Rozdział pięćdziesiąty trzeci

67 10 0
                                    

- Hej Ann, co się dzieje? - usłyszała w słuchawce głos Ricka.
- Nie czuję się za dobrze - odparła.
- O nie! - zaśmiał się.
- Ja nie chcę tak żyć, Rickey, ja naprawdę nie chcę, nie potrafię bez niego - płakała do komórki.
- Annie, co jest? - zdziwił się.
- Ja nie mogę... On był moim sensem, moim Piotrusiem... Nie dam sobie rady sama, dzieci mnie nienawidzą, nie zniosę tego uczucia. Dlaczego ktoś to zrobił, przecież Teo nikomu nie zawinił - na dźwięk tych słów nie wytrzymał.
- Ann, uspokój się. To ja - powiedział.
- Co? - zająknęła się.
- Ja go otrułem - wściekłość jaka w niej wezbrała była nie do opisania. Rozłączyła się i rzuciła telefonem, który roztrzaskał się o ścianę. Z jej gardła wydarł się stłumiony krzyk rozpaczy.

Podeszła do lustra i od niechcenia otarła łzy. Nie mogła się poddać. Nie chciała. W końcu miała na wychowaniu trójkę dzieci, a jej nowym celem było bycie najlepszą matką na świecie. Ale mimo to miała jedno pragnienie. Zemsta. Mario, Marina i Marcella byli u Pansy i Blaise'a, więc bez większego namysłu poprawiła włosy i deportowała się do domu Imani i Richarda.

Powoli przeszła przez korytarz i wzięła z szafki resztę trucizny, która została Rickowi po ataku na Teodora. Weszła do salonu i rozsiadła się w fotelu. Czekała aż jej ofiara nadejdzie.

Zjawiła się po trzydziestu minutach.
- Ann? Co ty tu robisz? - pani Hughes była zdezorientowana obecnością swojej przyjaciółki.
- Siedzę, nie widać? - spytała. Głos jej się łamał.
- Rozumiem, że...
- O której będzie Rick?
- Za dziesięć minut - odparła i usiadła.

Nott obezwładniła szatynkę i przyłożyła igłę do szyi.
- Jeden fałszywy ruch, a wpierdolę ci od razu całą truciznę - była zdesperowana.
- Anne, Nicole jest w domu, nie chcesz...
- W dupie to mam! Tak samo jak twój mąż! Zabił mi męża! Teodor zmarł na oczach naszego syna, który chciał mu jedynie pomóc! Teraz Rick zapłaci za swoje czyny - stwierdziła za łzami w oczach.
- Co tu się dzieje? - pan Hughes wparował do salonu. - Ann, przepraszam!
- Mam gdzieś twoje przepraszam. Mario przez ciebie co noc widzi umierającego Teo, któremu nie może pomóc. Zniszczyłeś psychikę pięcioletniemu dziecku! Ciesz się, że Nicole na to nie patrzy. Cierp, tak jak ja cierpię - powiedziała i wprowadziła Imie do organizmu zawartość opakowania. - Niech któreś z was mnie wyda, a to samo zrobię z Nicole i z tobą, Hughes. Od dzisiaj się nie znamy - dodała i wróciła do swojego domu.

Założyła buty i postanowiła udać się do mieszkających w sąsiedztwie Zabinich. Weszła do ich domu i od razu do jej nozdrzy dobiegł wspaniały zapach ciasta truskawkowego.

Zdjęła obuwie i weszła do kuchni, w której znajdowała się Pansy.
- Hej Pans! - rzuciła z uśmiechem.
- Hej Ann! Co to za uśmieszek, żmijo? - spytała.
- Uznajmy, że odpłaciłam się pięknym za nadobne - wzruszyła ramionami.
- Czyli? Co robiłaś? - zapytał Blaise podchodząc do przyjaciółki i przytulając ją na powitanie.
- Dowiedziałam się kto otruł Teo i zrobiłam to samo jego żonie - wypaliła.
- Kto mu to zrobił? - spytali chórkiem.
- Richard Hughes - odparła beznamiętnie. - Gdzie dzieciaki?
- U Carmen w pokoju. Bawią się lalkami - wyjaśnił pan Zabini.
- Anka to było twoje drugie morderstwo...
- Nikt nie może o tym wiedzieć. Dzieciaki wylądują w sierocińcu, a ja w Azkabanie. Nie mogę do tego dopuścić - powiedziała, a jej przyjaciele wykonali gest zamykania buzi na kłódkę.

Mój Wyjątkowy Piotruś Pan//T.N./G.WWhere stories live. Discover now