Rozdział 54.

267 10 0
                                    

Wysiadłam z auta, a zaraz obok mnie pojawił się Louis. Zastanawiam się gdzie my właściwie jesteśmy. Plaża jest prawie pusta, nie licząc kilku osób spokojnie sobie leżących na kocach.

- Gdzie my jesteśmy? - zapytałam Louisa, a ten przypatrywał mi się, jakby chciał coś odczytać z mojej twarzy, może reakcje, a może to czy nadal jestem na niego zła.

- W Brighton. Pomyślałem, że moglibyśmy zrobić sobie piknik na plaży. - odpowiedział niepewnym głosem.

- I to jest ta niespodzianka? - zapytałam głosem pełnym ekscytacji. 

- Tak, podoba ci się? - niepewnie popatrzył na mnie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam w usta.

- Pewnie, że tak. - odpowiedziałam, a Louisowi chyba kamień spadł z serca, bo odetchnął z ulgą.

- To w takim razie chodźmy. - powiedział i poszedł w stronę bagażnika. Po chwili wyciągnął koszyk piknikowy i koc w niebieską kratkę.

- Ty to wszystko zaplanowałeś. - stwierdziłam, gdy schodziliśmy po schodkach na plażę.

- To znaczy ja to wczoraj, a raczej dzisiaj nad ranem wymyśliłem, gdy pewna pijana dziewczyna do mnie zadzwoniła i powiedziała że dostała się na studia. Więc pomyślałem, że trzeba to jakoś uczcić. - odpowiedział i uśmiechnął się do mnie szeroko. - A jedzenie przygotowała dla nas moja mama, która z resztą chciałaby cię znowu zobaczyć. Stwierdziła, że bardzo się za tobą stęskniła. - powiedział z uśmiechem na ustach wspominając swoją mamę. Widać, że bardzo ją kocha.

- Chętnie zobaczę się z twoją mamą, ale może nie dzisiaj co? Dziś mamy lepsze rzeczy do roboty. - stwierdziłam uśmiechając się, a gdy byliśmy już na pisaku puściłam dłoń Louisa i ściągnęłam buty. Chłopak zrobił to samo, ja wzięłam nasze buty, a Lou niósł koszyk ze smakołykami i koc.

- Może tutaj. - zaproponowałam, gdy byliśmy już w miarę daleko od ciekawskich spojrzeń ludzi przechadzających się po promenadzie.

- Ok. - odpowiedział Lou. Odłożył koszyk na ziemię i rozłożył dla nas koc. Usiedliśmy na nim, a chłopak od razu zabrał się za rozpakowywanie zawartości koszyczka. Jestem ciekawa co nam tam pani Jay przygotowała pysznego. Znając ją to będzie coś co na pewno będzie mi smakować. Kanapki, sok pomarańczowy, a nawet truskawki w plastikowej i zamykanej wieczkiem miseczce. Uśmiechnęłam się i powiedziałam do Louisa.

- Twoja mama jest niesamowita. - i zaczęłam otwierać truskawki. Wzięłam jedną, po czym nachyliłam się w stroną chłopaka i włożyłam mu owoc do ust. Uśmiechnął się i powiedział między kęsami.

- Pyszna. - i zrobił to samo co ja tylko, że w moją stronę.

- Pyszna. - powtórzyłam jego słowa. Zaczęliśmy się na zmianę karmić rożnymi pysznościami. Nawet dostrzegłam sałatkę owocową z przeróżnych owoców. Ja nie wiem jak pani Jay to robi, że potrafi przygotować coś tak pysznego, a w dodatku moje ulubione przysmaki. W międzyczasie Louis zmienił swoje miejsce siedzenia i zamiast siedzieć po mojej prawej stronie siadł za mną, także ja byłam między jego nogami i opierałam się o jego tors, a on położył głowę na moim ramieniu, objął mnie ramionami i oboje patrzyliśmy w stronę morza.

- Jak zareagowali twoi rodzice, gdy cię wczoraj zobaczyli? - zapytał, gdy zajadaliśmy się kanapkami z szynką i serem.

- Ucieszyli się, mama oczywiście płakała, a tata był nieco zaskoczony. - odpowiedziałam i ugryzłam kawałek kanapki, muszę powiedzieć, że są niezłe.

- A Max? - dopytywał chłopak.

- Max to wariat jeden. Zaczął tak głośno krzyczeć, gdy tylko mnie zobaczył, że aż się przestraszyłam, że to dziecko ma w sobie tyle siły. - uśmiechnęłam się na samo wspomnienie powitania mnie w domu przez Maxa.

Can we be together? (Louis Tomlinson fanfiction, PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz