Rozdział trzydziesty czwarty

116 15 9
                                    

Miesiące mijały a na twarzy piętnastolatki znowu gościł uśmiech. Wszystko dzięki Teodorowi. Przywrócił w niej nadzieję na lepsze jutro. Przez cały ten czas George się nie odezwał. Przeczuwała, że to przez pracę, ale mimo to czuła niepokój.

Szli do pociągu by wrócić do domów na święta. Anne podążała ramię w ramię z wyższym o dziesięć centymetrów Teo, a tuż za nimi był Draco wraz z Blaise'em i Pansy.
- Annie, cieszysz się z powrotu? - zagadnął Nott.
- Sama nie wiem - wzruszyła ramionami.
- Rudy dalej się nie odzywa? - spytał, a ona przytaknęła.
- Boję się, że chciał mnie jedynie wykorzystać - spochmurniała.
- No niech spróbuje. Nie pozwolę cię skrzywdzić, młoda. I nie smuć się. Pamiętasz? Obiecałaś mi to - objął ją ze śmiechem.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła - zaśmiała się.
- Pogrążyła się w depresji - odparł.
- Brzmi realnie - stwierdziła i weszła do ekspresu Hogwart - Londyn. Zajęli przedział i znów pogrążyli się w rozmowie. Nim się obejrzeli transport ruszył.

Nowi przyjaciele zawzięcie dyskutowali i żartowali, a pozostali się im przyglądali. Ann czuła się przy nich bardzo swobodnie. Dyskusję Krukonki i Ślizgona przerwał Dracon.
- Black, widzę tu lepszego kandydata na twojego przyszłego męża. Zastanowiłbym się nad tym na twoim miejscu - poruszył dwuznacznie brwiami, a Pansy zachichotała.
- Mówcie co chcecie, ale Weasley moim zdaniem cię tylko wykorzysta, Ann. Chodzi mu pewnie o jedno, a ty jesteś młoda. I naiwna - Blaise założył ręce za głowę i rozprostował nogi.
- George nie jest taki zły jak się wydaje. Poza tym nie mam gdzie mieszkać, a do ojca wracać nie zamierzam - wzruszyła ramionami.
- Fakt, to jest spore utrudnienie - stwierdziła Parkinson.
- I tak mu nie ufam. Jest od ciebie sporo starszy. Mogę dać sobie rękę odpieprzyć, że ktoś mu doniósł, że spędzasz z nami czas i będziesz miała dzisiaj ochrzan - wywrócił oczami Zabini.
- Może i masz rację, Blaise, ale i tak nie mam gdzie pójść. Wasze rodziny to maniacy, z Rickiem nie rozmawiam, Des mieszka z Mariem i Ayaną, a mój ojciec okłamywał mnie przez całe życie i nie zamierzam na niego patrzeć, a co dopiero z nim zamieszkać - nie wiedziała co robić. Co jeśli podejrzenia Ślizgonów były prawdziwe? Ciężko było jej dopuścić tę myśl do siebie. Przez resztę drogi się nie odzywała. Teo jedynie trzymał swoją dłoń na jej dłoni by czuła, że nie zostanie z tym sama. W końcu był jej Piotrusiem Panem.

Gdy pociąg się zatrzymał, opuściła go. Próbowała odszukać wzrokiem George'a, ale nigdzie go nie widziała. Przyjaciele Dracona... teraz chyba także i jej... przytulili ją na pożegnanie i odeszli. Podeszła do Artura, który przyjechał po dwójkę swoich najmłodszych dzieci.
- Dzień dobry panie Weasley - powiedziała ponuro.
- Witaj Annie! Gdzie George? - spytał zdezorientowany.
- Nie przyjechał. Mógłby mnie pan podrzucić do Dziurawego Kotła? - odparła niepewnie.
- Oczywiście Anne - akurat dołączyli do nich Ginny i Ron. Ginevra niechętnie spojrzała na swoją, do niedawna, przyjaciółkę i zwróciła się do ojca:
- Ona jedzie z nami?
- Córeczko, podwieziemy ją pod Dziurawy Kocioł i jedziemy do domu - uśmiechnął się pan Weasley.
- Niech będzie - wywróciła nonszalancko oczyma i jak najszybciej ruszyła do samochodu.

Gdy Black w końcu wróciła do domu, zobaczyła coś niespotykanego. George Weasley siedział na kanapie z prawie pustą butelką ognistej whiskey w ręku i wpatrywał się pusto w ścianę.
- Chimero? - spytała i przy okazji zdjęła szalik.
- Powróciła - wybełkotał.
- Co się z tobą dzieje? - dziwiła się.
- Ze mną? - zarechotał. - To ty umawiasz się za moimi plecami ze Ślizgonami. Co? Brakowało ci czegoś? Rozrywki? Czy może zależało ci na jednym? - przerażał ją jego spokój. - Nie masz się z kim zadawać, co?
- George, nie poznaję cię - zamierzała odwiesić kurtkę na wieszak, ale szybko z tego zrezygnowała.
- Ale to ty sypiasz ze śmierciożercami. Co oni ci niby dają oprócz tego? - coraz bardziej nie rozumiała o co mu chodzi.
- Wiesz co od nich otrzymuję czego nie otrzymałam od ciebie? Uwagę. Teo pojawił się w najgorszym momencie mojego życia. To dzięki niemu ono odzyskało sens. Zostawili mnie wszyscy. Twoja siostra, Imani, Rick. W pewnym momencie nawet Luna. A on był. Dał mi nadzieję na lepsze jutro. A ty? Nawet nie potrafiłeś poświęcić pięciu minut na napisanie do mnie krótkiego listu z wiadomością co u ciebie - miała łzy w oczach. Były Gryfon upił ostatni łyk z butelki. Nim nastolatka się obejrzała szklane opakowanie przeleciało obok jej głowy.
- Ja tu haruję żebyś miała godne warunki do życia, przyjąłem cię pod swój dach, a ty tak mi się odpłacasz?! - wrzeszczał. W ramię piętnastolatki wbiły się odłamki szkła z rozbitego o ścianę kieliszka. Była przerażona. Do chłopaka szybko doszło co zrobił. - A-Annie, ja... ja przepraszam! Nie chciałem!
- Презирам те (czyt. Preziram te(pl. Brzydzę się tobą)) - syknęła. Chwyciła szalik oraz kufer i wybiegła z mieszkania. Na klatce schodowej minęła się z Fredem i wybiegła z budynku. Dała upust łzom. Nie starała się ich powstrzymywać. Jej jedynym celem było jakiekolwiek schronienie. Pognała do chyba najbardziej znanego pubu na Pokątnej. Wbiegła do środka i spytała czy "może pożyczyć sowę". Zdezorientowany na widok krwawiącej piętnastolatki właściciel zgodził się. Urwała kawałek ogólnodostępnego pergaminu i nabazgrała na nim wiadomość do Teo o treści: Piotrusiu Panie, potrzebuję Cię. I podała sowie adres.

Mój Wyjątkowy Piotruś Pan//T.N./G.WWhere stories live. Discover now