94 | przygotowania do sylwestra

Zacznij od początku
                                    

— A w porządku. — kiwnął głową — ciągle ta cała sytuacja jest dla mnie dziwna, ale powoli się przyzwyczajam — ruszyliśmy chodnikiem w stronę rynku, który był oddalony o jakiś kilometr. Cieszyłam się, że w końcu miałam chwilę na rozmowę z przyjacielem, za którym tak bardzo tęskniłam.

— Ja się ciagle dziwię, jakim cudem w to wszystko uwierzyłeś. Przecież jest fanem nauki i realizmu — na moje słowa uśmiechnął się pod nosem.

— Jak to się w ogóle stało, że tam trafiłaś? — zaczął rozmowę, na co ja westchnęłam przypominając sobie wieczór, do którego miałam tak niesamowicie mieszane uczucia. Z jednej strony był początkiem spełnienia moich marzeń, zaś z drugiej było to porwanie i wtargnięcie na mój teren.

— Peter siedział w moim pokoju, a jak go wyrzuciłam na balkon, to mnie złapał i porwał — zaśmiałam się — szczerze nie wiem czy to dobre wspomnienie, czy nie — wzruszyłam ramionami.

— Romantycznie — powiedział ironicznie — Obgadamy to jeszcze. Musisz mi wszystko opowiedzieć, bo jestem strasznie ciekawy co tak naprawdę przeszłaś — szturchnął mnie ramieniem.

— Chętnie — uniosłam głowę — Wiesz, tęskniłam za tobą — zaczęłam — i ty chyba też, skoro zostawiłeś mi pięćdziesiąt trzy nieodebrane połączenia i ze sto SMS'ów* — zaśmiałam się.

Adam się zmieszał.
— Faktycznie. Mam takie lekkie prześwity, ale nie pamiętam zupełnie o co chodziło. Wiem, że kogoś szukałem i to desperacyjnie — nabrał powietrza — pewnie ciebie.

— Ooo... — wydałam z siebie dziwie rozczulenie i poklepalam przyjaciela po plecach — A jak z Malory? Układa się wam? — spytałam. Było mi bardzo bardzo głupio, że dopiero teraz padło to pytanie. Ten temat był dla mnie i dla chłopaka niesamowicie ważny i byłam naprawdę zła, że nie uczestniczyłam w jego życiu, gdy w końcu umówił się z tą dziewczyną.

— Też super! — ożywił się — Jak narazie, pierwszy związek jest cudowny — zaśmiał się.

Uśmiechnęłam się. Tak bardzo cieszyłam się ich szczęściem. I nie mówiłam tego ironicznie.

— Pamiętam jak z Zackiem się zakładaliśmy za ile będziecie w końcu razem — przypomniałam sobie, na co Adam zaśmiał się, ale przeszedł nas deszcz nostalgii. — Jeszcze w pierwszej klasie...

— A co z Zackiem?

— Został w domu — zagryzłam wargę — Ma kaca — stwierdziłam z rozżaleniem, ale bardzo stanowczym głosem. Chłopak naprawdę był młody i w jego głowie powinny być narazie inne sprawy. Najgorsze jednak było to, że mnie okłamał. Gdy z nim wczoraj rozmawiałam, to zapierał się, że jest trzeźwy, ale błagam. Tak nie mówią trzeźwi ludzie, a poza tym dzisiaj bolała go głowa i powiedział mi o tym, jakby myślał, że jestem głupia i nie połączę faktów.

— Martwie się o niego — stwierdził Adam.

— Tak, ja też — zapadła między nami cisza. Ale właśnie to tak bardzo kochałam w posiadaniu przyjaciela. Ta cisza nie była niezręczna. Nie sprawiała, że przechodziły mnie ciarki zażenowania i zaczynałam gadać straszne pierdoły, żeby zagłuszyć brak rozmowy. Oboje pogrążyliśmy się we własnych przemyśleniach.

***

Kroczyliśmy grupowo przez miasto. Nie można było zaprzeczyć, że przykuwaliśmy uwagę. Głównie dlatego, że Alex mówił tak głośno, że zdecydowanie słuchać go było na obu końcach ulicy. Brendan zagadywał Ceddar, ale ona bez przerwy zerkała na Petera, obok którego szła Ashlynn i patrzyła na wszystko z otwartymi szeroko ustami w podziwie.

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz