Rozdział 46

123 16 2
                                    

Cassie była nieobecna. Jeszcze niedawno była gotowa odgryźć mi głowę, a potem niespodziewanie zamknęła się w sobie i unikała towarzystwa jak ognia. Jo martwiła się bardziej niż ja, czego nie ukrywała. Nawet Sam poszedł tą drogą. Cassie nie odpowiadała na ich pytania, ciągle mrucząc pod nosem, że ma dużo pracy. Wątpiłem w to.

Czasami brakowało mi cierpliwości, a mój poziom podejrzliwości wybijał poza skalę. Wtedy wsiadałem do Dzieciny i śledziłem Cassie. Potrafiłam długimi godzinami siedzieć w samochodzie pod budynkiem firmy. Nie robiła nic specjalnego. Wpatrywała się tępym wzrokiem w nieokreślony punkt przed sobą, sprawiając wrażenie zamyślonej. Obawiałem się, że może wpaść na jakiś durny pomysł, dlatego podjąłem decyzję.

Nikt nie protestował, gdy zaproponowałem dziewczynom przeprowadzkę do bunkra na czas pracy nad sprawą Warrenów.

Zachowanie Cassie nie zmieniło się, co ani trochę mnie nie zaskoczyło. Byłem czujny. Czułem spokój, bo w jakiś sposób miałem kontrolę nad sytuacją. Pozostało mi martwić się faktem, że dziewczyna pozwoliła na to. W moją stronę nie poleciały żadne wyzwiska i groźby. Nie zwracała na nic uwagi, co było cholernie niepokojące.

Wróciłem od Bobby'ego i zastałem Sama siedzącego przy głównym stole. Podniósł na mnie wzrok znad laptopa i pokręcił głową, odpowiadając na jeszcze niezadanie pytanie. Zatrzymałem się na chwilę, zaciskając zęby. Spojrzałem w kierunku długiego korytarzu. Miałem ochotę pójść do Cassie i przyprzeć ją do muru. Nie znałem źródła jej problemów. Z pewnością miały one związek ze wspomnieniami Chloe, pieprzonym medalionem i listem gończym, który wysłali za nią potwory. Staliśmy po jej stronie, często przed nią samą, mając zamiar chronić, ale do niej to nie docierało. Jeśli faktycznie tkwiło w niej więcej Chloe niż podejrzewałem, to odpowiedzialna za to była chora ambicja łowców perfekcjonistów.

– To już przesada – burknąłem pod nosem, wyciągając piwa z torby. Postanowiłem jedno przed Samem, a drugie przy wolnym krześle. Torbę położyłem gdzieś z boku, żeby mieć do niej łatwiejszy dostęp. Potrzebowałem alkoholu, aby poradzić sobie z bezradnością i nadmierną ilością stresu. – Gdzie Jo?

– Pojechała na chwilę do Zajazdu – odpowiedział Sam, stukając palcami po klawiaturze. – Nie wie, co ma ze sobą zrobić. Po ostatniej rozmowie z Cassie potrzebowała chwili dla siebie. – Westchnął i niespodziewanie odsunął komputer. Przetarł dłonią twarz, a następnie sięgnął po piwo. – Sytuacja staje się trudna do wytrzymania.

Pokręciłem głową i otworzyłem piwo, od razu wypijając połowę butelki.

– Nie chcę wywierać na niej presji.

Mój brat prychnął.

– Masz z nią najlepszy kontakt, Dean – powiedział z lekkim wyrzutem. – Nie Jo. Tylko właśnie ty. Nie uważasz, że to trochę niepokojące?

– Niepokojący jest twój brak wiary w moje umiejętności – odburknąłem, chcąc zmienić temat. Nie chciałem rozmawiać z kimkolwiek o mnie i Cassie. – Może powinniśmy zadzwonić do Ketcha i trochę go przyspieszyć?

– Do sprawy noża wrócimy za chwilę – oznajmił Sam, nachylając się w moją stronę. – Co się dzieje między tobą a Cassie?

– Nic.

– Nie kłam, Dean.

Parsknąłem i odchyliłem się na krześle, świdrując brata chłodnym spojrzeniem.

– Nie kłamię.

Sam pokiwał głową, a jego wyraz twarzy był jednoznaczny – nie wierzył mnie. Sam bym sobie nie uwierzył, bo podłożyłem się w trakcie rozmowy u Bobby'ego. Mogłem ugryźć się w język. Nie zrobiłem tego, dlatego muszę mierzyć się z beznadziejną serią pytań od Jo i Sama. Z pewnością rozmawiali na ten temat za moimi plecami, ale z tym nie mogłem już nic zrobić. Powoływaliby się na troskę oraz chęć pomocy. Nie mogłem z tym walczyć.

Nie próbuj mnie ratować (Supernatural) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz