Rozdział 18

303 23 10
                                    

Jo miotała się po całej kuchni, próbując znaleźć sobie zajęcie. Z niepokojem co chwilę zerkała na zegarek i przygryzała wargę. Wpatrywałem się w nią w milczeniu, czekając aż wreszcie przyzna mi rację. Opierałem się o lodówkę i piłem drugie piwo, bo chociaż wątpiłem, aby Cassie była w niebezpieczeństwie, to jednak wolałem dmuchać na zimne. Jej ostatni atak trochę mnie uspokoił, bo dziewczyna chyba miała swojego anioła stróża. Fakt, to było dość niepokojące i nie zamierzałem pozwolić, żeby trwało, ale... może „to coś" chciało utrzymać ją przy życiu.

Nagle do domu wpadła zziajana Cassie. Popatrzyła najpierw na Jo, która obrzuciła ją dziwnym spojrzeniem, na koniec unosząc brew.

– Gdybym wiedziała, że moja wiadomość wyciągnie cię z jego łóżka, to bym się powstrzymała – zadrwiła.

Znieruchomiałem. Butelka akurat dotykała moich ust, gdy powędrowałem za spojrzeniem Jo, nagle zdając sobie sprawę, o co jej chodziło. Zacisnąłem szczękę, bo Cassie miała na sobie męską koszulkę. Najwyraźniej naprawdę nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo. Zabawiała się ze swoim rycerzykiem, całkowicie zapominając o bandzie paranormalnych istot, które wysłały za nią list gończy. Świetne priorytety. Miałem ochotę zmiażdżyć butelkę w dłoni.

Dawno nie odwiedziłem żadnego baru na dłużej niż kilkanaście minut, ale czy to mogło być źródłem mojego poirytowania?

– To nie tak – szepnęła zdenerwowana Cassie, odgarniając włosy z twarzy. – Gotowaliśmy i znasz... znacie mnie. Ubrudziłam się, więc pożyczył mi koszulkę. – Dotknęła jej brzegów i mocno obciągnęła, próbując zakryć uda. Czy ona zawsze nosiła tak obcisłe spodnie? – Pójdę do siebie, bo muszę przejrzeć maile z pracy.

– Kiedy go poznamy? – wypaliłem, zanim ugryzłem się w język.

– Hmm, nigdy?

Znowu zobaczyłem ten niepokojący błysk w jej oczach. Czułem, że nie powinienem drażnić „tego czegoś", co było w niej, ale moja irytacja okazała się silniejsza.

– Skoro to zwykły człowiek, to chyba lepiej, żebyście spędzali czas tutaj, a nie... u niego? – Z trudem powstrzymałem się od grymasu. – Tu chodzi tylko o twoje bezpieczeństwo.

– Killian świetnie sobie z tym radzi – powiedziała chłodno, świdrując mnie niezidentyfikowanym spojrzeniem. – Powinieneś być zadowolony, bo znalazł się ktoś, kto z przyjemnością przejmie twoje obowiązki. Przynajmniej nie kierują nim wyrzuty sumienia.

Zacisnąłem dłoń na butelce.

– Dobra, dobra – warknęła Jo. – Nie pozabijajcie się.

Odwróciłem się plecami do Cassie, całkowicie ignorując jej wkurzony wyraz twarzy. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu, skoro zaczęła się zmieniać. Niby nie były to ogromne zmiany, ale jej coraz wyraźniejsze stawianie się zaczynało stanowić poważny problemem. Zachodziłem w głowę, dlaczego Jo tego nie zauważała. Sam miał takie same przemyślenia jak ja.

– Wieczorem wybieramy się na polowanie – powiedziałem głosem nie znoszącym sprzeciwu. – Jedziesz ze mną. Koniec i kropka.

Cassie wzruszyła ramionami.

– I przebierz się – dodałem oschle. – Ta koszulka jest stanowczo za duża, będzie tylko krępowała twoje ruchy.

– Serio? – Spojrzała na mnie krzywo. – Teraz nawet mój ubiór stanowi dla ciebie problem?

– Jakbyś miała na sobie włochaty sweterek, to powiedziałbym dokładnie to samo – odpowiedziałem. – Ciekawe, czy twojemu rycerzykowi by się spodobał – dodałem i upiłem porządny łyk piwa.

Nie próbuj mnie ratować (Supernatural) [ZAKOŃCZONE]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon