Rozdział czwarty

332 31 0
                                    

Kilka tygodni później Ginny, Anne i Destiny były już w Hogwarcie. Ginevra siedziała przy stole Gryfonów między Rickym, a Fredem. Ann rozmawiała przy stole Ravenclawu z Luną i Imani, a Des, przy stole Puchonów, była pogrążona w rozmowie z Ayaną. Młodsza Black poczuła jak ktoś stuka ją w ramię.
- O, cześć Draco! - rzuciła radośnie.
- Hej, młoda - młody Malfoy przytulił dziewczynę.
- Mamy nową parkę w szkole! - krzyknął jakiś starszy Gryfon.
- Och, zamknij się Lee - rzucił George. Tak zirytowanego Ann go jeszcze nie słyszała.
- Nie przejmuj się tymi idiotami z Gryffindoru - powiedział blondyn.
- Ja się nimi nie przejmuje. Zdanie innych mnie nie obchodzi i dobrze o tym wiesz. Jak ci minęły wakacje? - spytała.
- Całkiem dobrze, a tobie? Jak mama? - zapytał.
- Nawet okay. Trochę się podłamała, gdy się dowiedziała, że wujek Vik jest, no wiesz - stwierdziła.
- Na Salazara. W życiu bym nie powiedział, że on...
- Dowiedziałam się ostatnio od taty. Pokłócił się przez to z mamą - odrzekła.
- Wujaszek zawsze był taki nie do końca inteligentny - stwierdził czternastolatek.
- Да, да, знам (czyt. Da, da, znam(pl. Tak, tak, wiem)) - zaśmiała się trzynastolatka.
- Nie mam pojęcia co powiedziałaś, ale uznajmy, że cię choć trochę zrozumiałem. Idę się przywitać z Tiny. Widzimy się później u mnie w pokoju wspólnym? - szepnął, przytulając swoją kuzynkę na pożegnanie, a ona przytaknęła.
- Anne, idziesz z nami do pokoju wspólnego? Ciekawi mnie kolejna, żenująca zagadka kołatki - zaśmiała się Imani.
- Jasne, chodźmy - odparła szatynka i wstała od stołu. Luna dreptała za nimi.

Dziewczyny pokonywały stopień po stopniu. Przez całą drogę dziewczyny prowadziły wesołą konwersację. Zatrzymały się przed dużymi drzwiami i Luna złapała za kołatkę.
- Kim byłby przyczajacz bez ghula? - spytał przedmiot.
- Och, wysiliłabyś się. Byłby po prostu demimozem - odparła Imani.
- Jesteś strasznie kąśliwa, Lupin - rzuciła Helena wylatując ze ściany.
- Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś? - spytała sarkastycznie. Zawsze irytował ją ten duch. Pod tym względem zazdrościła Gryfonom Prawie Bezgłowego Nicka. Nie był wścibski.
- Do twojej arogancji nigdy się nie przyzwyczaję - odparła Ravenclaw.

Dziewczyny weszły do pokoju wspólnego, a Ima pożegnała się z duchem środkowym palcem. Córka Lupina rzuciła się na kanapę, a rok młodsze od niej koleżanki rozsiadły się wygodnie w fotelach.
- Już Jęcząca Marta byłaby lepszym duchem dla tego domu. Dlaczego opieki nad domami nie mogą sprawować duchy założycieli? Byłoby lepiej - Lupin była wściekła.
- Mani, Salazar został wygnany z zamku, myślisz, że aby na pewno sprowadzali by tu jego ducha? Nie wydaje mi się. Zresztą, Rowena mogła być większą jędzą - odparła Ann.
- Zastanawiałyście się kiedyś co by było gdyby tak nie było tych duchów? - Luna siedziała z nogami założonymi na oparcie, a głowa zwisała jej w dół.
- Co masz na myśli? - spytały chórkiem córki Huncwotów.
- No gdyby tak Helena nie latała i nie zrzędziła - odrzekła blondynka.
- Czyli sugerujesz, że gdybyśmy pozbyły się Ravenclaw, to wszystkie nasze zmartwienia by odeszły w zapomnienie? - rzuciła podekscytowana Imani.
- Nie do końca o to... - próbowała wytłumaczyć Lovegood.
- Luna jesteś genialna! - przerwała jej rok starsza przyjaciółka.
- Ima, nie chcę cię martwić, ale to jest nierealne, żeby się pozbyć ducha. Po prostu się nie da. Nie zamkniesz go w schowku na miotły, bo przejdzie przez ścianę albo drzwi. Narobimy sobie tylko problemów - Ann spojrzała na zegarek. - A teraz wybaczcie, ale muszę iść. Spotkanie rodzinne - dodała i wstała z fotela.

Wyszła z pokoju i cicho ruszyła w stronę lochów. Gdy była już na trzecim piętrze, usłyszała za sobą kroki. Pospiesznie schowała się za filarem, ale nie pomogło jej to w ucieczce przed napastnikiem. Właściwie to przed napastnikami. Ktoś złapał ją za ramię i wyciągnął zza filara. Zakryli jej usta i pociągnęli do jednego z tajnych przejść.
- Gdzie ty się szlajasz o tej porze? - spytał George z wyrzutem.
- O to samo mogę was spytać - odparła poirytowana.
- Ciesz się, że to my za tobą szliśmy, a nie Filch - rzucił Fred.
- Śledziliście mnie? - odparła oburzona.
- Genialnie, Fred, mówiłem ci, że czasami masz się nie odzywać - powiedział młodszy z nich.
- Kto wam pozwolił mnie śledzić? Kim wy do cholery jesteście żeby mnie kontrolować? - uniosła się.
- Dla ciebie nikim ważnym, ale zrozum, że jesteś dopiero na trzecim roku i nie mogą cię wywalić. Ginny by nas zabiła. Ogarnij się i wracaj do dormitorium - wyjaśnił George.
- Nie rozkazuj mi! Nie jestem waszą siostrą byście mieli nade mną jakąkolwiek kontrolę - podniosła głos.
- Nie drzyj się, bo zaraz Filch przylezie - odparł młodszy Weasley.
- To dajcie mi spokojnie pójść porozmawiać z kuzynem - rzuciła.
- Mowy nie ma. Teraz zaprowadzimy cię do twojego pokoju i grzecznie pójdziesz spać - stwierdził starszy.
- Nie potrzebuję niańki - odrzekła.
- Czy ty potrafisz choć raz w życiu nie zgrywać mądrzejszej od innych? - spytał zirytowany.
- A czy ty potrafisz choć raz w życiu dać sobie z czymś spokój? - odparła tym samym tonem co on.
- Skoro tego chcesz to proszę bardzo, jak znajdzie cię Filch to nie mów, że nie ostrzegaliśmy. Idziemy, Fred - rzucił i wyszedł z pomieszczenia.

Szli w ciszy, ale w pewnym momencie nie wytrzymał. Zatrzymał się i spojrzał na swojego bliźniaka. Fred popatrzył na niego podejrzliwie.
- Wywalą ją ze szkoły jak ją Filch złapie? - spytał niepewnie George.
- Chory jesteś? Mało razy nas złapał? Dziwię się, że nas tu jeszcze trzymają - odparł starszy z braci.
- Martwię się o nią. A jak ktoś ją zaatakuje? Albo McGonagall pod postacią kota ją znajdzie? Dlaczego my ją zostawiliśmy? Cholera, Fred - młodszy Weasley wpadł w panikę.
- Ogarnij się, ośle. To jest Anne, a nie Ginny. Nie zaatakuje jej morderczy dziennik - Frederick uderzył brata z otwartej dłoni, by przywrócić mu trzeźwe myślenie.
- Myślisz, że wróciła? - spytał.
- Nie zamkniesz się dopóki się nie upewnisz? - odparł pytaniem na pytanie zrezygnowany bliźniak.
- Tak - odrzekł zakochany w młodszej koleżance rudowłosy.
- Idziemy - Fred zawrócił i pociągnął drugiego za sobą.
- Annie, nadchodzę! - wykrzyknął George.
- Zamknij się, bo jeszcze mogę zawrócić - odparł zażenowany Fred.

Mój Wyjątkowy Piotruś Pan//T.N./G.WWhere stories live. Discover now