Rozdział 53

118 17 4
                                    

Schowana za pniem, zastanawiałam się nad możliwościami. Nie miałam zamiaru wracać do samochodu i zawiadamiać Sama. Wiedziałam, że tego by ode mnie oczekiwano, ale czułam się winna zaistniałej sytuacji. Mogłam odpuścić Deanowi na czas polowania. Zazdrość okazała się zdradziecką suką. A ja, jak głupia idiotka, jej posłuchałam.

Przeładowałam broń i ruszyłam przed siebie, uważnie przysłuchując się ciszy, aby wyłapać najmniejszy szmer. Ostrożnie stąpałam po ściółce, unikając wystających konarów.

W przypadku zagrożenia moja reakcja musi być natychmiastowa, inaczej podzielę los Deana" – powtarzałam sobie jak mantrę, próbując nie panikować. Znałam już wszystkie wspomnienia Chloe, więc nie powinnam odczuwać żadnego strachu, ale myśl, że Deanowi groziła śmierć z mojego powodu... Miałam jedynie nadzieję, że w sprawę nie był zamieszany nikt, kto chciał mojej głowy. Nie zamierzałam używać mocy medalionu, ale liczyłam się z różnymi scenariuszami. Jeśli tylko w taki sposób mogłabym uratować czyjeś życie, byłam zdolna poświęcić własne – nawet kosztem niepowodzenia planu Chloe.

Po kilkunastu długich minutach spędzonych w samotności i z głową pełną natrętnych myśli, dotarłam do opuszczonego domu. Z wyrwy w ścianie wydostawał się niewielki snop światła i padał wprost na zniszczoną werandę. Ktoś był w środku. Nie mogłam wejść od przodu, dlatego okrążyłam dom. Podeszłam ostrożnie do ściany i znalazłam okno. Brudna szyba zmusiła mnie do lekkiej gimnastyki. Po chwili znalazłam czystszy fragment i dostrzegłam sylwetkę Deana. Siedział z opuszczoną głową, przywiązany do krzesła.

Przeklęłam w duchu, bo najwyraźniej nie ocknął się jeszcze po uderzeniu. Byłam cholernie zła na siebie, że nie potrafiłam wcześniej utrzymać emocji na wodzy i pokłóciłam się z nim. Jakbym nie mogła zostawić tego na wieczór i pokłócić się z nim w pokoju.

Nagle usłyszałam cichy szelest za sobą. Odruchowo spłyciłam oddech i szybko oceniłam swoje szanse. Przypomniałam sobie o nożu w prawym bucie. Gdy chodziło o wilkołaki, takie rozwiązanie zawsze się sprawdzało w nietypowych przypadkach.

Serce waliło mi w piersi jak szalone. Policzyłam do trzech, upuściłam broń i sięgnęłam błyskawicznie po nóż, a potem odwróciłam się i wbiłam go na oślep w potwora. Szybko zorientowałam się, że trafiłam idealnie w jego pierś. Zanim umarł, zdążył jeszcze rozszarpać pazurami rękaw kurtki i zranić mnie w rękę. Syknęłam z bólu. Nie mogłam ocenić rany, bo liczył się czas. Nie miałam żadnej cholernej pewności, czy w sprawę był zamieszany jeden wilkołak czy może dwóch. Może faktycznie Liam miał przyjaciela.

Upewniłam się, że wilkołak nie żyje i wyciągnąłem nóż z jego piersi, a potem szybko wbiegłam do środka domu. Kucnęłam przed Deanem i zaczęłam do niego mówić. Nie reagował, więc ujęłam jego twarz w dłonie i dalej mówiłam. Powoli ogarniała mnie panika.

– Wyglądasz na zmartwioną – usłyszałam.

Miałam ochotę go udusić.

– Dałeś się złapać jak dziecko – odwarknęłam. Zacisnęłam usta i zabrałam się za przecinanie sznurów, którymi był przywiązany do krzesła. – Gdyby nie ja, stałbyś się posiłkiem wilkołaka. – Przecięłam ostatni sznur. – Sama nie wiem, po co cię ratowałam. Mogłeś poprosić o pomoc kelnereczkę, ale szczerze wątpię, aby była równie chętna uratować ci życie, co się rozebrać.

Nie czekałam na jego odpowiedź, tylko wstałam i wypadłam z domu jako pierwsza. Jeszcze kilka minut wcześniej wyrzucałam sobie kłótnię z Deanem, ale wystarczyło, że się odezwał i wszystko wróciło.

Głupia zazdrość.

– Szybko ci poszło – zawołał za mną Dean.

Przewróciłam oczami, ale nie zwolniłam. Musiałam odnaleźć porzuconą broń. Znalazłam ją i ruszyłam przed siebie.

Nie próbuj mnie ratować (Supernatural) [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now