Rozdział 105.

187 5 0
                                    

Perspektywa Louisa

Minęły dwa tygodnie odkąd Jo trafiła do szpitala. Codziennie jestem u niej. Praktycznie można rzec, że śpię przy jej łóżku. Trzymam ją za rękę, staram się być przy niej cały czas. Czasem boję się, że jak na moment wyjdę do toalety to Jo się wybudzi i nikogo przy niej nie będzie. Dlatego staram się załatwiać swoje potrzeby jak najszybciej potrafię.

Policja przychodzi co drugi dzień do sali Jo. Chcą ją przesłuchać w sprawie wypadku, ale nie mają jak, a sprawa stoi w miejscu. Każdy czeka, aż Jo w końcu otworzy oczy. Każdy chce ją zobaczyć, każdy chce jej powiedzieć że bardzo się cieszy, iż dziewczyna żyje.

Często, gdy jestem u niej w sali, maszyna do której dziewczyna jest podpięta i która reguluje pracę serca wydaje z siebie dziwne dźwięki, jakby chciała pokazać że Jo już się wybudza, ale niestety nic z tego. Za każdy razem jak biegnę po pielęgniarkę, ona mi mówi że to fałszywy alarm i że pacjentka nie jest jeszcze gotowa na powrót do nas.

Czasem przychodzą mi do głowy głupie myśli. A co jeśli Jo się nie wybudzi? A co jeśli już nigdy nie zobaczę jak się uśmiecha? Jak mówi mi, że mnie kocha? Jak się na mnie wkurza? Ale wtedy proszę Boga o jedno, o powrót mojej ukochanej. O to, aby w końcu mi ją oddał i pomógł jej się obudzić. Czy proszę o tak wiele?

Wiem, że narobiłem dużo świństwa Jo. Nie powinienem tak reagować na wieść o ciąży. Powinienem się cieszyć, że zostaniemy rodzicami, że Bóg powierzył nam tą rolę mimo młodego wieku. Ale teraz już jest za późno. Nie ma dziecka, nie ma go, albo jej. Jo poroniła. Uderzenie było tak wielkie, że dziecko nie miało szans na przeżycie. A do tego jeszcze chwilowe zatrzymanie akcji serca w karetce spotęgowało jego odejście. Nie mam pojęcia jak Jo zareaguje na tą wieść. Wiem, że nie była zadowolona z tej ciąży, ale znam ją dość długo i wiem, że podświadomie kochała to maleństwo.

Rodzice i moi i Jo, gdy tylko dowiedzieli się co się stało od razu przyjechali do szpitala. Chcieli wiedzieć co się stało, więc opowiedziałem im w skrócie jak do tego doszło. Mama Jo od razu zaczęła płakać i chciała widzieć się z córką, ale Jo była wtedy operowana, więc nie było szans.

Moi rodzice zabrali mnie do domu. A gdy znalazłem się w swoim łóżku tama puściła i z moich oczu poleciały gorące łzy. Modliłem się o powrót Jo do zdrowia, o to aby wróciła do mnie. Żeby nic się jej strasznego nie stało i żeby była uśmiechnięta jak zawsze.

Fantazjowałem nawet o tym, że siedzimy na zielonej trawce w parku i bawimy się z małym brązowowłosym chłopcem. Uśmiechnąłem się przez łzy, ale po chwili przypomniałem sobie obraz nieprzytomnej Jo na tyłach karetki. I mój strach o to czy dziewczyna przeżyje.

Na szczęście przeżyła, ale leży na OIOM-ie podpięta do kilku maszyn podtrzymujących jej życie.

Gdy kilka godzin później wróciłem do szpitala i wjechałem na odpowiednie piętro, tata Jo od razu mnie zaatakował. Krzyczał na mnie, wyklinał mnie, a to wszystko przez to że dowiedział się o ciąży. Szczerze powiem, że spodziewałem się takiej reakcji z jego strony. Wiedziałem, że oskarży tylko mnie o to. Ale gdy mi powiedział, że Jo straciła dziecko nie mogłem w to uwierzyć. Byłem zły. Zły na siebie za to, że pozwoliłem Jo prowadzić samochód w takim stanie. Była zdenerwowana, widokiem Abby obok mnie. Wiem, że ja do tego doprowadziłem. Powinienem krzyknąć na nią, aby się ode mnie odczepiła i dała mi w końcu spokój, ale jestem tchórzem.

Wiem, jestem żałosny w tym momencie. Zamiast zrobić coś w tamtej chwili ja wolałem stać i patrzeć jak moja dziewczyna odjeżdża i ucieka przede mną.

Codziennie zaraz po przybyciu do szpitala kupowałem Jo świeże kwiaty. Chciałem, aby w jej sali było kolorowo. I, że jak się obudzi zobaczy, że ktoś o niej pamiętał

Can we be together? (Louis Tomlinson fanfiction, PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz