Rozdział 10

345 35 13
                                    

Zapakowanie Jo do samochodu okazało się cholernie trudne. Wierzgała nogami, a nawet próbowała gryźć. Unieruchomiłem jej ręce, ale wstąpiła w nią bestia.

– Muszę uratować Cassie!

– Nie ma jej tam – warczę. – Sprawdziłem cały budynek! Nie ma!

– Co ty pieprzysz?! Zabrali nas tutaj razem! Pewnie gdzieś ją przetrzymują...

– Być może już nie żyje, Jo.

Dlaczego to powiedziałem? Zauważyłem łzy w oczach blondynki, kiedy sadzałem ją na tylnym siedzeniu. Na sobie czułem wzrok brata. Nie był zadowolony, że tak łatwo się poddaliśmy. Miałem inne zdanie, ale każda próba wbicia do tego włochatego łba, że mam rację, kończyła się fiaskiem.

– Dean, myślę, że...

– Sam, wsiadaj do samochodu – rozkazałem.

Zrobił to z ociąganiem, wciąż mordując mnie wzrokiem. Rzuciłem ostatnie spojrzenie w stronę opustoszałego budynku i wsiadłem do Dzieciny.

– Powinniśmy jeszcze raz...

– Sam. Dość. – Odpaliłem silnik. – Cassie tam nie ma.

– Skąd wiesz? – zapytała wzburzona Jo. – I od kiedy tak łatwo się poddajesz, co? Wiem, że jej nie lubisz, ale czy to wystarczający powód, aby skazywać ją na śmierć?!

– Sprawdziłem każde pieprzone pomieszczenie. – Odwróciłem się i popatrzyłem zimno na dziewczynę. – Każde, rozumiesz? Nie ma jej tam. Musieli ją zabrać, albo nie żyje.

– Gdyby chcieli nas zabić, to mnie zabiliby w pierwszej kolejności, nie sądzisz?!

– Jo!

– A nie mam racji? Jestem łowcą! Wiecznie drepczę im po piętach. Wybijam całe gniazda! I co? Nagle wolą zabić niewinną dziewczynę? A mnie nawet nie tykają palcem?!

– Nic ci nie zrobili? – zapytał zaskoczony Sam.

– No nie! I to mnie dziwi! Od razu nas rozdzielili! Wzięli nieprzytomną Cassie i... potem oberwałam czymś w głowę, ale kiedy się obudziłam, byłam sama.

Wywróciłem oczami.

– Skończyłaś już? – zapytałem chłodno, ruszając.

– Dean! Co z tobą? – warknął mój brat.

Wkurzona Jo uderzyła dłońmi w siedzenie, za co zgromiłem ją wzrokiem w przednim lusterku.

– Wrócimy i zastanowimy się co dalej – odpowiedziałem spokojnie.

– Jesteś nienormalny!

– Jo!

– Dean, Jo ma rację.

– Spoko, jestem nienormalny. Nic nowego. Przecież na potwory polują sami normalni ludzie – zakpiłem.

Blondynka prychnęła z irytacją i zamilkła. Mój brat pokręcił głową i wbił wzrok w jezdnię.

Było mi żal Cassie. I wbrew temu co mówili, naprawdę przeszukałem każde pomieszczenie. Dwukrotnie. Jedyne co znalazłem, to pojemniki z ludzką krwią przy zakrwawionym krześle. Kogoś do niego przywiązali i upuścili całkiem sporo krwi. O tym nie mogłem wspomnieć, bo Jo wpadłaby w rozpacz. Koniecznie chciałaby tam wrócić i dokładnie obejrzeć miejsce masakry. Może i była twarda, ale Cassie była dla niej jak siostra. Wiedziałem, że pękłoby jej serce. Nie mogłem na to pozwolić.

Uznali, że jestem bezduszny, ale patrzyłem na krew i przypomniałem sobie, że ta słodka fajtłapa była bardzo delikatna. Tylko mogłem sobie wyobrażać, co musiała przeżyć... Uczucie porównywalne do bycia w piekle.

Nie próbuj mnie ratować (Supernatural) [ZAKOŃCZONE]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora