98 | śmiech przez łzy

Start from the beginning
                                    

— Wendy, spóźnimy się! — usłyszałam krzyk mojego taty, na którego dźwięk westchnęłam, lekko wywracając oczami. Złapałam za torebkę leżącą na krześle i wybiegłam z pokoju.

Na schodach minęłam się z Johnem, który podstawił mi nogę, ale robił to od lat, więc przeskoczyłam kończynę i strzeliłam mu od tyłu w łeb.

— Ej! — wrzasnął.

— Jeszcze się popłacz.

— Nie. Dzisiaj się nie kłócicie, tak? Nie wypada — nakazała zdenerwowana mama.

Wszyscy byliśmy zirytowani i nie czuliśmy się komfortowo. Słyszałam, jak wczorajszej nocy moja rodzicielka płakała w poduszkę, a tata próbował ją uspokoić. Nie wiem, czy jej szczerze współczuł, czy przeszkadzała mu w spaniu, ale cała rodzina Darling to przeżywała.

Rodzice Zacka byli bardzo zapracowani i rzadko bywali w domu, ale mimo wszystko nasze matki znały się od lat, a starych drzew się nie przesadza. Już zwłaszcza wyrzuca.

Kiedyś mama Zacka taka nie była. Zawsze cechowała ją ambicja i chęć osiągnięcia sukcesu, ale miała w sobie ciepło oraz cechy matki. Przyjaźniła się z tą zapłakaną kobieta u dołu moich schodów i jako dzieci były nierozłączne. Później wir biznesu wciągnął ją i powoli zjadał. Zjadł połowę życia.

Zdecydowałam się zachować zimną krew. Nie mogłam beczeć. Musiałam podtrzymywać przyjaciela.

Już swoje wypłakałam. Teraz nadszedł czas na dźwiganie czyjego samopoczucia na barkach.

Brunet nie zasługiwał na taki los. Niczym sobie go nie zgotował. Przez całe życie jego jedyną rodziną byłam ja, Adam i nasi rodzice. Jego prawie nigdy nie było, a nawet jeśli, to przez rzadki kontakt, nie mieli o czym gadać. Tylko moja i Adama mama umiała jakoś dotrzeć do państwa Whitemore.

To było strasznie smutne. Starłam się robić wszystko, żeby Zack nie czuł się samotny i opuszczony. Nie da się jednak zastąpić komuś matki. Dlatego też topił smutek w alkoholu, a ból przeobrażał w śmiech.

W samochodzie panowała cisza. Ja wyglądałam za okno, John także, a Michael dłubał nitki ze spodni. Za to moja mama przepłakała całą drogę, a na jej policzkach zostały już tylko smugi czarnej maskary. Wyglądała, jakby wyszła z horroru.

Próbowała się poprawić, ale paniczne ruchy zdzierania kosmetyków sprawiły, że dojechała na miejsce ze zmytym makijażem.

Wysiedliśmy z samochodu, a mnie od razu uderzyło lodowate powietrze styczniowego południa. Przeszyło grubą warstwę czarnego płaszcza i dotarło do każdego centymetra ciała.

Pogrzeb odbywał się nad klifem, a całe zgromadzenie już tam czekało. Ławki nie uginały się pod gośćmi, a raczej wypełnione były biznesmenami. Nikt nie płakał, oprócz niskiej kobiety stojącej pod drzewem.

Na środku klifu stał już mężczyzna mający prowadzić całą ceremonie pożegnania państwa Whitemore.

Ja jednak szukałam tej jednej osoby i w końcu po wyciąganiu szyi niczym struś, dojrzałam bruneta stojącego po lewej.

Zack miał na nosie czarne okulary przeciwsłoneczne, włosy rozrzucone we wszystkie strony i obcisły czarny garnitur. Obok niego stał Adam z żelem na głowie i spuszczonym wzrokiem.

Towarzystwa jednak dotrzymywała im wysoka kobieta o kościstej budowie posturze. Poważna twarz, żylaste dłonie, fryzura ułożona do góry i poważny strój - babcia Zacka.

Patrzyła lodowato na przygotowane trumny. Nie płakała, mimo że wewnątrz drewnianych pudeł znajdują się jej syn i synowa.

Pożegnałam się krótko z rodziną i ruszyłam w stronę przyjaciół. Mama niemal natychmiast pobiegła się do płaczącej rodzicielki Adama, a tata nie za bardzo wiedział, co ze sobą robić, więc z chłopakami powoli podążył za kobietą.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now