Rozdział 52.

270 8 0
                                    

Serce podeszło mi do gardła, gdy odgłosy kroków zbliżały się do drzwi. Ręce zaczęły mi się strasznie trząść, nogi pode mną się prawie ugięły, kiedy drzwi zostały otwarte, a w nic stanął mój ukochany tata. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać, czy to było zaskoczenie czy może złość, a może radość? Stanął jak zamurowany naprzeciw mnie, a ja uśmiechnęłam się szeroko do niego i łzy zaczęły mi płynąć po policzkach.

- Ja chyba nie wierzę, Jo to ty? - odezwał się w końcu tata, po krótkiej chwili gdy tak staliśmy naprzeciw siebie i patrzyliśmy prosto w oczy.

- Tak tatku, to ja. - odpowiedziałam, po czym rzuciłam torby na ziemię i rzuciłam się w jego otwarte ramiona. Przytulił mnie mocno do siebie, a ja zarzuciłam mu ręcę na szyję i zaczęłam głośno płakać.

- Kochanie nie płacz. Tak bardzo się cieszę, że jesteś w domu, ale jak, kiedy ? - powiedział, gdy odsunęliśmy się od siebie.

- To łzy szczęścia tatuś. Dzisiaj z Louisem mieliśmy samolot z Krakowa i tak oto jestem. - wyjaśniłam i wytarłam spływające łzy wierzchem dłoni.

- A babcia co na to? - zapytał.

- Babcia była jak najbardziej za. Wiem, że nie powinnam tak postępować, ale ja już tam nie wytrzymywałam bez was. - odpowiedziałam.

- Dobra rozumiem. Ale wiesz jak się mama ucieszy jak cie zobaczy, bo o Maxie to nawet nie chcę mówić. Będzie skakał z radości po całym domu. - powiedział tata, po czym wziął moją torbę, a ja weszłam do środka. Od mojego ostatniego pobytu tutaj nic się nie zmieniło. No dobra może zniknęły pudła z przedpokoju, ale to wszystko.

- Home sweet home. - powiedziałam,raczej sama do siebie, gdy weszłam w głąb domu.

- Tak bardzo się cieszę, że jesteś. Max cały czas się pytał kiedy przyjedziesz, nie dawał nam spokoju. - oznajmił tata i położył moją torbę w holu, pod ścianą.

- No właśnie, gdzie on jest? - zapytałam i położyłam swoją torebkę na kanapie w salonie.

- W ogrodzie, razem z mamą bawią się w piaskownicy. Max nam powiedział, że musi zrobić dużo babek z piasku, dla ciebie.

- Czyżby wyczuł, że dzisiaj przyjadę? - zapytałam z uśmiechem na ustach.

- Wiesz, z tym dzieckiem wszystko jest możliwe. - odpowiedział tata, również z uśmiechem. - Chodźmy do nich, jestem ciekawy ich reakcji. - dodał, po czym wziął mnie za rękę i poszliśmy w stronę drzwi prowadzących do ogrodu.

Serce waliło mi jak szalone, bałam się że zaraz może mi wyskoczyć. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg ogrodu, od razu mój wzrok przykuł Max samotnie bawiący się w piaskownicy i faktycznie tak jak wcześniej mówił tata robił babki z piasku. Jak słodko wyglądał, w dżinsowych ogrodniczkach, białej bluzeczce, gumowych klapeczkach i kolorowej czapce z daszkiem na głowie. Uśmiechnęłam się na jego widok. Mama leżała sobie na kocu obok piaskownicy i jak się domyślam opalała się.

- Max. - powiedział tata w miarę głośno, aby mały usłyszał. Ten podniósł głowę popatrzył to na mnie, to na tatę i wrócił do zabawy. Dopiero po kilku sekundach znowu podniósł głowę i krzyknął na całe gardło.

- JO!!!!! - aż mama podniosła się z koca i popatrzyła w naszą stronę. Nawet nie zdążyłam zobaczyć jej reakcji, bo ukucnęłam i złapałam Maxa biegnącego w moją stronę. Był cały brudny od piasku, ale to się nie liczyło w tamtym momencie. Najważniejsze było, że mogłam go wreszcie do siebie przytulić i pocałował jego pulchny policzek. Tak bardzo tęskniłam za tym malcem.

- Cześć maluchu. - powiedziałam ze łzami w oczach.

- Jo, moja kochana Jo wróciła. Mamo, tato Jo wróciła! - mały tak krzyczał, że wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Nawet mama, którą teraz zauważyłam i tak samo jak ja miała łzy w oczach. Wzięłam Maxa na ręce i wstała do pozycji stojącej. Mały tak się przykleił do mojej szyi, że prawie mnie dusił. Objęłam mamę wolną ręką i przytuliłam do siebie.

Can we be together? (Louis Tomlinson fanfiction, PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz