Rozdział czterdziesty czwarty

87 13 0
                                    

Teodor nie dowierzał w to jak szybko jego ojciec zaakceptował Ann. Dogadywali się bardzo dobrze, pomimo że mieli inne spojrzenie na świat. Anthony nadal nie wiedział o prawdziwym pochodzeniu swojej, prawdopodobnie, przyszłej synowej, ale nie wzbudzało to także jego podejrzeń.

Siedzieli całą trójką w salonie. Anne czytała książkę, a Teo i Tony grali w szachy. Co jakiś czas ciszę przerywały dogryzki między ojcem a synem. Szesnastolatka odłożyła lekturę dopiero gdy zobaczyła wewnętrzną część okładki, w tym samym momencie jej chłopak wygrał partię.
- Dzieci mam do was poważną sprawę - zaczął najstarszy w gronie.
- Jeśli dasz nam jakieś zabezpieczenie czy coś to się tu chyba zesram ze śmiechu - stwierdził siedemnastolatek za co został skarcony wzrokiem przez ojca.
- Nie wszyscy myślą tylko o jednym, Teodorze - odparł zniesmaczony mężczyzna.
- Ale teraz mówimy o sraniu czy seksie? - spytała zamyślona Black.
- Nie zamierzam z wami rozmawiać o żadnej z tych potrzeb! - zaśmiał się. - Nie wrócicie w tym roku do Hogwartu. To niebezpieczne - wyjaśnił a oni kiwnęli porozumiewawczo głowami.
- I tak miałam wracać tylko jeśli Teo by wrócił - wzruszyła ramionami szatynka.
- W dodatku nie możecie tu zostać. Wkrótce na pewno zajrzą tu aurorzy, jestem w szoku, że jeszcze tego nie zrobili, ale oni nigdy nie byli zbyt inteligentni. Gdy przyjdą nie może was tu być, ponieważ jeśli znajdą jakiś ślad należący do mnie zamkną nas wszystkich. Oczywiście Teodorze większą część skrytki zostawiam do twojej dyspozycji. Poradzicie sobie, prawda? - spytał.
- Radziliśmy sobie gdy siedziałeś w więzieniu, damy radę w innym mieście. Anne, masz jeszcze ten dom po prababci? - w głosie młodego Notta szło wyczuć nutkę niepewności.
- Tak - odparła nieśmiało.
- Możecie się tam udać? - zapytał, a nastolatka przełknęła głośno ślinę.
- Możemy - stwierdziła pomimo nazbieranych w jej oczach łez.
- Idźcie się spakować, nie mamy za wiele czasu - polecił, a nastolatkowie szybko poszli na górę.

Teodor wyciszył pokój i zaczął chować ubrania. Ann pospiesznie zbierała rzeczy z łazienki.
- Jeśli nie chcesz nie musimy jechać do tego domu - rzucił.
- Nie, pojedziemy tam. Przecież nic nas nie opęta. Chyba - strasznie się bała wracać.
- Jakby co to jestem przy tobie, tak? - spytał, a ona powiedziała szybkie "tak".

Gdy byli gotowi do "podróży", pożegnali się z ojcem Teo. Anne chwyciła chłopaka za przedramię i deportowali się na teren rodzinnego domu matki nastolatki. Szesnastolatka otworzyła drzwi i wnieśli kufry do środka. Siedemnastolatek rzucił zaklęcie czyszczące, by przypadkiem nie napotkali niechcianego lokatora, takiego jak tarantula lub szczur. Odwrócił dziewczynę twarzą do siebie i delikatnie ją pocałował.
- To którą sypialnię przejmujemy? - zaśmiał się.
- Nie wiem Teo. Wiem, że jestem cholernie zmęczona - odparła i poszła do salonu. Położyła się na kanapie i wtopiła wzrok w stary telewizor jej prababci.
- Ten żyrandol od zawsze się tak buja? - spytał patrząc na lampę.
- Tak, z tego co mi opowiadała mama to jest między nim, a mieczem pradziadka połączenie. Miecz zabiera dusze zmarłych domowników lub na terenie domu. Im bardziej żyrandol się buja tym bliżej jest do pęknięcia miecza i wydostania się z niego duchów, które będą zamieszkiwały dom. Takie dodatkowe zabezpieczenie przez dziadka przed rodzicami mojej mamy i niechcianymi gośćmi - wzruszyła ramionami.
- Ten dom jest przerażający. Jak ty tu wytrzymałaś? - spytał zdziwiony.
- Było fajnie - w tym momencie usłyszeli trzask na piętrze, a żyrandol znieruchomiał.

Mój Wyjątkowy Piotruś Pan//T.N./G.WWo Geschichten leben. Entdecke jetzt