Rozdział dwudziesty czwarty

156 15 5
                                    

- Jak ci idą przygotowania do OWUTemów? - spytała młoda dziewczyna oparta o ramię chłopaka.
- Nie idą. Jest przy mnie taki jeden mały rozpraszacz, przez którego nie skupiam się na nauce - zaśmiał się i pocałował ją w czoło.
- Trzeba było mówić. Nie chcę żebyś przeze mnie zaniedbał naukę. Możemy przestać się spotykać na czas twojej nauki - zaproponowała.
- Anka, powaliło cię? Nie obchodzą mnie te egzaminy. Obchodzisz mnie ty i wynalazki z Fredem - odparł, przekręcając jej twarz w swoją stronę.
- Rozumiem, ale...
- Nie ma żadnych "ale", Anne. Przecież tobie też nie zależało na tej szkole - stwierdził.
- Bo nie zależy, ale zależy mi na tobie - odrzekła.
- A Ginny mówiła, że nie lubisz czułości - zaśmiał się.
- Przy tobie się to zmienia - rzuciła siadając na jego kolanach, przodem do niego.
- Królewno, pamiętaj, że nieważne jak nędznie będzie szła mi nauka, ty się liczysz dla mnie najbardziej. Ty i twoje dobro - powiedział kładąc dłonie na jej plecach, a ona objęła jego kark.
- Dziękuję, że jesteś - wypaliła.
- Będę, kiedy tylko będziesz tego chciała - szepnął, a nastolatka bez namysłu wpiła się w jego usta.

Ich krótkie, delikatne pocałunki, przerwali Fred i Lee, którzy akurat wrócili do pokoju.
- Zawracamy Lee! - rzucił Frederick, a jego brat wraz z dziewczyną zaśmiali się stykając ze sobą czoła.
- Zostańcie - odparła ze śmiechem Anne.
- Nie chcemy wam przeszkadzać - zaczerwienił się Jordan.
- Nie przeszkadzacie - odrzekł George. Młoda Black zeszła z jego kolan i usiadła obok.
- Jestem z was taki dumny, gołąbeczki - starszy z braci rzucił się na swoje łóżko i oparł głowę na dłoniach.
- W sensie? - spytała razem para.
- Wasz pierwszy pocałunek. To takie romantyczne. Pamiętam swój jakby to było wczoraj. Bo w sumie było. Tylko, że ja nie miałem takiego nastroju. Wrąbałem się w Angelinę jak biegłem i jakoś tak wyszło. Trochę wam gratuluję, ale trochę też zazdroszczę - puścił im oczko.
- Jaki ty jesteś kuźwa głupi - młodszy z bliźniaków rzucił w tego drugiego poduszką.
- Lecz się - Anne powtórzyła czyn swojego chłopaka.
- I tak mnie kochacie - zaśmiał się rudowłosy siedemnastolatek.
- Wy jesteście nienormalni, ja od was idę, bo też zgłupieję - stwierdził zażenowany Lee.

Zmienili temat by przyjaciel braci został razem z nimi. Ann przysłuchiwała się ich rozmowie o "kawale stulecia", który chcieli wykonać Umbridge, jednocześnie przymykając oczy. Była wyczerpana całym dniem. Przerastało ją to wszystko. Niewiele jej było potrzeba. Zasnęła.
- Stary, młoda śpi - rzucił cicho Fred, a George się lekko uśmiechnął patrząc na dziewczynę.
- Niech śpi - powiedział, po czym ją podniósł by wygodniej ją ułożyć. - Lee, odsuń proszę kołdrę - przyjaciel wykonał jego polecenie, a chłopak delikatnie położył dziewczynę na łóżku i okrył kołdrą.
- Cholera, już po pierwszej. Lepiej idźmy w ślady Anne, jeśli chcemy jutro jakkolwiek wstać - zaproponował Jordan.
- Lee, jesteś w stanie mi coś obiecać? - zaczął młodszy z bliźniaków.
- No jasne, o co chodzi? - spytał czarnoskóry chłopak.
- Po tym kawale zapewne z Fredem opuścimy szkołę. Byłbyś w stanie zaopiekować się nią do końca roku szkolnego? - wyjaśnił z nutką nadziei w głosie.
- Nie ma problemu, ziom. Ktoś musi ją chronić przed głupotami - zaśmiał się chłopak.
- Ogromnie dziękuję. Dobranoc Lee - rzucił przebierając pospiesznie jeansy na dresy i zdejmując koszulkę.
- Dobranoc George - odparł i obrócił się w stronę ściany. Rudowłosy Gryfon wgramolił się pod kołdrę obok swojej dziewczyny i objął ją tak jak nigdy wcześniej. Ona, ani na chwilę się nie budząc, wtuliła się w klatkę piersiową chłopaka. Wsłuchiwał się w jej niespokojny oddech. Przeczuwał, że coś złego musi się śnić nastolatce, ale postanowił jej nie budzić. Jedynie poczekać na jej reakcję.

Toczyła zaciętą walkę ze swoim wujem - Lucjuszem. Wymieniali się zaklęciami. Ann mimo wszystko nie chciała zrobić mu krzywdy. Dziewczyna była wyczerpana.
- Expelliarmus! - usłyszała obok siebie. Dracon Malfoy przeciwstawił się ojcu by uratować kuzynkę. Jedną z nielicznych, która zauważyła w nim dobro.
- Draconie! - warknął wściekły mężczyzna.
- Nie pozwolę ci jej skrzywdzić, ojcze - odparł chłopak.
- Odsuń się Lucjuszu! Nic nie potrafisz zrobić dobrze! - rzucił jeden ze śmierciożerców.
- Zostaw ją, Rookwood - syknęła Narcyza stając przed córką swojego zmarłego kuzyna.
- Twoja starania są na nic, Narcyzo - zaśmiał się Augustus.
- Ciociu... - zaczęła łapiąc się za krwawiącą klatkę piersiową, z której wystawał niewielki sztylet, młoda Black.
- Anne! - dotarł do nich krzyk George'a, który pędził w stronę umierającej dziewczyny. Lucjusz, Augustus i właścicielka noża, Bellatrix, pospiesznie ewakuowali się z miejsca ataku na siedemnastolatkę, a pani Malfoy i jej syn starali się pomóc ostatniej żywej z rodu Black.
- Georgie? - spytała niemrawo patrząc na dobiegającego dwudziestolatka.
- Elfie, nie zostawiaj mnie, nie możesz. Błagam cię. Nie ty. Wystarczy, że straciłem Freda, nie mogę stracić i ciebie. Zabiorę cię do Pomfrey. Ona na pewno ci pomoże - wziął nastolatkę na ręce i już chciał biec do Wielkiej Sali.
- Weasley, czekaj. Połóż ją. Znam jedno zaklęcie - polecił Draco, a George wykonał jego polecenie. Nie myślał trzeźwo. Narcyza ostrożnie wyjęła broń z ciała dziewczyny.
- Chimero, jeśli nie przeżyję, pamiętaj, że zawsze będę cię kochać - powoli odlatywała.
- Nie zostawiaj mnie - załkał chłopak.
- Vulnera Sanentur - osiemnastolatek powtórzył trzy razy zaklęcie, którego nauczył go Severus Snape. Dzięki trzeźwemu umysłowi blondyna, Black przeżyła.

Obudziła się zlana potem. Jej oddechy były bardzo płytkie. George również się przebudził i wbił wzrok w nastolatkę. Spojrzała na budzik Lee. Dochodziła trzecia dwadzieścia pięć. Przejechała dłonią po włosach.
- Co się dzieje? - spytał rudowłosy przytulając się do jej pleców.
- To tylko zły sen. Nie przejmuj się. Idź dalej spać - odparła.
- Bez ciebie nie idę - zaśmiał się cicho.
- Uparta menda z ciebie - odrzekła i zdjęła jego ręce ze swojego brzucha, po czym położyła się obok niego.
- Cieszę się, że jesteś - powiedział i pocałował jej skroń.
- Jak ty beze mnie wytrzymasz po skończeniu szkoły? - zapytała.
- Tylko rok. Nie jestem zbytnio zadowolony, że po SUMach już nie wracasz do szkoły, ale przynajmniej będę miał większą kontrolę nad tym co odwalasz - uśmiechnął się.
- Przecież jestem grzecznym dzieckiem - odwzajemniła uśmiech.
- Zostaw ognistą samolubie - usłyszeli ze strony Freda, który przekręcał się na drugą stronę.
- On tak często? - zachichotała Anne.
- Co tydzień - odparł George.
- Współczuję - stwierdziła.
- Idź już spać - rzucił i położył delikatnie jej głowę na swojej klatce. - Dobranoc Elfie - pocałował ją w czoło.
- Dobranoc Chimero - odrzekła i zamknęła oczy.

Mój Wyjątkowy Piotruś Pan//T.N./G.WWhere stories live. Discover now