Rozdział 7

328 30 15
                                    

Życie jest niesprawiedliwe.

Siedziałam w kuchni, piłam zimną kawę i przysłuchiwałam się ciężkim kroplom deszczu, uderzającym o parapet. Jo wciąż nie wróciła z Zajazdu, a bracia pojechali w nieznane mi miejsce. Dean pewnie i tak, nie podzieliłby się ze mną informacjami, stwierdzając, że przecież do niczego się nie nadaję, nawet do słuchania.

Nie wierzył w żadne moje słowo i również nie ufał. Starał się podejść z dystansem do przeróżnych teorii Sama. Zresztą, sama nie wierzyłam, że mogłabym być wplątana w świat wiedźm. Żadnej nie znałam, dopóki nie spotkałam Roweny. Prawie mnie zabiła i naprawdę nie wiem, dlaczego tego nie zrobiła. Dean pewnie ucieszyłby się z takiego obrotu sprawy. Już nie musiałby się wkurzać, że musi kogoś niańczyć. Jakbym była trzyletnim dzieckiem!

Jak na złość, kubek wypadł mi z rąk i upadł na podłogę, roztrzaskując się na setki kawałków. Zagryzłam wargę do bólu, złorzecząc w myślach na własną niezdarność.

‒ To już trzeci w tym tygodniu – mruknęłam, pięć minut później, gdy zamiatałam podłogę.

۞

Przeglądałam stos czasopism, które kupowała dla mnie Jo. Zazwyczaj podkreślała tematy związane z mężczyznami: podryw, randki, flirt, zakochanie, miłość czy seks. Nic sobie nie robiłam z tych delikatnych sugestii, bo przecież, który facet zdecyduje się być z kobietą, która w każdej chwili może zrobić mu krzywdę? Tak jak było z bronią. Dean widział moje umiejętności, a jednak wręczył mi pistolet i oczekiwał, że będę potrafiła się nim obsługiwać. Prawie go postrzeliłam!

Koniec końców, zniszczyłam mu samochód.

Westchnęłam ciężko, zamykając gazetę. Rzuciłam ją na stół i położyłam się na kanapie, wlepiając wzrok w sufit. To była najbezpieczniejsza opcja. Jo wielokrotnie zapewniała, że dom jest solidnie zrobiony i nie ma opcji, aby spadł nam sufit.

Uśmiechnęłam się pod nosem, ale po chwili zmarkotniałam. Musiałam wymyślić sensowny powód, aby Jo przestała mnie nękać o zostanie Łowcą.

Usłyszałam szelest, więc serce zaczęło mi mocniej bić. Podniosłam się i rozejrzałam po salonie, ale nie zauważyłam niczego niepokojącego. I kiedy już miałam powrócić do leżenia, podskoczyłam jak oparzona, bo obok mnie ktoś siedział.

‒ Kim jesteś?! ‒ zawołałam spanikowana.

Nieznany mężczyzna zmrużył oczy, dziwnie mi się przyglądając. Niespodziewanie wyciągnął rękę w moją stronę, więc w napadzie paniki próbowałam wstać co skończyło się bolesnym upadkiem na podłogę.

‒ Nic ci nie jest? ‒ zapytał nieznajomy, pochylając się nade mną.

Chciał pomóc mi wstać, ale zręcznie – jak na posiadane umiejętności – przeturlałam się na bok, uderzyłam ramieniem w stół i wstałam. Poprawiłam niesforne włosy i stanęłam za fotelem.

‒ Kim jesteś? ‒ powtórzyłam.

‒ A ty kim jesteś?

‒ Wtargnąłeś do mojego domu i naprawdę nie wiesz, kto tu mieszka?

Mężczyzna przyjrzał mi się uważnie, z każdej możliwej strony. Czułam się niekomfortowo, jak jakieś zwierzę w zoo.

‒ Jesteś Jo? ‒ zapytał zaskoczony.

‒ Nie. Nazywam się Cassandra.

Jego oczy...

‒ Gdzie jest Dean i Sam?

‒ Może się wreszcie przedstawisz?

‒ Wybacz, gdzie moje maniery – wymamrotał, wyciągając rękę w moją stronę, ale zaraz ją wycofał, szepcząc coś pod nosem. ‒ Jestem Castiel. Przyjaciel Winchesterów.

Nie próbuj mnie ratować (Supernatural) [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now