Rozdział 24.

544 16 0
                                    

5 dni później

To już koniec. Wreszcie koniec moich męczarni, koniec szkoły, koniec egzaminów. Teraz wakacje. Został mi jeszcze tydzień do wyjazdu do Polski. Dokładnie za tydzień, w piątek będę się żegnać z Louisem i rodzicami. Jak sobie tylko o tym pomyślę to płakać mi się chce. Ale staram się o tym po prostu nie myśleć i na razie mi się to udaje.

Teraz wsiadłam do samochodu i jadę do domu. Muszę się przebrać i zacząć pakować resztę rzeczy, bo dzisiaj przewozimy je do naszego nowego domu, a jutro no może i jeszcze dzisiaj zabieramy się za ich rozpakowywanie. Louis zaoferował się, że nam pomoże, a rodzice z chęcią na to przystanęli. Nie wiem czy z mojego powodu, czy po prostu stwierdzili, że przyda nam się dodatkowa para rąk. Lou ma do nas przyjechać około godziny 14, jak tylko skończy zajęcia. Jest dopiero 12, więc mam spokojnie dwie godziny na spakowanie wszystkich rzeczy do pudeł stojących w moim pokoju od dwóch tygodni. Nie miałam zbytnio czasu, ani głowy do tego, a dużo działo się ostatnio w moim życiu.

Pół godziny później parkowałam na podjeździe pod domem. Pewnie byłabym szybciej, gdyby nie te przeklęte, londyńskie korki. Nie spodziewałam się korków o tej porze, jakoś nigdy mi się to nie przytrafiło.

Zabrałam swoją torebkę i wyszłam z samochodu. Zamknęłam go na klucz, po czym udałam się w stronę domu. Stojąc pod drzwiami i szukając kluczy usłyszałam dźwięk klaksonu. Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam czarny samochód parkujący obok mojego. Wiedziałam kto to, bardzo dobrze wiedziałam kto to. Uśmiech od razu zagościł na moich ustach. Gdy "ten ktoś" wyszedł z auta, rzuciłam torebkę na wycieraczkę leżącą przed drzwiami wejściowymi i pobiegłam w jego stronę. Rzuciłam się na niego, tak że nogami objęłam go w pasie, a chłopak trzymał mnie za uda. Zaczęłam go całować, a on to odwzajemnił.

- Cześć. - powiedział Lou. - Widzę, że bardzo się za mną stęskniłaś. - uśmiechnął się.

- Aż tak to widać? - zapytałam i stanęłam na ziemi.

- No wiesz, jeszcze nigdy z nikim się tak nie witałem. - stwierdził po chwili.

- Ja też, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz, co nie? - oznajmiłam i dałam mu szybkiego buziaka w usta. - Fajna czapka. - powiedziałam, gdy Lou zamykał samochód.

- Dzięki. - odpowiedział i uśmiechnął się. Nad daszkiem widniało logo jakiejś drużyny piłkarskiej.

- Co to za drużyna? - spytałam i wskazałam palcem na górę czapki.

- To drużyna, w której gram ja i moi koledzy z uczelni. - a to mi nowość.

- Nie wiedziałam, że grasz w piłkę nożną. Nic mi nie mówiłeś.

- Bo nie pytałaś, a mi jakoś to wyleciało z głowy.

- A może zaprosisz mnie kiedyś na swój mecz? - zaproponowałam.

- Pewnie. W środę gramy, może chcesz wpaść?

- Z miłą chęcią. Wyjeżdżam dopiero w piątek, więc mam czas. - odpowiedziałam, a Louis jakby posmutniał.

- Ej nie smutaj. To tylko dwa miesiące. Szybko zleci, zobaczysz.

- Wiem, ale i tak jest mi smutno, że wyjeżdżasz.

- Kochanie, ja wszystko rozumiem, ale dwa miesiące to nie wieczność. Po za tym ty masz teraz dużo nauki i musisz się skoncentrować na egzaminach.

- No tak, a jak człowiek się uczy to czas szybko leci.

- No widzisz i nie smuć się już, bo nie mogę patrzeć na ciebie jak jesteś przygnębiony. - powiedziałam i pociągnęłam chłopaka za rękę w stronę domu. Podniosłam torebkę z ziemi i znowu zaczęłam szukać kluczy. Gdy w końcu je znalazłam mogliśmy spokojnie wejść do domu i pierwsze co zrobiliśmy to skierowaliśmy się do kuchni. Nalałam nam soku do szklanek i usiedliśmy przy stole.

Can we be together? (Louis Tomlinson fanfiction, PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz