Rozdział 75.

364 8 0
                                    

Dziś wreszcie sobota, a to oznacza tylko jedno - po raz pierwszy zobaczę Louisa w garniturze i pod krawatem. Przez ostatnie dwa dni chłopak męczył mnie i błagał na kolanach, abym chociaż odpuściła mu ten krawat, bo jak twierdzi przez niego się dusi. Ja oczywiście się na to nie zgodziłam, ze mną nie ma tak łatwo. Powiedziałam mu również, że jeśli założy krawat, który ostatnio razem kupiliśmy, z resztą tego samego koloru co moja sukienka, to wszyscy będą wiedzieć, że Louis jest ze mną i co najlepsze należy tylko i wyłącznie do mnie. Mogę się założyć, że wszystkie moje ciotki nie będą mogły oderwać od niego swojego wzroku, a to oznacza że będę musiała Louisa porządnie pilnować.

Wczoraj wieczorem przyszła do mnie Meg. Chciała pogadać o Stanie i dopytać się skąd go znam i ogólnie dowiedzieć się jakichś szczegółów dotyczących życia chłopaka. Opowiedziałam jej wszystko co wiem na jego temat. Począwszy od naszego wspólnego dzieciństwa, gdy jako dziecko przyjeżdżałam do babci na wakacje, a skończywszy na tym, że chłopak trenuje piłkę nożną razem z moim Louisem.

Dziewczyna była pod wielkim wrażeniem. Widziałam iskierki radości w jej oczach, gdy o nim mówiła. Wspomniała również o tym, że zabrał ją do kina, a po nim na jakąś kolację i spacer po parku. I jak stwierdziła Meg, że w bardzo romantycznym miejscu pocałowali się po raz pierwszy. Nie mogła się oprzeć i oczywiście musiała wspomnieć o smaku i miękkości jego ust. Aż cała się rozpływała, gdy o tym mówiła, nieźle ją wzięło, pomyślałam. Już miałam jej powiedzieć, aby darowała sobie takie fragmenty, ale pomyślałam, że nie będę jej psuć humoru, ani zabierać przyjemnych myśli dotyczących Stana. Tak więc byłam na bieżąco i w duchu cieszyłam się, że udało mi się ich sobie przedstawić. Przeczuwałam, że uda im się być razem, bo naprawdę do siebie pasują.

Przez ostatnie dwa dni chodziłam jak tykająca bomba. Wszystko i wszyscy mnie denerwowali. Nie wiem co mi się działo, miałam dziwne przeczucie, że za niedługo zdarzy się coś złego i będzie to miało poważny wpływ na moje dalsze życie.

Wstałam z łóżka i zeszłam na dół do kuchni, w której siedzieli rodzice oraz Max.

- Dzień dobry. - przywitałam się i usiadłam na stołku obok brata.

- Dzień dobry Jo, coś taka nie w sosie dziś? - zapytała mama przerzucając na drugą stronę naleśnika na patelni. - Źle się czujesz?

- Nie za dobrze spałam i tyle. - skłamałam. Nie mogłam im powiedzieć, że mam złe przeczucia co do dzisiejszego dnia, bo jeszcze by się niepotrzebnie zdenerwowali, a tego wolałabym uniknąć.

- O której jedziemy? - zapytałam tatę, który siedział naprzeciw mnie i czytał gazetę oraz wyjadał resztki czekolady ze słoika.

- Wszystko zaczyna się o piętnastej, więc powinniśmy wyjechać około trzynastej, aby na spokojnie dojechać. - odpowiedział tata.

- Louis powinien być przed pierwszą. - oznajmiłam i zaczęłam jeść naleśnika z dżemem truskawkowym. Pycha. Max tak samo jak ja jadł swoją porcję naleśników i tylko co chwila oblizywał swoje małe paluszki, na których znajdowała się resztka pysznego nadzienia.

- Przyjedzie sam czy ktoś ma go przywieźć? - zapytał tata odkładając gazetę na stół.

- Przyjedzie swoim autem i zostawi je u nas, gdy będziemy u dziadków. - wyjaśniłam, po czym dodałam. - A potem jak wrócimy pojedzie do swojego domu, przynajmniej tak mi mówił, gdy się pytałam.

- Nie lepiej, aby został u nas na noc? - zapytała mama, a ja zaniemówiłam. O tym nie pomyślałam, a może nie brałam takiej możliwości pod uwagę, skoro moi rodzice są raczej przeciwni nocowania chłopaka u nas.

Can we be together? (Louis Tomlinson fanfiction, PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz