarzyła ten głos. Podbiegła pospiesznie do okna i zobaczyła swojego wuja.
- Marilyn! Ела при мен! Играете ли с мен? (czyt. Marilyn! Ela pri men! Igraete li s men? (pl. Marilyn! Chodź do mnie! Bawisz się ze mną?)) - wołał. Młoda Black nie musiała czekać na rozwój wydarzeń.
- Какво правиш тук? (czyt. Kakvo pravish tuk (pl. Co tu robisz?)) - spytała, wychodząc do ogrodu.
- Присъедини се към нас! (czyt. Prisuedini se kum nas! (pl. Dołącz do nas!)) - wrzasnął.
- Предпочитам да умра (czyt. Predpochitam da umra (pl. Wolę umrzeć)) - odparła spokojnie.
- Така че умрете! (czyt. Taka che umrete! (pl. Więc umieraj!)) - między kuzynostwem wywiązała się ostra wymiana zaklęć.

Gdy Viktor zamierzał zadać ostateczne zaklęcie, Marilyn w ostatniej chwili rzuciła na niego zaklęcie obezwładniające i, uprzednio ją łapiąc złamała jego różdżkę.
- To żenujące, Viktorze - powiedziała, gdy zaczął się podnosić.
- I tak, zginiesz - wysapał.
- Idź lepiej do domu i się nie pogrążaj - odrzekła i zaczęła iść w stronę domu. Nie spodziewała się jednak, że leżący przed nią mężczyzna podniesie się i jednym ruchem wbije jej sztylet z godłem rodu Black.
- Niezłe cacko dostałem od Belli, no nie? - zaśmiał się, stojąc nad konającą kuzynką.
- Syriusz... Cię dopadnie - starała się mówić jak najmniej.

Anne widząc ranną mamę, pobiegła po jedną z broni jej pradziadka, które znajdowały się w gablocie na przedpokoju. Wzięła kordelas i nie zwracając uwagi na nawoływania za nią George'a i Destiny zbiegła na dół, a następnie opuściła budynek. Jednym zwinnym ruchem odcięła swojemu wujowi głowę.

Zostawiła miecz oraz ciało Dimitrova i podbiegła do swojej mamy.
- Mamo, mamusiu, nie odchodź, nie możesz mnie zostawić. Patrz na mnie, błagam, nie mam nikogo oprócz ciebie. Nie zostawiaj mnie. Proszę... - mówiła przez łzy.
- Annie... Skarbie... - dukała.
- Cii, nic nie mów. Oddychaj. Tylko spokojnie - powtarzała Ann.
- Pogódź się... Z tatą i powiedz... Że go kocham... Ciebie także kocham... Nad życie - pogładziła córkę na policzku, a ta uśmiechnęła się przez łzy. - Niech ten... Uśmiech... Nie schodzi... Kocham cię... Annie - powiedziała ostatnimi siłami.
- Ja ciebie też kocham - odparła i jej matka wyzionęła ducha. - Nie! Mamo, nie możesz! Nie zostawiaj mnie! Mamo! Mamusiu! Obudź się! Ty śpisz! Ty jedynie śpisz! - ale ona nie spała. Już jej z nią nie było. - Nie! - wrzasnęła przytulając się do ciała jak najmocniej potrafiła.

Poczuła mocny ucisk na ramieniu i szarpnięcie w swoją stronę. Znalazła się w objęciach Destiny. Krztusiła się łzami i nie mogła złapać oddechu.
- Cichuteńko, Annie. Tak musiało być - próbowała ją uspokoić. Fred, George i Ginny przyglądali się sytuacji. Wiedzieli, że zaraz zlecą się aurorzy. George zamknął oczy swojej niedoszłej teściowej i podszedł do Anne i Des.
- Zaraz zlecą się aurorzy. Gdzie się przenosimy? - spytał Fred.
- Wy się przenieście - otarła łzy Ann. - Mnie będą szukać za zabicie wuja - dodała.
- Nie będą. Słuchajcie. Przeniesiemy się do Ricka, tam wytłamyczymy wszystko cioci Ivy i cię uniewinnią - rzuciła starsza Black i razem z młodszym bliźniaków złapali czternastolatkę za dłoń. Frederick złapał George'a oraz Ginny i wszyscy razem znaleźli się w ogrodzie państwa Hughes.

Po wyjaśnieniu całej sytuacji, Ivy postanowiła deportować się z nastolatkami na Grimmauld Place i obiecała, że razem z Syriuszem i Jamesem dostarczą Ann jej rzeczy. Jednocześnie nie wkopią jej, a w sprawie dochodzenia postarają się namówić Moodyego o unieważnienie go. Teraz i tak powinni mieć większe problemy niż śmierć jednego śmierciożercy.

Mój Wyjątkowy Piotruś Pan//T.N./G.WUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum